Ogłosiła upadek komunizmu
Joanna Szczepkowska twierdzi, że omal nie zrezygnowała z udziału w nagraniu, podczas którego wypowiedziała pamiętne zdanie o końcu komunizmu w Polsce. W historycznej chwili pomógł jej zbieg okoliczności, intuicja i łut szczęścia - wspomina w książce "4 czerwca".
W październiku 1989 roku redaktorka "Dziennika Telewizyjnego" zadzwoniła do Joanny Szczepkowskiej z propozycją krótkiego wywiadu na temat życia i planów na przyszłość. Aktorka wspomina, że w pierwszej chwili bez zastanowienia odmówiła - nie chciała współpracować z "komunistycznymi wygami", którzy w 1991 roku stanowili niemal 100 proc. składu redakcji "Wiadomości" TVP (następca "Dziennika Telewizyjnego").
Jednak już po kilku godzinach zaczęła żałować swojej decyzji. Wspomina, że widok smutnych, zmęczonych twarzy na ulicach Warszawy uświadomił jej, że straciła być może jedyną okazję, żeby powiedzieć publicznie coś ważnego.
"Miałam ochotę podejść do tych ludzi i zawołać: Jesteśmy po drugiej stronie muru! Możemy rysować graffiti! Ucieszcie się, chociaż przez chwilę! Może trzeba było tam pójść, wstać nagle i krzyknąć: Ludzie! jesteśmy wolnym krajem!" - wspomina aktorka.
Redaktorka "Dziennika Telewizyjnego" zadzwoniła jednak jeszcze raz i tym razem Joanna Szczepkowska zgodziła się na dwuminutowy wywiad. 3 dni, które dzieliły ją od nagrania, aktorka spędziła na rozmyślaniach, co właściwie powinna powiedzieć.
"Czy w Polsce był komunizm? Oczywiście że nigdy nie było. PRL była na wiecznej, nieskończonej drodze do komunizmu. Ustrój, który u nas panował, nazywano socjalizmem, choć prawdziwego socjalizmu także tutaj nigdy nie było" - dywagowała Szczepkowska.
Wątpliwości wzbudzała też data: "4 czerwca? A dlaczego nie dzień zaprzysiężenia rządu Mazowieckiego?" - myślała.
Ostatecznie aktorka postanowiła nie prosić nikogo o radę i zaufać własnej intuicji. W sobotę, 28 października 1989 roku, Joanna Szczepkowska stawiła się w telewizji i dowiedziała się, że rozmowa z nią zostanie nagrana wcześniej, nie znajdzie się na wizji "na żywo", na co wcześniej miała nadzieję.
Króciutki wywiad dotyczył teatru. Po półtorej minuty rozmowy, zapytana o plany na przyszłość, Szczepkowska powiedziała, że chciałaby zająć miejsce dziennikarki. Zamieniły się więc miejscami. Aktorka poczekała, aż operator zrobi zbliżenie na jej twarz i powiedziała:
"Proszę państwa, 4 czerwca skończył się w Polsce komunizm".
Okazało się, że trzeba powtórzyć nagranie. Ku zdziwieniu Szczepkowskiej, druga rozmowa przebiegła w taki sam sposób jak pierwsza i zakończyła się wypowiedzeniem przez nią słynnego zdania.
Aktorka wspomina, że do domu wracała piechotą. Dotarła tam po emisji "Dziennika", zresztą podejrzewała, że wywiad poszedł bez ostatniego zdania.
"Dochodzę do swojego osiedla. We wszystkich prawie oknach pali się światło. Wchodzę do mieszkania. Cała podłoga w kwiatach" - wspomina aktorka.
Następnego dnia od rana rozdzwonił się telefon. Wszyscy dzwonili z gratulacjami. Sąsiedzi przynosili kwiaty, dziękowali. Na bramie Uniwersytetu Warszawskiego zawisł transparent z napisem "Joanna Szczepkowska niech żyje!".
"Właściwie dlaczego oni to puścili? To chyba prostsze niż się wydaje. Bo im też było to potrzebne. Bo 4 czerwca skończył się w Polsce komunizm i oni to wiedzieli tak samo dobrze jak my" - dodaje Szczepkowska.
Książka "4 czerwca" ukazała się nakładem wydawnictwa Znak.