Obiekt westchnień... obojga płci
Cameron Diaz i Gwyneth Paltrow uważają go za najprzystojniejszego faceta na świecie. Madonna i Julia Roberts - za idealnego kandydata na męża. Rupert Everett, choć jest wysoko cenionym aktorem, pisarzem i piosenkarzem, ustawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko. - Nie bywam z siebie przesadnie zadowolony - mówi.
Przesada to jego drugie imię. Jak Freddie Mercury, który śpiewał "I Want It All", od najmłodszych lat chciał mieć wszystko i... być wszystkim: najlepszym angielskim aktorem teatralnym, gwiazdą Hollywood, a także gejem, którego nikt za odmienność nie szykanuje. Dziś uważa, że... trochę się zagalopował.
- Odkąd postawiłem na ujawnienie orientacji, a miało to miejsce w Paryżu u progu lat 90., zaczęły się kłopoty. Hollywood pokazało mi na chwilę plecy - wyznał w jednym z wywiadów.
Czy jednak, kusząc się na rozliczenia z kapryśną muzą, 53-letni Rupert Everett nie popada aby znowu w... przesadę? Ten świetnie wykształcony, posiadający nienaganne maniery i doskonały gust syn majora Anthony'ego Michaela Everetta oraz Sary MacLean, ma wśród przodków szkocką, kornwalijską i niemiecką szlachtę.
Bywał męską prostytutką (to w czasach studenckich, gdy brakowało na chleb), napisał dwie powieści ("Hello, Darling, Are You Working?", "The Hairdressers of St. Tropez") i wspomnienia ("Red Carpets and Other Banana Skins"), nagrał płytę ("Generation of Loneliness"), zagrał w teledysku Madonny ("American Pie"), zaśpiewał z Robbiem Williamsem ("They Can't Take That Away From Me"), wystąpił też w wielu świetnych filmach ("Szaleństwo Króla Jerzego", "Mój chłopak się żeni", "Zakochany Szekspir", "Układ prawie idealny") i dubbingu ("Shrek"). Skąd więc ten głód?
- Rodzice posłali mnie do szkoły klasztornej. Szybko nauczono mnie samokrytycyzmu: "Noś się dumnie, nigdy jednak nie bądź z siebie zbyt zadowolony. Wyciągaj ręce po więcej". No i tak mi już zostało - opowiada.
Praca to wszakże nie wszystko. Rupert ma domy w Paryżu, Londynie, Nowym Jorku i Los Angeles. Jeden postawił specjalnie dla ukochanego psiaka Moise. Uwielbia spędzać czas w kuchni - eksperymentuje wtedy z przepisami prababć, które potem - na przyjęciach urządzanych dla przyjaciół - robią furorę.
Pisuje felietony do "Vanity Fair", gra na pianinie i... bardzo dużo śpi. - Nie jestem typowym, flegmatycznym Anglikiem. Przyznajcie jednak sami, że życiowa rola obiektu erotycznych westchnień obojga płci jest bardzo męcząca. A sen to w tym wypadku najlepsza terapia.
Maciej Misiorny