O sprzedawaniu swojej cielesności
Koniec wakacji - dystrybutorzy i krytycy wracają do pracy. Z sześciu kinowych premier tego tygodnia szczególnie polecamy "tragikomedię o sprzedawaniu swojej cielesności" - "Irinę Palm" z Marianne Faithfull.
"Irina Palm wyrasta z tej samej tradycji brytyjskiego kina co Goło i wesoło czy Dziewczyny z kalendarza - tragikomedii o sprzedawaniu swojej cielesności. Tyle że, pomijając inne różnice, pomysł jest bardziej ryzykowny moralnie (nie chodzi tylko o męski striptiz czy o rozbierane fotki, ale o rodzaj prostytucji, choć z drugiej strony stawka jest tu wyższa - życie dziecka. Mogłoby to wypaść niesmacznie czy wulgarnie, ale belgijskiemu reżyserowi udało się utrafić we właściwy ton i bardzo zgrabnie zestroić humor z sentymentalizmem".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"Irina Palm to piękna opowieść o tym, co potrafi miłość. Brawurowe połączenie melodramatu i niemal wulgarnego dowcipu dało prawdziwa perełkę filmową. Nie za ciężką, nie za lekką, poruszającą i zabawną. (...) Filmowi służy oszczędna gra Marianne Faithfull [która] rzadko patrzy w kamerę, mało mówi, po klubie krząta się w podomce".
Magdalena Michalska, "Dziennik"
"Ultimatum... jest godnym zwieńczeniem bardzo udanej serii, w której najbardziej podobał mi się znaczący sensacyjna intrygę odcień melancholii: film o człowieku, którego świadomość przeprogramowano i którego zmieniono w bezwzględnego terminatora, nie może mieć jasnego, banalnego happy endu. Nawet gdy zwycięży".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"W większości filmów akcji zadaniem szpiegów, agentów, policjantów jest sprawne wymierzanie ciosów, epatowanie łatwa przemocą i atrakcyjnymi gadżetami. Tutaj tego nie ma. Greengrass krwawe jatki zastępuje zawrotna dynamiką, a kolejne elementy układanki powoli wydobywa z chaosu scen filmowanych nerwową kamerą".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"
"Życie... reklamowane jest jako komedia romantyczna, co nie jest określeniem całkiem ścisłym (trudno mówić o czystej komedii, gdy opowieść zaczyna się od osierocenia dziecka). Jest to raczej film obyczajowy łączący ze sobą elementy komedii romantycznej dla dorosłych i rodzinnego dramatu - gatunek, który dziś częściej gości w telewizji niz na dużym ekranie".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"Za wielka woda część krytyków uznała Życie od kuchni za interesujące ze względu na niebanalną perspektywę łagodnego feminizmu. Gdzie ja zobaczyli, trudno zgadnąć, bo rzecz to raczej o wadach życiowego projektu polegającego na samorealizowaniu się bez względu na koszty. Nic nowatorskiego".
Bartosz Staszczyszyn, "Dziennik"
"Fińsko-czeski debiut Juliusa Sevczika to falstart. Po kilkunastu minutach oczopląsu marzymy tylko o jednym: reset, restart, finał. (..) Restart jest filmem równocześnie nowofalowym, estetycznie wypindrzonym, ale i nudnym, jałowym. (...) Z ekranu kapie wielkie wodolejstwo. [a] wątła fabułka w żaden sposób nie jest w stanie nadążyć za operatorskimi szaleństwami fińskiego prymusa Kasimira Lehto".
Łukasz Maciejewski, "Dziennik"
"Trzeba oddać Sevczikowi, że zawarł w filmie kilka trafnych obserwacji. jak choćby tę, że bojąc się wyznać komuś bliskiemu, jak bardzo jest nam potrzebny, uciekamy w absurd. Co z tego, skoro giną one bezpowrotnie w zawrotnie szybkim montażu i nazbyt pogmatwanej fabule. wyraźnie zresztą - i przy tym nieudolnie- wzorowanej na Biegnij Lola, biegnij".Br>Karolina Pasternak, "Przekrój"
"To historia oparta na faktach, delikatnie tylko podkolorowanych. (Pisali o niej historycy, a w internecie przeczytać można złożone kilkadziesiąt lat temu zeznania Sorowitscha, czyli w rzeczywistości Salomona Smolianoffa. Uderza w nich urzędniczo-aptekarski ton: Smolianoff drobiazgowo relacjonuje etapy produkcji i rozmowy z Niemcami, przywołuje techniczne detale, ale o moralnych dylematach nie wspomina. Tak właśnie pokazywany jest w filmie".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Reżyser niby stara się zachować postawę bezstronnego obserwatora i nie opowiadać się po stronie żadnego ze swoich bohaterów, ale tak naprawdę większa sympatią darzy Salomona i ta sympatia udziela się nam, widzom. może dlatego, że łatwo zrozumieć jego pragnienie przeżycia. a może koncertowo grany przez Karla Markovicsa (przypominający premiera Marcinkiewicza) Sorowitsch jest bardziej ludzki od bezkompromisowego Burgera".
Elżbieta Ciapara, "Dziennik"
"Przewidywalne to wszystko, podlane ciepło-sentymentalnym sosem i ckliwą muzyką, ale dzieci (którym trzeba wytłumaczyć dlaczego nazwisko Christophera Reeve'a wśród twórców ma tu znaczenie dodatkowe) obejrzeć mogą. Co nie oznacza, że koniecznie muszą".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Słodki jest humor przeznaczony dla dzieci do lat 10, i ultrapozytywne, ultraamerykańskie przesłanie: jesteś tym, kim chcesz być. Każdy może zostać bohaterem. A ja zadaję sobie jedno pytanie: czy polskie dzieci wiedzą, czym jest bejsbol?.
Łukasz Figielski, "Dziennik"