O polityce, poezji i prawdzie
Film dokumentalny jest tak różnorodny, że nie może mieć swojego mistrza - uważa dyrektor festiwalu filmów dokumentalnych Planete+ Doc Artur Liebhart. Ten gatunek - według niego - pozwala opowiadać o wielu dziedzinach życia, od wydarzeń politycznych po poezję.
Planete+ Doc Film Festival odbędzie się w Warszawie w dniach 11-20 maja. W tym roku po raz pierwszy festiwal zostanie zrealizowany także we Wrocławiu - będzie tam można oglądać najnowsze i najciekawsze filmy dokumentalne z całego świata w dniach 14-20 maja.
Na tegorocznym festiwalu, jak co roku, będzie można zobaczyć filmy dokumentalne poświęcone aktualnym problemom, które poruszyły cały świat. Filmy "Kryzys. Oddajcie głos Grekom" i "Czterej Jeźdźcy Apokalipsy" dotyczą kryzysu ekonomicznego, "Świadkowie rewolucji" i "Powrót na Plac Wolności" - arabskiej wiosny, "Pocałunek Putina" - walki o rosyjską demokrację, "Czas oburzenia!" i "Oburzeni" - ruchu "oburzonych". Jaka jest rola tych filmów? Ich twórcy podsumowują te wydarzenia czy dodają własne spostrzeżenia o rzeczywistości? Czy film dokumentalny zaczyna funkcjonować jako rozszerzona dziennikarska relacja?
Artur Liebhart: - Film dokumentalny ma pobudzić do głębszego myślenia. Wszyscy mniej więcej zdajemy sobie sprawę np. z kryzysu ekonomicznego, ale media spłaszczają te informacje do tego stopnia, że ciężko wyrobić sobie spójny pogląd na ich temat. Filmy mają przybliżyć te problemy i namówić do dyskusji z ludźmi, którzy biorą udział w tych procesach albo są ich bardzo blisko. Nie mamy takiej szansy na co dzień.
- Każdy z wymienionych filmów w inny sposób ujmuje problem, pokazuje go nam z innej perspektywy i w innym momencie całego procesu.
- W filmie 'Świadkowie rewolucji' oglądamy rewolucję oczami egipskiej dziennikarki, która relacjonuje to, co się dzieje w Kairze, na cały świat. Z jej perspektywy poznajemy sytuację kobiety-dziennikarki w Egipcie oraz stan ducha całego społeczeństwa. Petr Lom, twórca filmu 'Powrót na Plac Wolności', pokazuje z kolei rewolucję z punktu widzenia czterech osób reprezentujących różne warstwy społeczne. Reżyser towarzyszy swoim bohaterom przez niemal rok, pokazuje, co robili w czasie oblężenia Placu Wolności i co robią teraz. Szuka odpowiedzi na pytanie o to, jak rewolucja zmieniła ich życie.
- Tony Gatlif, reżyser 'Oburzonych', łączy film dokumentalny ze scenami inscenizowanymi, tworząc hybrydy gatunkowe. Bohaterką filmu 'Oburzeni' jest fikcyjna postać afrykańskiej emigrantki, która wędruje po krajach południowej Europy, kryzys oglądamy jej oczami. W filmie możemy zobaczyć, jak administracja tych państw traktuje emigrantów. Bohaterka jedzie z Grecji do Francji, tam zostaje zawrócona do Grecji, następnie nielegalnie dostaje się do Hiszpanii. W Madrycie uczestniczy w manifestacjach 'oburzonych'.
- Dzięki filmowi 'Oburzeni' będziemy mogli wreszcie dowiedzieć się więcej o czymś, o czym w Polsce bardzo mało się mówiło: o sukcesie ruchu 'oburzonych' w Hiszpanii, który doprowadził do rezygnacji premiera Zapatero. Dzięki ruchowi wszystkie projekty ustaw, zanim trafią do Kortezów, mają być konsultowane w komitetach społecznych. Coś takiego nie miało dotychczas miejsca w żadnym państwie w Europie.
O kryzysie ekonomicznym w filmie "Czterej Jeźdźcy Apokalipsy" opowie nam Robin Hood świata biznesu.
- Ross Ashcroft to były finansista z Wall Street, który wyszedł na ulice Nowego Jorku i zapytał się ludzi, czego nie wiedzą o kryzysie. Sugerując się ich odpowiedziami zrobił film opowiadający o czterech 'jeźdźcach apokalipsy' - instytucjach i procesach, które zdaniem reżysera odpowiadają za kryzys. Po polskiej premierze filmu na festiwalu Ashcroft weźmie udział w otwartej debacie.
W filmie fabularnym widz wie, że ma do czynienia z historią zrodzoną w głowie twórcy. Od filmu dokumentalnego oczekuje natomiast odbicia rzeczywistości. Dokumentalista może to wykorzystać, aby zniekształcić przekaz, sprzedać odbiorcy własne wyobrażenie. Czy to nie jest pewna pułapka?
- W dokumencie również mamy kontakt z pewną wizją reżysera, który chce nam pokazać szerokie spektrum problemu albo tylko jego niewielki wycinek. Każdy film dokumentalny jest serią pewnych wyborów jego twórcy. Nie możemy się nastawiać na to, że będziemy mieć kontakt z prawdą w skali 1:1, że znajdziemy tam gotowe odpowiedzi. Film dokumentalny ma nas zachęcić do myślenia.
W Warszawie odbędzie się po raz pierwszy retrospektywa artystycznych filmów Haruna Farockiego. W jaki sposób udaje mu się łączyć dokument ze sztuką wizualną?
- W instalacjach filmowych Farockiego jeden film ulega rozszczepieniu na kilka, czasami kilkanaście ekranów. Największą instalacją artysty, którą zobaczymy na wystawie w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej, będzie praca 'Deep Play'. Na dwunastu ekranach zobaczymy mecz finałowy Mistrzostw Świata w piłce nożnej Francja-Włochy w 2006 r. Farocki połączył ujęcia ze swoich czterech kamer, 14 kamer od UEFA oraz nagrania służb bezpieczeństwa z trybun, halu i szatni. Daje to relacje meczu ze wszystkich możliwych źródeł. Możemy zobaczyć, jak powstaje największe widowisko wizualne i medialne naszych czasów.
Film dokumentalny z poezją łączy z kolei film "Prorok", który Gary Tarn nakręcił na podstawie zbioru opowiadań libańskiego poety i filozofa Kahlila Gibrana.
- Zauważyliśmy, że na świecie powstało w ostatnim czasie kilka filmów dokumentalnych o literaturze. Film Tarna jest chyba jednym z najciekawszych. Jest to filmowa wersja poematu Gibrana, który na język polski przełożył Ernest Bryll. Obaj, wraz z Tarnem, będą ze sobą dyskutować po polskiej premierze filmu.
- Gibran twierdził, że religia nie musi oznaczać dogmatu, ale może pomóc w podniesieniu swojego stanu na taki poziom, który przybliża do rzeczy normalnie niedostępnych. W filmie słyszymy słowa poematu czytane przez angielską aktorkę, w warstwie wizualnej widzimy obrazy z całego świata. Na początku - z Libanu, gdzie Gibran się urodził. Film Tarna to liryczna podróż w czasie i przestrzeni.
Można powiedzieć, że zjadł pan zęby na filmie dokumentalnym. Jest pan pomysłodawcą festiwalu i od 10 lat jego dyrektorem. Jest jakiś reżyser, którego uważa pan za twórcę wszech czasów w dziedzinie filmu dokumentalnego?
- Niemożliwe jest, abym wymienił jednego, ponieważ film dokumentalny daje tak szerokie możliwości, że twórcy tworzą często własną historię filmu dokumentalnego. Wymienienie Wernera Herzoga oznaczałoby, że jego styl filmowania jest najlepszy, a ja nie jestem do końca tego pewien.
Nie mam takiego twórcy i myślę, że nikt totalnie nie zdominuje nigdy filmu dokumentalnego, bo świat jest na to za bardzo ciekawy i różnorodny.
Z Arturem Liebhartem rozmawiała Magdalena Cedro (PAP).