55 lat temu na ekrany polskich wszedł pełnometrażowy debiut Romana Polańskiego - kameralny thriller "Nóż w wodzie". To pierwszy polski obraz, który otrzymał nominację do Oscara w kategorii "najlepszy film nieanglojęzyczny".
- Chciałem, żeby mój pierwszy film fabularny był chłodny, mózgowy, wyspekulowany, skonstruowany precyzyjnie, niemal formalistycznie. Miał przypominać klasyczny thriller: małżeństwo zabiera na pokład jachtu pasażera, który następnie znika w tajemniczych okolicznościach - wspomniał po latach Polański, który miał już wtedy za sobą reżyserię odnoszącego międzynarodowe sukcesy studenckiego filmu "Dwaj ludzie z szafą". "Nóż w wodzie" miał być jednak przeciwieństwem surrealistycznej, baśniowej historii z wcześniejszej etiudy.
Nad scenariuszem filmu Polański pracować miał z kolegą z łódzkiej "filmówki" - Kubą Goldbergiem, jednak, jak wspomina sam reżyser, jego towarzysz nie grzeszył pracowitością, więc musiał znaleźć innego pomocnika.
- Wówczas na scenę wkroczył Jerzy Skolimowski. Poznałem go przez Komedę. Zamierzał również zdawać do Szkoły Filmowej i właśnie przyjechał do Łodzi na dwutygodniowe egzaminy wstępne - wspomina Polański.
Młody poeta miał już za sobą scenopisarskie doświadczenie, pomagał Andrzejowi Wajdzie przy pisaniu "Niewinnych czarodziejów".
"W trakcie egzaminów Polański przyszedł do mnie i powiedział, że ma pomysł. Miał tylko samą anegdotkę o trójkącie małżeńskim. U niego akcja filmu trwała tydzień, pojawiali się dodatkowi bohaterowie. A ja od razu: 'Akcja dzieje się w jeden dzień, trzy osoby, mało słów, dużo dyscypliny'. On na to: 'Siadajmy pisać'" - wspomina Skolimowski.
"Było piekielnie gorąco. Siedzieliśmy w mokrych prześcieradłach w mieszkaniu Romka na Narutowicza. Kuba Goldberg donosił nam soki. Pisanie zajęło ledwie trzy lub cztery noce. Brzmi to jak anegdota, ale naprawdę tak było. Praca polegała na tym, że graliśmy trzy role na przemian. Raz Romek grał tego faceta, a ja autostopowicza, potem któryś z nas udawał dziewczynę. Pełna improwizacja" - precyzował późniejszy reżyser "Rysopisu" i dodawał, że "Romek był nastawiony na rzetelność, wszystko miał przemyślane do końca. Ja raczej na żywioł, przypadek, intuicję".
Polański nie zamierza puszczać w niepamięć pomocnej dłoni młodszego kolegi. - Wkład Skolimowskiego w "Nóż w wodzie" był niezwykle istotny - przyznał po latach.
Główne męskie role w kameralnym dramacie zagrali Leon Niemczyk i Zygmunt Malanowicz,
"Polański znalazł mnie do filmu przez zwykły przypadek, jakich wiele w życiu. W czasie wakacji w 1961 roku odwiedziłem Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie. Na jednym ze spektakli był również reżyser Bohdan Poręba. Wspomniał o nowym filmie, którego reżyserem miał być Roman Polański i że poszukuje do jednej z wiodących ról młodego chłopaka. Poręba uważa, że spełniam pewne warunki. Po paru dniach od spotkania otrzymałem zaproszenie na próbne zdjęcia (...). Spotkałem na planie Polańskiego, który - o dziwo - w trakcie prób rozpoczął ze mną normalną pracę, jak z profesjonalistą, nad wybraną sceną. Po skończeniu zdjęć podaliśmy sobie ręce i usłyszałem: 'Spotkamy się na planie'" - Zygmunt Malanowicz przypomina, jak znalazł się w obsadzie "Noża w wodzie".
Aktor pamięta, że "praca z Polańskim nie odbiegała daleko od tej w czasie próbnych zdjęć".
Leon Niemczyk zwrócił z kolei uwagę na improwizowany charakter pracy z Polańskim. "Powstawał dziwny film. Grając jedną z głównych ról, nigdy nie widziałem na oczy scenariusza... Krążyły między nami jedynie luźne kartki, uzupełniane z dnia na dzień" - wspomina aktor.
Główna kobieca rola przypadła w udziale amatorce Jolancie Umeckiej, którą według z jednej z anegdot Polański wypatrzyć miał na basenie Legii.
"Ale krzyż Pański, i podczas zdjęć, i poza planem, mieliśmy z moim basenowym odkryciem - Jolantą Umecką. Przede wszystkim nie umiała pływać. (...) Naturalność, brak wszelkiej sztuczności, które tak mi początkowo zaimponowały, okazały się przejawem autentycznie cielęcego temperamentu" - pisał po latach Polański w swej autobiografii.
"Próbowaliśmy cierpliwości, łagodności, perswazji, potem przeszliśmy do taktyki ostrzejszej, żeby dziewczyną wstrząsnąć, wyprowadzić z lunatycznego odrętwienia - wszystko na próżno. Wreszcie zaczęliśmy 'rzucać mięsem', nie przez złośliwość, lecz by wywołać choć cień reakcji. W scenie, gdy dziewczyna myśli, że chłopak utonął, i nagle widzi jak 'topielec' drapie się na pokład, Jolanta powinna zareagować. Kolejne duble nie dawały żadnego rezultatu. Wreszcie Kostenko [Andrzej Kostenko - asystent reżysera przy 'Nożu w wodzie' - przyp. red.] wpadł na pomysł, żeby wystrzelić z rakietnicy za jej plecami. Tym razem się udało. Ale byliśmy już bliscy histerii. 'No i co, kretynko, pomogło?' - wrzasnąłem. 'Pomogło' - odpowiedziała z niezmąconym spokojem" - Polański barwnie opisał problemy, jakich przysporzyła na planie Umecka..
Andrzej Kostenko pamięta, że plan "Noża w wodzie" był "zupełnym wariactwem". "Konstrukcja i forma tego, co powstawało, było niewątpliwie zasługą Polańskiego. Atmosfera na planie przypominała żywcem to, co działo się w Szkole. Zupełne wariactwo. Ponieważ akcja filmu w przeważającej mierze rozgrywała się na wodzie, niezbędny był ratownik. Został nim Frykowski [Wojciech Frykowski - producent, pierwszy mąż Agnieszki Osieckiej, zamordowany wraz z późniejszą żoną Polańskiego - Sharon Tate - przez bandę Mansona - przyp .red]. Ale po kilku dniach złamał sobie rękę i nosił ją na temblaku. Odbył się plebiscyt, czy ekipa zgadza się ryzykować życie z takim ratownikiem. Wszyscy głosowali za pozostaniem Frykowskiego" - szalone czasy wspomina Kostenko.
On też zapamiętał awantury, jakie wybuchały na planie z powodu Jolanty Umeckiej.
"Mieszkaliśmy na barce. Zawsze było wilgotno i niewygodnie. Przepierzenia między niewielkimi kajutkami przenosiły wszystkie dźwięki, co przy takim zestawie osobowości i temperamentów powodowało wieczne skandale. Nagłaśniał je inżynier dźwięku, instalując na barce centralę podsłuchu i wyrzucając przez bulaje mikrofony. Jolanta Umecka grająca główną rolę kobiecą była piękną dziewczyną, bez przerwy przez wszystkich adorowaną. Ponieważ jednak pozbawiona była poczucia humoru, więc ciągle wybuchały afery" - zapamiętał Kostenko.
Roman Polański tłumaczył ciągłe napięcia stresem wywołanym napiętym grafikiem zdjęć.
"Plan pracy był tak napięty, że wieczorami i w niedzielę musieliśmy jakoś się odprężyć. Chlaliśmy ostro, robiliśmy sobie wzajemnie - i innym Bogu ducha winnym osobom - wredne kawały, a od czasu do czasu dochodziło wręcz do awantur" - pisał w swej autobiografii.
W istocie, film był sporym wyzwaniem dla ekipy realizatorskiej.
"Niezależnie od wiatru, pogody i oczywistego ryzyka, jakie pociąga ze sobą kręcenie na wodzie, 'Nóż...' był filmem potwornie trudnym. Jacht doskonale mógł pomieścić trójkę protagonistów, ale nie kilkunastoosobową grupę osób stłoczonych z drugiej strony kamery. Kiedy kręciliśmy na pokładzie, często musieliśmy, przypięci pasami bezpieczeństwa, balansować za burtą jak akrobaci. Oświetlenie, nawet przy stałej pogodzie, nastręczało ogromne kłopoty. Ustawienie lamp w takielunku wymagało niezwykłej inwencji i zręczności, podobnie jak manewrowanie połączoną kablami z jachtem łodzią-agregatem, która musiała dostosowywać się do każdej zmiany kursu" - wspomina Polański.
Leon Niemczyk zapamiętał jednak, że poza trudnymi warunkami pracy, Polańskiego stresowała jeszcze jedna rzecz. W Rzymie na planie filmowym przebywała żona reżysera - Barbara Kwiatkowska.
"Żyliśmy na barce, niezbyt często schodziliśmy na ląd. Polański miał nas zawsze na oku i wprowadził nieprawdopodobny reżim, z codzienną poranną zaprawą fizyczną. Był bardzo wymagający, trzymał nas żelazną ręką. Miał w sobie ogromną siłę przekonywania. Coś jednak się z nim działo. Z każdej wioski w okolicach Giżycka, gdzie tylko na drzewie wisiał telefon, dzwonił do Rzymu" - wspominał Niemczyk.
Polański miał złe przeczucia."Za każdym razem, kiedy telefonowałem do rzymskiego hotelu Parioli, odpowiadano mi, że jej nie ma. Miałem dziwne wrażenie, że recepcjonista kręci. Poza tym jakaś życzliwa dama przysłała mi wycinek z włoskiego pisma filmowego ze zdjęciem Barbary w nocnym lokalu w towarzystwie Gilla Pontecorvo [włoski reżyser - przyp.red.]" - relacjonował w swej autobiografii.
Zakończenie całego zamieszania najlepiej zapamiętał Andrzej Kostenko: "Przyszedł nagle telegram... że koniec. Powiedział wtedy do mnie, żebym nie rozpuszczał planu i zniknął na kilka godzin. Wrócił przebrany, ogolony, skoncentrowany... wznowiliśmy pracę".
Ekipą podczas pracy nad "Nożem w wodzie" wstrząsnęła też inna wiadomość.
"Pewnego dnia po powrocie dowiedziałem się o śmierci Andrzeja Munka [reżyser "Eroiki" oraz "Pasażerki" - przyp. red]... Mały czarny fiat Munka miał czołowe zderzenie z ciężarówką na trasie Warszawa-Łódź. Wieczorem piliśmy w knajpie za zdrowie Andrzeja, tak jakby sam tego pragnął" - przypomina Polański.
Andrzej Żuławski dodaje jednak, że ekipa "Noża..." sama przeżyła chwile grozy. "Romek Polański omal nie zabił się w czasie kręcenia 'Noża w wodzie'. (...) Na jakiejś mazurskiej, krętej drodze Wojtek Frykowski, Romek i jego asystent Jakub Goldberg, walnęli w drzewo peugeotem. Kuba Goldberg był jedynym, któremu w tym wypadku nic się nie stało a to dlatego, że - jak mówiono - był mniejszy nawet od Polańskiego i zatrzasnął się w popielniczce" - wspomniał Żuławski.
Film, mimo odniesionych za granicą sukcesów - "Nóż w wodzie" wyróżniony został na festiwalu w Wenecji nagrodą Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Filmowych FIPRESCI, był również nominowany do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego, przegrywając rywalizację z "Osiem i pół" Federika Felliniego - został chłodno przyjęty w Polsce.
"'Nóż w wodzie' nie był wówczas propozycją dla polskiej publiczności, ale dla sytego, normalnego społeczeństwa. Gomułka powiedział, że tak kosmopolityczne filmy, jak 'Niewinni czarodzieje' Andrzeja Wajdy czy 'Nóż w wodzie' Romana Polańskiego, nie będą realizowane za państwowe pieniądze" - przypominał Leon Niemczyk.
Polański pamięta zaś, że rodzimi "krytycy postanowili schlastać film". "Nie dopuszczali myśli, że może istnieć polski dziennikarz sportowy z jachtem i peugeotem. Członkowie aparatu politycznego zaczynali się w owym czasie szybko bogacić, a film był również atakiem na uprzywilejowanych. Powodowani zawiścią bądź polityczną nadgorliwością krytycy na ogół pytali, co właściwie chciałem w filmie powiedzieć" - wspomniał Polański.
"Sam Gomułka dostroił się do tego tonu. Ocenił postacie jako 'niereprezentatywne' dla ogółu społeczeństwa. Po takim dictum pochwalenie mojego filmu wymagało nie lada odwagi. Wykazał ją Bossak [szef zespołu filmowego 'Kamera', w którym powstawał 'Nóż w wodzie'], który zachował się wręcz jak Don Kichot: 'Obchodzą mnie opinie trzech kategorii ludzi: filmowców, artystów i widzów" - stwierdził w rozmowie z dziennikarzem. "Moim zdaniem towarzysz Gomułka nie należy do żadnej z tych trzech kategorii...". Po takim oficjalnym przyjęciu wiedziałem, że minią długie lata, zanim będę mógł w Polsce zrealizować kolejny film" - zapamiętał reżyser.
Dodał też, że "nieprzyjazny rozgłos nabrał takich rozmiarów, że zespół 'Kamera' zrezygnował z uroczystej premiery i film wprowadzono cichcem do kilku niewielkich kin".
Nie wszyscy wiedzą, że Polański po otrzymaniu nominacji do Oscara dostał propozycję wyreżyserowania amerykańskiej wersji "Noża..." z udziałem gwiazd ówczesnego kina (Richardem Burtonem oraz Warrenem Beattym). Odrzucił jednak tę propozycję, z właściwą sobie dezynwolturą stwierdzając, że skoro nakręcił dobry film, nie widzi powodu, dla którego miałby go realizować jeszcze raz.
Zygmunt Malanowicz nie ma wątpliwości, że brał udział w przełomowym wydarzeniu.
"'Nóż w wodzie' okazał się filmem cenionym na całym świecie i z każdym dziesięcioleciem coraz bardziej obrastał w legendę, wzmocnioną także barwną i dramatyczną biografią Polańskiego. (...) Kadr przedstawiający Leona Niemczyka i mnie, z nożem w dłoni na jachcie, patrzących sobie w twarze, jest jednym ze zdjęć najczęściej publikowanych w książkach poświęconych kinu polskiemu i światowemu. Zawędrowało nawet na okładkę słynnego magazynu "Time" z 20 września 1963 roku. Ten film jest niczym balon, który w pewnym momencie poszybował w przestworza jako jedna ze światowych ikon polskiego kina" - podsumował aktor.
- - - - - - - - - - - - -
W tekście wykorzystano cytaty z książek: "Filmówka. Powieść o łódzkiej Szkole Filmowej", Warszawa 1998, "Filmowcy. Polskie kino według jego twórców", Warszawa 2006, Roman Polański - "Roman", Warszawa 1989.