Nowa nadzieja polskiego kina
Już niebawem do kin wejdą dwa nowe filmy z Jakubem Gierszałem, którego podziwialiśmy ostatnio w głośnej "Sali samobójców", komedia "Milion dolarów" oraz sensacyjna "Yuma". Aktor opowiada o swojej dobrze się rozpoczynającej się karierze.
PAP Life: - Jesteś w tej chwili na czwartym roku aktorstwa w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Dlaczego postanowiłeś wybrać ten zawód?
Jakub Gierszał: - Jeszcze w liceum szukałem czegoś, co można robić poza zajęciami w klasie i wybraniem profilu. Chciałem zrobić coś innego. Najpierw myślałem, że pójdę na ASP, ponieważ coś tam sobie rysowałem. Ale potem stwierdziłem, że to jednak nie jest to. Kilka miesięcy przed egzaminami do szkoły teatralnej pomyślałem, że może spróbuję. No i się udało.
Pierwszym filmem, w którym zagrałeś było "Wszystko co kocham". Jak się tam znalazłeś? Poszedłeś na casting?
- Tak. Pojechałem do Warszawy na casting. Potem dostałem zaproszenie na następny etap, a potem zadzwonił do mnie Jacek Borcuch i powiedział, że chciałby, żebym zagrał. Zdjęcia były w wakacje między moim pierwszym, a drugim rokiem w szkole teatralnej. Miałem wtedy wielkie szczęście.
A potem posypały się propozycje...
- Nie do końca. Dopiero teraz spotykam się z sytuacjami, że dzwonią do mnie ludzie i proponują od razu spotkanie, które często przeradza się w zdjęcia próbne. Ale podchodzę do tego ostrożnie. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że gram w filmie tylko dlatego, że nie musiałem przechodzić przez casting. Najważniejszy jest jednak tekst, to on na początku musi się obronić...
- Role w 'Sali samobójców', 'Milionie dolarów' i 'Yumie' dostałem, ponieważ poszedłem na casting. Były to teksty, które do mnie trafiły, poruszyły mnie, ale i zaciekawiły. Jestem wdzięczny, że póki co mogłem zagrać w tak różnych filmach, sprawdzić się już na początku mojej drogi zawodowej w tak różnych stylach, konwencjach.
Jak radzisz sobie w szkole w związku z tymi propozycjami? Przecież zdjęcia zajmują sporo czasu.
- Już na drugim roku przeszedłem na indywidualny tok studiów. Mam oczywiście pewne zaległości, ale nadal studiuję i staram się wszystko pogodzić. Poza tym, na co dzień mieszkam w Krakowie. Do Warszawy przyjeżdżam tylko kiedy mam jakąś pracę.
Czy w związku z sukcesami twoi koledzy z roku patrzą na ciebie inaczej? Konkurencja jest przecież wpisana w zawód aktora.
- Konkurencja w tej szkole widoczna jest już od pierwszego dnia. Zdaję sobie sprawę z tego, że mam wielkie szczęście, ponieważ rola jest jedna, a chętnych wielu. Jednak staram się pamiętać o zasadach dobrej, zdrowej konkurencji, bo owa też istnieje. Napędza mnie ona do tego, aby być jeszcze lepszym. W momencie, w którym pojawia się zawiść, ciężko o jakiekolwiek konstruktywne owoce, staram się stwarzać przestrzeń i sobie, i swoim kolegom, w której po prostu nie ma miejsca na zawiść, a na partnerskie napędzanie się i dopingowanie.
Nie da się ukryć, że wszedłeś już na dobre w świat show-biznesu. Rozczarował cię, czy jest taki, jakim go sobie wyobrażałeś?
- Są momenty, w których jestem zmęczony, mam chwile kryzysu i czuję, że to nie jest świat dla mnie, ale są też takie, w których czuję, że tylko to chcę robić. Nie da się tego jednoznacznie określić. Kiedy jest mi naprawdę źle, to myślę sobie, że przecież nie robię w kopalni, tylko pracuję tam, gdzie chcę. To mi dodaje siły.
Podczas premiery filmu zawsze jest wiele hałasu wokół aktorów. Flesze, wywiady, autografy. Już niebawem czekają cię dwie premiery. Jak radzisz sobie z zainteresowaniem i oceną mediów?
- Trzeba mieć dystans do tego wszystkiego. Staram się przykładać do tego, co robię, ale nie wszystko musi się udać. Zawsze można zrobić więcej. Najważniejszy jest dla mnie rozwój i praca nad tym, co chcę robić. Myślę, że miałem ogromne szczęście, ale zdaję sobie sprawę z tego, że jutro może być inaczej. Raz będę dostawał propozycje, a innym razem powiedzą, żebym wracał tam skąd przyjechałem.
Co z teatrem? Chciałbyś grać na scenie, czy jednak wolisz film?
- Nie określam się. Bardzo chciałbym spróbować się w teatrze, ale film na pewno jest moim wielkim marzeniem. Ta dziedzina sztuki po prostu mnie fascynuje. Z teatrem jest trochę inaczej, przyglądam się ciągle temu tematowi. Ale bardzo chciałbym sprawdzić, czy dam radę.
Co robisz oprócz aktorstwa? Masz 23 lata, więc pewnie masz jakieś szalone hobby, ulubione zespoły, filmy?
- Staram się oglądać, jak najwięcej filmów. Bardzo lubię klasyki, rzeczy, które wpisały się w naszą kulturę, albo tytuły, które po prostu poruszają. Często jest tak, że słucham tego, co ktoś mi poleca. Lubię polegać na tych, którzy lepiej się na tym znają. Np. Jacek Borcuch razem z bratem (Bloomem) - obydwaj mają wykształcenie muzyczne - pokazali mi wiele muzycznych dróg, do których lubię wracać. W czasach licealnych dużo słuchałem hip-hopu - nie tylko polskiego i to też na pewno jest jakaś podstawa, do której wracam, i nie tylko z sentymentu. Mam raczej neutralny gust muzyczny. Jak mi się coś spodoba, to tego słucham. Jestem też fanem piłki nożnej, ten sport naprawdę mnie fascynuje.
Jakie jest twoje największe marzenie?
- Moim marzeniem jest zapewnić spokój i dobry byt moim bliskim. Chciałbym, żebyśmy mogli szczęśliwe żyć.
Z Jakubem Gierszałem rozmawiała Dominika Gwit.