Reklama

Nie żyje Monika Dzienisiewicz-Olbrychska

W sobotę, 25 czerwca, w wieku 77 lat zmarła aktorka Monika Dzienisiewicz-Olbrychska. Była żona Daniela Olbrychskiego i obecna małżonka Andrzeja Kopiczyńskiego miała wylew krwi do mózgu, który przydarzył jej się w trakcie jazdy samochodem. O śmierci aktorki i pedagog poinformował portal e-teatr.pl.

W sobotę, 25 czerwca, w wieku 77 lat zmarła aktorka Monika Dzienisiewicz-Olbrychska. Była żona Daniela Olbrychskiego i obecna małżonka Andrzeja Kopiczyńskiego miała wylew krwi do mózgu, który przydarzył jej się w trakcie jazdy samochodem. O śmierci aktorki i pedagog poinformował portal e-teatr.pl.
Monika Dzienisiewicz-Olbrychska z mężem Andrzejem Kopiczyńskim /AKPA

Dzienisiewicz-Olbrychska była absolwentką łódzkiej PWSTiF. Od razu po ukończeniu szkoły aktorskiej w 1962 roku związała się z Teatrem Ateneum w Warszawie, gdzie pracowała do 1972 roku.

Jej ekranowym debiutem był epizod w "Lunatykach" (1959) Bohdana Poręby. Na dużym ekranie mogliśmy ją oglądać także w "Szkicach warszawskich" (1969) Henryka Kluby, "Iluminacji" (1972) Krzysztofa Zanussiego i "Sowizdrzale świętokrzyskim" (1978) Kluby. Ta ostatnia rola była jej pożegnaniem w kinem.

Po zakończeniu kariery aktorskiej Dzienisiewicz-Olbrychska zajęła się pracą pedagogiczną: wśród jej podopiecznych znaleźli się m.in. Piotr Polk, Wojciech Malajkat oraz Iza Kuna.

Reklama

"Nie znam powodu, dla którego pożegnała się z aktorstwem i zajęła pedagogiką. Uprawiała ten nowy zawód z ogromną pasją i zaangażowaniem. Był jej przeznaczony. Odnosiła sukcesy. Studenci ją lubili" - napisał aktor i publicysta teatralny Witold Sadowy w tekście pożegnalnym opublikowanym na portalu e-teatr.pl.

Dzienisiewicz-Olbrychska była trzykrotnie zamężna. Po raz pierwszy wyszła za mąż za scenografa Wowo Bielickiego, jej drugim mężem był aktor Daniel Olbrychski, z którym ma syna Rafała. Obecnym partnerem Dzienisiewicz-Olbrychskiej był znany z roli w serialu "Czterdziestolatek" Andrzej Kopiczyński.

"Miała poważne problemy. Andrzej ciężko chorował. Tracił siły i pamięć. Wymagał nieustającej pomocy. Pozostawał w domu pod jej troskliwą opieką. Nigdzie go nie oddała. Teraz po jej śmierci dowiedziałem się, że jest w szpitalu. Nie wiem, jak się potoczą jego losy. Bez niej. Dobrze, że nie ma już świadomości. Żegnaj, kochana Moniko. Byłaś dobrym, szlachetnym człowiekiem. I znowu skreślam kolejny adres i telefon. Będzie mi Cię brakowało. Odpoczywaj w spokoju" - zakończył pożegnanie Witold Sadowy.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy