Reklama

Nie żyje Janusz Głowacki

Zmarł Janusz Głowacki - dramatopisarz i autor opowiadań, felietonista, scenarzysta filmowy, barwna postać świata artystycznego. Miał 78 lat. Informację o śmierci pisarza przekazała jego żona - Olena Leonenko-Głowacka.

Zmarł Janusz Głowacki - dramatopisarz i autor opowiadań, felietonista, scenarzysta filmowy, barwna postać świata artystycznego. Miał 78 lat. Informację o śmierci pisarza przekazała jego żona - Olena Leonenko-Głowacka.
Janusz Głowacki (13.09.1938 - 19.08.2017) /Jarosław Antoniak /MWMedia

Janusz Głowacki, zwany popularnie "Głową", zaczynał jako prozaik, przez wiele lat pisywał scenariusze filmowe i felietony. Choć w każdej z tych dyscyplin osiągnął sukcesy, prawdziwą sławę i międzynarodowe laury zdobył jako dramaturg.

Głowacki urodził się 13 września w 1938 r., w Poznaniu. Studiował historię na Uniwersytecie Warszawskim, ale przeniósł się na wydział aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Wyrzucony za "brak zdolności i cynizm", jak to oceniał po latachw autobiograficznej książce "Z głowy", wrócił na UW i w 1961 r. ukończył filologię polską. "Pewnie taki charakter; Grecy uważali, że charakter to przeznaczenie. Podobno już jako chłopiec uśmiechałem się krzywo. Przez to uznano mnie w szkole za cynika i nawet nie namawiano, żebym się zapisał do Związku Młodzieży Polskiej" - wspominał Głowacki po latach, w 2004 r., w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".

Reklama

Swój pierwszy tekst prozatorski Głowacki opublikował w 1960 r. w "Almanachu Młodych". Cztery lata później znalazł się w zespole redakcyjnym "Kultury". Tam, w latach 1964-1981, ukazywały się jego felietony i opowiadania, które złożyły się potem na m.in. zbiory: "W nocy gorzej widać", "Wirówka nonsensu", "My Sweet Raskolnikow", "Moc truchleje". Pewien wpływ na kształtowanie się osobowości Głowackiego miał Janusz Wilhelmi, redaktor naczelny "Kultury".

"Wtedy zaczynałem pisać i myślę, że Wilhelmi traktował mnie trochę jak najzdolniejszego ucznia. Miał do mnie słabość, a ja słuchałem z otwartymi ustami jego porad: takich właśnie, żebym nigdy nie ufał swoim pierwszym reakcjom, bo mogą być uczciwe, albo że 'nie należy zbyt daleko odchodzić od moralności, bo to się na dłuższa metę nie opłaca' - wspominał Głowacki, który jako felietonista "Kultury" na ostatniej stronie pisma ośmieszał to, co naczelny afirmował na stronie pierwszej.

Głowacki wypracował sobie własną stylistykę felietonu i własną, przewrotną strategię walki z cenzurą. Pisząc o "Ulissesie", zestawił książkę Joyce'a z trzeciorzędną powieścią pornograficzną "Głupia sprawa" Stanisława Dobrowolskiego, sławiąc zalety tej ostatniej a krytykując dzieło Irlandczyka. Szekspirowi Głowacki zarzucał pesymizm, czarnowidztwo i niedostrzeganie osiągnięć, chwalił natomiast Attylę za "zdrowy stosunek do zdegenerowanej sztuki rzymskiej". "Cenzura była skołowana. Część czytelników też" - wspominał pisarz, który określał narratora tych felietonów jako "osobę cokolwiek ograniczoną umysłowo, ale zaangażowaną po właściwej stronie".

W opowiadaniach Głowacki opisywał świat ówczesnych elit, artystyczny półświatek, bywalców literackich kawiarni. Materiał literacki zbierał imprezując m.in. w sławnym SPATiF-ie, Hybrydach i pobliskim barze Przechodnim, pijał z Hłaską, Andrzejewskim i Himilsbachem. W latach 60. i 70. Głowacki, stał się postacią popularną i powszechnie rozpoznawalną, bohaterem licznych anegdot towarzyskich. Odnosił także sukcesy w świecie filmu

W 1969 roku powstał film Andrzeja Wajdy "Polowanie na muchy", do którego Głowacki napisał scenariusz. Jednak prawdziwym sukcesem okazał się dopiero stworzony we współpracy z Markiem Piwowskim "Rejs". Ponadto napisał scenariusze do filmów "Trzeba zabić tę miłość" (1972) Janusza Morgensterna, "Choinka strachu" (1982) Tomasza Lengrena i "Billboard" (1998) - wspólnie z reżyserem tej produkcji Łukaszem Zadrzyńskim. Napisał też dialogi do filmu "Jej portret" (1974) Mieczysława Waśkowskiego.

Swój ostatni scenariusz filmowy napisał do produkcji "Wałęsa. Człowiek z nadziei" (2013) Andrzeja Wajdy. W książce opisującej pracę nad nim, wspominał, że najczęściej zadawane mu wówczas pytanie brzmiało: "Czy napisał pan, że Wałęsa to Bolek?" - chciał to wiedzieć nawet parkingowy z warszawskiego Powiśla, gdzie Głowacki mieszka. W zasadzie, podczas pisania scenariusza, indagowano go o to bez przerwy. "Ja osobiście, jak mawiają nasi parlamentarzyści, to może bym nawet wolał, żeby był. Z wyrachowania, boby mi się lepiej pisało. Żeby się do końca pogrążyć, powiem więcej nawet, że to całe szczęście że Lech Wałęsa się ze służbami przez jakiś czas zadawał, bo dzięki temu nawet Andrzej Wajda, chociaż Lecha kocha, w żaden sposób nie dał rady zrobić z niego człowieka z żelaza" - deklarował scenarzysta.

Debiut dramaturgiczny Janusza Głowackiego przypadł na rok 1972; wtedy Studencki Teatr Satyryków przeniósł na scenę jego "Cudzołóstwo ukarane". Teksty Głowackiego często gościły na deskach polskich scen teatralnych oraz w teatrze telewizji - w 1975 zrealizowano "Dzień słodkiej śmierci" (Teatr TV), w 1976r. "Obciach", w 1977r. - "Mecz" (Teatr Powszechny, Warszawa) oraz "Wizytę" (Teatr TV), a w 1979 r. "Kopciucha" (Teatr Współczesny, Szczecin). To właśnie na premierę "Kopciucha" na deskach londyńskiego Royal Courts Theatre Głowacki wyjechał z Polski na początku grudnia 1981 roku. "Do Londynu wyjechałem na tydzień. A tu stan wojenny i się zostałem na emigranta. Potem Nowy Jork, bo jak już emigrować, to tam. Do Polski przyjechałem po ośmiu latach. Potem wróciłem do USA i tak się huśtam nad oceanem" - wspominał Głowacki.

W USA znalazł się po czterdziestce, bez pieniędzy, bez zawodu i z marną angielszczyzną. W książce "Z głowy" wspomina, jak całymi miesiącami krążył po biurach producentów i redakcjach z maszynopisami i plikiem londyńskich recenzji w ręku. "Nic nie robi tak dobrze pisarzowi jak upokorzenie, nie jest łatwo przyznać się do klęski i do tego, że nikt nas nie chce" - wspomina Głowacki początki swojej kariery w Nowym Jorku. Udało mu się przełamać złą passę dramatem "Polowanie na karaluchy" o parze polskich emigrantów przegadujących bezsenne noce w najbiedniejszej części Manhattanu wyreżyserowana przez Arthura Penna w Manhattan Theatre Club w 1986 roku. Sztuka zebrała znakomite recenzje i jest wystawiana o dziś dzień w teatrach całego świata.

Kolejne dramaty Głowackiego - "Antygona w Nowym Jorku" (1992) o trójce bezdomnych, Polaku, Rosjaninie i Portorykance przeżywających chwile miłości, nadziei i rozpaczy w nowojorskim Tompkins Square Park czy nawiązująca do Czechowa "Czwarta siostra" (2001) także zyskały powodzenie. Pisarz wydał też kolejne tomy prozy: "Ostatni cieć" (2001), "Good night Dżerzi" (2010). W październiku 2013 roku do księgarń trafiła ostatnia książka artysty zatytułowana "Przyszłem czyli jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy" (2013).

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Janusz Głowacki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy