"Nie zachowuję się jak diwa"
Aktor, który jest legendą Hollywood, nie czeka tylko na główne role. W komedii "Skąd wiesz?", o miłosnych rozterkach trojga młodych ludzi, gra toksycznego ojca jednego z bohaterów. Jack Nicholson opowiada o miłości i o tym, jak po 50 latach pracy wciąż cieszyć się aktorstwem.
Dwanaście nominacji do Oscara. Trzy zdobyte statuetki. Według Romana Polańskiego to najlepszy aktor na świecie. Po pracy w "Czułych słówkach", "Lepiej być nie może" i "Skąd wiesz?", tego zdania jest także reżyser James L. Brooks.
Kiedy wiemy, że rodzi się uczucie? Skąd pan wie, że kogoś pokochał?
- To proste! Dzwonię wtedy do prawnika i... zaczynam negocjować umowę przedślubną (śmiech). A mówiąc serio, wiedziałem, że to pytanie padnie i starałem się zastanowić wcześniej nad odpowiedzią. W moim przypadku staje się to w najmniej oczekiwanym momencie. Człowiek po prostu zaczyna czuć takie rzeczy. Jednak największym problemem współczesnego człowieka nie jest brak romansów czy seksu, ale poczucie, że nikt go nie kocha. Umiem żyć bez stanu zakochania - romans na dłuższą metę jest torturą. Natomiast bycie kochanym - świadomość prawdziwej miłości - to coś wspaniałego.
Aktorzy, którzy spotykają pana na planie, muszą zmierzyć się z legendą...
- Dla mnie jest to jak głowa mitycznej Meduzy - w ogóle o tym nie myślę, bo zamieniłbym się w głaz. Mam niezmienny system, który stosuję do wszystkich. Zakładam z góry, że są doskonale przygotowani do roli i w każdej scenie wypadają perfekcyjnie. Nie zachowuję się jak diwa, nie robię scen i nie krzyczę, dlaczego przychodzi mi pracować z imbecylami. Wtedy straciłbym kontakt z rzeczywistością.
Ci, którzy z panem pracowali, nie szczędzą słów zachwytu. Co pan lubi w pracy aktora?
- Głównie to, że mogę czuć się artystą. Oczywiście, aktorstwo ma swoje dobre i złe strony. Dla mnie to też przywilej pracy ze wspaniałymi ludźmi.
Pana definicja dobrego aktora?
- Pracuję tylko z dobrymi, więc nie wiem, jak ich zdefiniować. Nie znam innych. Wydaje mi się, że inaczej niż ja, zawsze są na czas na planie. Znają na pamięć swoje kwestie. Wiedzą, że konkurencja jest ogromna, więc starają się być jak najlepsi.
Jak pan dobiera role?
- Decyduje kilka składników: scenariusz, historia, obsada. W przypadku "Skąd wiesz?" zadecydowało nazwisko reżysera Jamesa L. Brooksa, z którym miałem już okazję pracować przy filmie "Lepiej być nie może". Pisze wspaniałe scenariusze, doskonale wyczuwa, co jest śmieszne. Jest uważnym obserwatorem życia i "łapaczem" ciekawych historii. U niego zawsze grają najlepsi aktorzy. Takie warunki pracy, jak na planie u Jamesa L. Brooksa, dla każdego będą niezapomniane.
Ma pan na swoim koncie wiele ról i pewnie nie myśli o emeryturze. Jaka jest pana rada na długowieczność w zawodzie aktora?
- Rzeczywiście, nie myślę jeszcze o złożeniu broni (śmiech). Co do długoletniej kariery, mogę powiedzieć, że ważna jest nie tyle ilość, co... jakość pracy. Trzeba pracować z utalentowanymi osobami, które podzielają nasze zainteresowania. Mam w pamięci to, co powiedział Humphrey Bogart: - Weźmiesz każdą rolę. Będziesz pracował ciężko dopóty, dopóki nie poznają twojego nazwiska. Gdy to się stanie, będą zakładali, że jesteś dobry. A kiedy będą potrafili przeliterować je w Karaczi, będzie to znaczyło, że jesteś gwiazdą.
Rozmawiała Joanna Ozdobińska
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W filmie "Skąd wiesz?", który będzie można obejrzeć w niedzielę, 22 kwietnia, w HBO Comedy, Jack Nicholson gra w biznesowego potentata, Charlesa Madisona, głowę rodzinnej korporacji. Jego syn, nieznośnie porządny George (Paul Rudd), również pracuje w firmie ojca. Niespodziewanie w ich życiu następuje straszliwy zwrot: George zostaje oskarżony przez władze federalne o popełnienie poważnego przestępstwa finansowego, którego w rzeczywistości dopuścił się... Charles.
Chcąc uniknąć dożywocia (to już jego drugi taki zatarg z prawem) ojciec prosi syna, by wziął winę na siebie i odbył "względnie" lekką karę, jaką będzie dwu-, a może trzyletnia odsiadka dla "debiutanta". I rzeczywiście, George jest gotów ponieść tę ofiarę dla ojca i dla firmy - do czasu, kiedy poznaje Lisę (Reese Witherspoon), byłą softballistkę, obecnie na etapie rozpoczynania "nowego rozdziału w życiu".
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!