Reklama

Nie lubię aktorstwa

Każdy od czegoś zaczyna. W przypadku Petera Sarsgaarda tym "czymś" była szkolna adaptacja musicalu "You're a Good Man, Charlie Brown", w której zagrał Linusa.

- To najwcześniejsza przygoda z aktorstwem, jaką pamiętam - mówi ze śmiechem Sarsgaard. - Bynajmniej nie byłem dziecięcym aktorem.

Musiało minąć kilka lat, naznaczonych brakiem sukcesów sportowych w uczelnianej drużynie piłki nożnej na Washington University w St. Louis, by Peter zdecydował się na poważny wypad w kierunku aktorstwa. I - tak, doświadczył momentu oświecenia.

- W pierwszym semestrze pierwszego roku w college'u zapisałem się na zajęcia z aktorstwa - wspomina. - Pamiętam, że odegrałem jakąś scenę i pomyślałem: "Mogę to robić".

Tak było - i tak już zostało. Dziś, w wieku 40 lat, Peter Sarsgaard jest cenionym weteranem sceny i ekranu. Widzowie znają go z takich filmów, jak "Przed egzekucją" (1995), "Człowiek w żelaznej masce" (1998), "Nie czas na łzy" (1999), "K- 19" (2002), "Pierwsza strona" (2003), "Kinsey" (2004), "Była sobie dziewczyna" (2009) czy "Wybuchowa para" (2010). Jest mężem aktorki Maggie Gyllenhaal, z którą ma czteroletnią córeczkę Ramonę - cała trójka mieszka w nowojorskim Brooklynie.

Reklama

- Zawsze cieszyło mnie to, że jestem w stanie utrzymywać się dzięki czemuś, co mnie interesuje - mówi Sarsgaard. - Nigdy nie miałem żadnych aspiracji. Kiedy stawiałem pierwsze kroki w tym zawodzie, i jeszcze długo później, traktowałem aktorstwo po prostu jako coś, czym zajmowałem się w danym momencie. Nie podchodziłem do grania jak do czegoś, czym będę zajmował się już zawsze, bezwarunkowo. Nawet teraz mam nadzieję, że w którymś momencie zajmę się czymś innym - nie dlatego, że nie lubię aktorstwa, ale dlatego, że uważam, iż mam jeszcze coś do zaoferowania oprócz tego.

- Być może zająłbym się pisaniem - ciągnie. - Zawsze interesowały mnie różne formy pisarstwa, nie posługujące się - że tak to ujmę - fikcją literacką. Wygląda mi to na bardzo interesującą podróż, niewiele różniącą się od aktorstwa. Najpierw zgłębiasz temat - z tym, że przez dłuższy okres czasu, i więcej o nim myślisz, bez względu na to, jaki on jest.

Komiksowy łotr

Zanim jednak spróbuje swoich sił w literaturze faktu, Sarsgaard ma zamiar dalej grać. Jego najnowszy film jest prawdopodobnie największym i najgłośniejszym projektem w jego dotychczasowej karierze. Mowa o "Green Lantern" w reżyserii Martina Campbella (światowa premiera 17 lipca). Oparta na komiksowej serii fabuła przedstawia wyczyny Hala Jordana (w tej roli Ryan Reynolds) - pilota oblatywacza, który dołącza do strzegącego galaktyki korpusu Green Lantern, stojącego w obliczu swojego nowego i największego wroga, Parallaxa.

Sarsgaard wciela się w rolę Hectora Hammonda, profesora lokalnego college'u, który od dawna przyjaźni się z Halem i Carol (Blake Lively), z którą ten ostatni to schodzi się, to rozchodzi. W oczach Hala i Carol, a także w oczach większej części społeczeństwa (a już w szczególności środowiska naukowego), Hammond jest kimś w rodzaju outsidera, piątego koła u wozu, zbędnego dodatku. Wszystko zmienia się w chwili, w której dochodzi do konfrontacji z Parallaxem. Hammond nieoczekiwanie staje się błyskotliwy, silny, pewny siebie i zdolny do wykorzystywania strachu innych do swoich celów.


Sarsgaard, który rozmawia ze mną telefonicznie, odpoczywając w ogrodzie na tyłach swojego brooklyńskiego domu (w tle głośno ćwierkają ptaki), zapewnia, że nie mógł się doczekać wejścia na plan zdjęciowy.

- Nie było żadnego namysłu, żadnego wahania - mówi. - Kiedy grasz bohatera w filmie tego rodzaju, jest się nad czym zastanawiać. Kiedy natomiast grasz czarny charakter - a powiedziałbym, że Hector jest takim właśnie czarnym charakterem - masz olbrzymie pole manewru jako aktor. Wchodząc w ten projekt, wiedziałem, że to naprawdę wielka szansa. Wiedziałem też, że - mimo iż był to projekt zakrojony na wielką skalę - do moich działań nie będzie się wtrącać zbyt wiele osób.

- To powiedziawszy, muszę dodać, że naprawdę współpracowałem z całą ekipą, ale jednocześnie czułem, że miałem ogromnie dużo do powiedzenia w kwestii rozmaitych aspektów odgrywanej przeze mnie postaci - więcej, niż w statystycznym projekcie o takiej skali. To było tak, że Martin Campbell powiedział mi o tej roli, a ja zasadniczo zgodziłem się ją zagrać, zanim jeszcze przeczytałem scenariusz. Potem siedliśmy do rozmowy i w przeciągu godziny Martin wyłożył mi całą fabułę. (...)

5 godzin u charakteryzatora

Wielu aktorów wcielających się w komiksowych łotrów martwi się, czy uda im się wypośrodkować ładunek zła i cech wywołujących współczucie u widza. Sarsgaard utrzymuje jednak, że on sam nie przejmował się tym problemem. Pięć godzin spędzanych każdego dnia w fotelu charakteryzatora (koniecznych do przemiany Hammonda w futurystycznie wyglądającego geniusza) skutkowało "zmęczeniem i tym, że grałem jak ktoś na krawędzi szaleństwa", mówi aktor. Przeistaczanie się w łotra przychodziło mu więc naturalnie.

- Nie przejmowałem się niczym, głównie dlatego, że wiedziałem, iż do wielu aspektów, które część osób mogłyby zniechęcić, muszę podejść ze swoistym entuzjazmem - mówi aktor. - To, czego doświadcza moja postać, jest dla niej przebudzeniem. Jest w tym coś z definicji tragicznego. (...) Myślę, że jest to historia, do której każdy jest w stanie odnieść się i zrozumieć ją. To jak historia człowieka uzależnionego.

- Wiedziałem więc, na czym się opieram - i kiedy już Martin wyjaśnił mi całą rzecz, stało się dla mnie jasne, że nie muszę niczego wypośrodkowywać. Było mi to bardzo na rękę, ponieważ nie przepadam za rolami, w przypadku których w trzecim akcie scenariusza dowiaduję się, że moja postać planuje coś niecnego. Hector przez cały czas jawi mi się jako ktoś fantastyczny. Po prostu - po spotkaniu z Parallaxem wszystkie cechy, które posiadał już wcześniej, zyskują na intensywności.

- Martin przekonał się, że lubię grać, lubię wypróbowywać różne ujęcia - dodaje Sarsgaard. - Wtedy, kiedy zachodziła taka potrzeba, mówił więc po prostu: "Zrób to jeszcze raz" - a ja robiłem to jeszcze raz, inaczej. Dałem mu do dyspozycji ogromny wachlarz opcji, dzięki czemu w sytuacji, w której trzeba było coś wypośrodkować, mógł zrobić to w montażowni.

Tata na plakacie wygląda dziwnie

Po zakończeniu zdjęć do "Green Lantern", Sarsgaard powrócił na nowojorską scenę spektaklem "Trzy siostry" według Czechowa, w którym zagrał u boku swojej żony, Josha Hamiltona i Jessiki Hecht. Jego następnym ekranowym wcieleniem będzie drugoplanowa rola w "Very Good Girls" - filmowej opowieści o dojrzewaniu z Dakotą Fanning, Austinem Hoffmanem i Elizabeth Olson (autorką scenariusza i reżyserem obrazu jest Nami Foner, prywatnie teściowa aktora). W dalszej kolejności artysta planuje sam zasiąść na krzesełku reżysera, by przenieść na ekran książkę Christophera McDougalla "Urodzeni biegacze".

Teraz jednak czas wypełniają mu obowiązki związane z promocją "Green Lantern" i usilne starania, by ochronić samego siebie i swoją rodzinę przed nadmierną stycznością z towarzyszącym filmowi medialnym szumem. A istnieniu tego ostatniego ciężko zaprzeczyć - świadczą o tym wielkie reklamy na budynkach i autobusach, figurki bohaterów dostępne w sklepach, organizowane z rozmachem premiery, i więcej jeszcze.

- Jedyną rzeczą, o której myślę w związku z całym tym szumem, jest to, jak mam wyjaśnić całą tę sytuację mojej córce, gdyby mnie rozpoznała - mówi Peter Sarsgaard. - Oczami wyobraźni widzę już, jak spogląda w górę i widzi na jakimś plakacie tatę, który wygląda bardzo dziwnie.

- Mimo iż żona i córka towarzyszyły mi w Nowym Orleanie podczas zdjęć, starałem się, by mała nie była obecna na planie wówczas, kiedy, na potrzeby niektórych scen, wyglądałem tak, jak wyglądałem. Nawet na początku zdjęć, jeszcze bez skomplikowanej charakteryzacji, wyglądałem, jak sądzę osobliwie: dużo schudłem, miałem zaczątki łysiny zaimprowizowane na włosach, które nie należały do mnie, wąsy, i sporo za duże ubrania. Córka nie lubiła oglądać mnie w takim wcieleniu.

- W tym wszystkim koncentruję się więc głównie na tym, jak uchronić moją córkę przed czymś, co z całą pewnością wypełni świat, w którym funkcjonuję.

Ian Spelling

"The New York Times"

Tłum. Katarzyna Kasińska

Zastanawiasz się, jak spędzić wieczór? A może warto obejrzeć film? Sprawdź nasz repertuar kin!

Nie przegap hitów filmowych pokazywanych w telewizji. Wszystko znajdziesz w naszym programie telewizyjnym!

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Peter Sarsgaard | Lubień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy