Reklama

​Netflix pobije 80-letni oscarowy rekord?

Choć z powodu pandemii koronawirusa tegoroczny sezon oscarowy jest bezprecedensowy (wydłużony termin kwalifikacji, spowodowana przesunięciami premier mniejsza liczba filmów mogących walczyć o nagrody), to emocje związane z przyszłoroczną galą są jak zawsze ogromne. Zwłaszcza że w powietrzu wisi kilka pytań dotyczących oscarowych rekordów. Jeden z nich ma szansę pobić Netflix...

Choć z powodu pandemii koronawirusa tegoroczny sezon oscarowy jest bezprecedensowy (wydłużony termin kwalifikacji, spowodowana przesunięciami premier mniejsza liczba filmów mogących walczyć o nagrody), to emocje związane z przyszłoroczną galą są jak zawsze ogromne. Zwłaszcza że w powietrzu wisi kilka pytań dotyczących oscarowych rekordów. Jeden z nich ma szansę pobić Netflix...
"Mank" Davida Finchera z pewnością może liczyć na wiele oscarowych nominacji /materiały prasowe

Chodzi o liczbę filmów jednego studia nominowanych do Oscara w kategorii: "najlepszy filmu roku". Dotychczasowy rekord został ustanowiony w 1937 roku, kiedy to pięć filmów studia MGM miało szansę na najbardziej prestiżową statuetkę.

Taka liczba tytułów ubiegających się o Oscara dla najlepszego filmu wyprodukowanych przez jedno studio, była możliwa również dlatego, że w 1937 roku do najważniejszej kategorii nominowano aż dziesięć filmów. Oscarem dla najlepszego filmu został nagrodzony wtedy "Król kobiet" w reżyserii Roberta Z. Leonarda, a o statuetkę ubiegały się jeszcze cztery inne filmy studia MGM: "Romantyczna pułapka", "Romeo i Julia", "San Francisco" oraz "W cieniu gilotyny". Żadne inne studio w latach późniejszych nie poprawiło tego rekordu, choć warto pamiętać, że w 1945 roku zmieniły się zasady i od tego czasu do nagrody dla najlepszego filmu nominowano już tylko pięć filmów. Zmieniło się to dopiero w 2010 roku, gdy ponownie więcej filmów zaczęło otrzymywać szansę na najważniejszego Oscara.

Jak zauważa portal "Variety", jest jeszcze za wcześnie na to, by wyciągać daleko idące wnioski w kwestii szans Netfliksa na pobicie ponad 80-letniego rekordu. Do końca tzw. sezonu nagród, w trakcie którego premiery mają filmy mające zamiar walczyć o Oscary, pozostało jeszcze pięć miesięcy. Zwyczajowo kończył się on wraz z końcem roku, ale pandemia sprawiła, że został on wydłużony.

Reklama

Innym skutkiem pandemii jest inna zmiana w regulaminie Oscarów. Ubiegać się o nie mogą filmy, które nie były pokazywane w kinach - premiera na streamingach jest wystarczająca. To wyjątkowa zasada wprowadzona tylko na ten sezon, ale zachęcająca twórców filmów do sprzedawania praw do ich wyświetlania platformom streamingowym, jak również tworzenia ich dla nich na wyłączność. Wszystko to sprawia, że pula filmów Netfliksa, które będą walczyły o Oscary, jest bogata.

Najmocniejszymi kandydatami Netfliksa w oscarowej stawce są: "Mank" Davida Finchera oraz "Proces Siódemki z Chicago" Aarona Sorkina. Duże szanse na to wyróżnienie ma także film "Ma Rainey: Matka bluesa" z ostatnią rolą Chadwicka Bosemana.

Inne tytuły Netfliksa nie są już tak mocnymi kandydatami, ale nie można ich skreślać. Są to musical "Bal" z Meryl Streep i Nicole Kidman, "Pięciu braci" Spike'a Lee, "Niebo o północy" George'a Clooneya, "Cząstki kobiety" z brawurową rolą Vanessy Kirby, "Życie przed sobą", w którym na ekran powróciła Sophia Loren, "Może pora z tym skończyć" Charliego Kaufmana oraz "Elegia dla bidoków" Rona Howarda. W tym ostatnim absolutnie oscarową rolę stworzyła, aż siedmiokrotnie nominowana do statuetki, ale dotąd nią nie nagrodzona, Glenn Close.

Nominacje do przyszłorocznych Oscarów zostaną ogłoszone 15 marca 2021 roku. Wtedy stanie się jasne, czy Netflix ustanowił nowy oscarowy rekord.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Netflix
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy