Nazywam się Bourne. Albo i nie!
Podaje się za Jasona Bourne'a, ale nie wie, kim naprawdę jest i dlaczego potrafi zabijać z zimną krwią. Wie tylko jedno: jest ruchomym celem, który musi uciekać... Tak w skrócie wygląda historia jednego z najsłynniejszych kinowych bohaterów, której kolejna odsłona właśnie trafia na ekrany naszych kin.
Jason Charles Bourne, tajny agent wyszkolony przez CIA, to fikcyjna postać stworzona przez Roberta Ludluma. Amerykański pisarz uczynił ją bohaterem swoich trzech kolejnych książek. Serię rozpoczął w 1980 roku "Tożsamością Bourne'a", a następnie kontynuował tegoż "Krucjatą" (1986) i "Ultimatum" (1990).
Kreując Bourne'a i dopisując do tej postaci historię, Ludlum w dużej mierze oparł się na doświadczeniach słynnego terrorysty Ilicza Ramireza Sancheza znanego całemu światu pod pseudonimami Carlos i Szakal. Samo nazwisko głównego bohatera "pożyczył" natomiast od Anselma Bourne'a, pastora z Rhode Island. Rzeczony duchowny pewnego dnia w 1887 roku zapomniał kim jest i rozpoczął nowe życie w Pensylwanii pod nazwiskiem Brown. Kilka miesięcy później niespodziewanie przypomniał sobie swoją poprzednią osobowość, lecz równocześnie zapomniał o wszystkim związanym z Brownem - był to pierwszy taki przypadek w historii...
Po śmierci Ludluma w 2001 roku serię o przygodach Bourne'a postanowił kontynuować Eric Van Lustbader, który napisał kolejne (jak dotąd sześć) książki: "Dziedzictwo Bourne'a" (to właśnie jej filmową wersję będzie można niebawem oglądać), "Zdradę Bourne'a", "Sankcję Bourne'a", "Mistyfikację Bourne'a", "Cel Bourne'a" oraz "Świat Bourne'a". Co ciekawe, pojawiły się pogłoski, że zostały one stworzone po seansach spirytystycznych, na których Van Lustbader... łączył się z Ludlumem i spisywał jego słowa!
Pomijając te marketingowe zabiegi trzeba przyznać, że historia Bourne'a jest na tyle fascynująca i zdobyła tak dużą popularność, że czytelnicy z utęsknieniem oczekują kolejnych jej odsłon (a widzowie ich ekranizacji). Niewiele osób wie bowiem, że zaledwie osiem lat po literackiej premierze "Tożsamość Bourne'a" trafiła na ekran. Film telewizyjny (czasem wyświetlany także jako miniserial) pod tym właśnie tytułem nakręcił Roger Young.
W tytułowej roli wystąpił w nim słynny Richard Chamberlain, który za rolę Bourne'a otrzymał szóstą - i zarazem ostatnią w swojej karierze - nominację do Złotego Globu (statuetki otrzymywał wcześniej za "Doktora Kildare", "Szoguna" i "Ptaki ciernistych krzewów"). Niemal 80-letni dziś amerykański aktor stworzył bardzo wierną literackiemu pierwowzorowi kreację. Zresztą cały film Younga w skali niemal 1:1 przenosił na ekran wydarzenia z powieści Ludluma. Jedynie zakończenie zmieniono tak, że nie sposób było nakręcić jego kontynuacji.
Siłą rzeczy "Tożsamość Bourne'a" musiała więc zostać nakręcona jeszcze raz. Na początku trzeciego tysiąclecia podjął się tego zadania - dostając zresztą błogosławieństwo Ludluma (pisarz zmarł, gdy film był w fazie produkcji) - Doug Liman ("Pan i Pani Smith", "Jumper"), który postanowił zachować ducha powieści, jednocześnie umieszczając głównego bohatera w kontekście, który byłby w stanie przemówić do nowego pokolenia widzów.
- 'Tożsamość Bourne'a' to naprawdę świetna historia, a właśnie tego szukam we wszystkim, co robię - wyznał w 2001 roku Liman, który jako świeżo upieczony pilot, przeleciał przez kraj, aby dostać się do posiadłości Ludluma w Glacier National Park i zabezpieczyć prawa do powieści. - Większość filmów szpiegowskich, jakie widziałem, nie ma nic wspólnego z nikim, kogo znam. Spędziłem dużo czasu w Waszyngtonie, ponieważ mój ojciec zajmował się sprawami wywiadu w Iranie. Widziałem w akcji prawdziwych szpiegów - podkreślał Liman, mówiąc, że marzy o nakręceniu wiarygodnego dla współczesnych odbiorców obrazu.
Reżyser i jego współpracownicy od początku wiedzieli, że oryginalność ich interpretacji - przede wszystkim odmłodzenie Bourne'a o jakieś 10 lat w porównaniu do powieści - wymaga utalentowanej gwiazdy, która potrafi wykorzystać swoją sprawność fizyczną. Matt Damon był pierwszym aktorem, którego wzięli pod uwagę i okazał się to strzał w dziesiątkę. Zdobywcę Oscara za scenariusz do "Buntownika z wyboru" wspomogli Franką Potente (była wówczas na fali dzięki filmowi "Biegnij Lola, biegnij") i Clive'em Owenem (akurat o nim mało kto wówczas słyszał), a także: Julią Stiles, Chrisem Cooperem i Brianem Coxem, do których w kolejnych częściach dołączyli także m.in. Joan Allen, Albert Finney, Scott Glenn i David Strathairn.
Zobacz zwiastun "Tożsamości Bourne'a":
O ile jednak "Tożsamość Bourne'a" (która okazała się w 2002 roku ogromnym hitem, zarabiając na całym świecie 214 mln dolarów) miała jeszcze całkiem sporo wspólnego z literackim oryginałem, o tyle dwie kolejne ekranizacje powieści Ludluma, zrealizowane już przez Paula Greengrassa ("Sztuka latania", "Krwawa niedziela"), mocno od niego odbiegały.
W produkcji Limana wyłowiony na środku morza, bliski śmierci Jason Bourne, człowiek który stracił pamięć, ścigany przez prześladowców i upływający czas, aby przeżyć, starał się poznać swoją prawdziwą tożsamość. W "Krucjacie" (2004) i "Ultimatum" (2007) doprowadzony do ostateczności ciągłymi zamachami na jego życie główny bohater postanawia położyć im kres, a jednocześnie odkryć kulisy wymierzonego w niego spisku. W ten sposób dociera do tajemniczego projektu Treadstone, mającego na celu szkolenie doskonałych zabójców, którego twórcy są gotowi na wszystko, aby zlikwidować zagrożenie, jakie grozi im ze strony Bourne'a.
Odchodząc od zimnowojennej rzeczywistości, w jakiej osadzone są książki Ludluma, twórcy sequeli dokonali liftingu zarówno głównej postaci, jak i rzeczywistości, w jakiej się ona porusza. Bourne XXI wieku zostaje przede wszystkim skonfrontowany z tajnymi służbami, czyli macierzystą agencją wywiadowczą (CIA) - pragnąc poznać straconą tożsamość musi położyć kres jej działaniom zabijania ludzi w imię interesów władzy. Mimo więc tego, że filmowe odpowiedniki "Krucjaty" i "Ultimatum" z literackim oryginałem łączy tylko tytuł, udało im się wykreować równie interesującą rzeczywistość jak ta ze szpiegowskich powieści Ludluma.
W 2010 roku pojawiły się plany zrealizowania kolejnej odsłony przygód Bourne'a. Greengrass i Damon byli już jednak zmęczeni tym tematem i uznali, że został on wyeksploatowany. Odmówili nakręcenia i wzięcia udziału w nowym filmie z serii, jednak nie przekonało to producentów (zachęconych niemal miliardem dolarów, jakie przyniosła trylogia) do odstąpienia od projektu.
Za kamerą postawili oni scenarzystę wszystkich trzech Bourne'ów, Tony'ego Gilroya ("Michael Clayton", "Gra dla dwojga"), a w głównej roli obsadzili zbierającego ostatnio znakomite recenzje Jeremy'ego Rennera ("The Hurt Locker - W pułapce wojny", "Miasto złodziei", "Mission: Impossible - Ghost Protocol", "Avengers"). Powstałe w efekcie "Dziedzictwo Bourne'a" po raz kolejny podnosi kurtynę, aby odsłonić jeszcze mroczniejsze warstwy niebezpiecznej intrygi i przedstawić widzom nowego bohatera.
Dzieło Gilroy'a jest bezpośrednim spadkiem po tym, co wydarzyło się we wcześniejszych obrazach. Publiczne ujawnienie się Bourne'a pod koniec "Ultimatum" okazało się być iskrą, która mogła zagrozić latom prac rozwojowych, służącym szkoleniu lepszych agentów i wojowników. Teraz okaże się, że stworzony przez CIA Treadstone był tylko jednym z wielu podobnych programów wywiadowczych. Kolejna ich ofiara Aaron Cross (Renner), podobnie jak Bourne, postanowi zemścić się za to, co zrobiły mu służby specjalne...
Oprócz Rennera gwiazdami "Dziedzictwa" są znani z całej serii: Joan Allen, Albert Finney i David Strathairn, a także Rachel Weisz, Edward Norton i Stacy Keach. Czy film odniesie tak duży sukces jak poprzednie obrazy o Bournie i przyczyni się do tego, że popularny cykl nadal będzie kontynuowany?
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!