Nastoletnie przeboje i podboje. "Grease" ma 40 lat!
Jednemu z najbardziej popularnych filmowych musicali wszech czasów stuknęła właśnie czterdziestka. "Grease" Randala Kleisera, z ikonicznymi rolami Johna Travolty i Olivii Newton-John, trafił do amerykańskiej dystrybucji kinowej 16 czerwca 1978 roku.
Choć "Grease" został oparty na przebojowym musicalu scenicznym z 1971 roku, nikt z ekipy odpowiadającej za adaptację filmową nie spodziewał się tak gigantycznego sukcesu. Nawet dwadzieścia lat po premierze reżyser i aktorzy twierdzili, że myśleli, że robią po prostu musical dla nastolatków i nie mieli większych oczekiwań.
Było w tym oczywiście trochę fałszywej skromności, gdyż zrealizowany za 6 mln dolarów "Grease" miał wszelkie predyspozycje, żeby podbić serca widzów, nie zmienia to jednak faktu, że Olivia Newton-John była wówczas gwiazdą muzyczną bez aktorskiego doświadczenia, a John Travolta kojarzył się z produkcjami telewizyjnymi - w momencie premiery był już sławny dzięki pół roku wcześniejszej "Gorączce sobotniej nocy" i kobiety szalały na jego punkcie, ale na planie "Grease" miał status "wschodzącej gwiazdy". Co więcej, musicale nie cieszyły się w latach 70. zbyt dużą popularnością, a jeśli już je realizowano, były to "Skrzypek na dachu" czy "Kabaret", opowieści niekoniecznie dla nastoletniej widowni.
Niekonwencjonalna historia miłosna, pochodzących z dwóch różnych światów Danny'ego Zuko (Travolta) i Sandy Olsson (Newton-John), rozgrywała się jednak nie na tle przemian społecznych i kulturowych lat 70., lecz dwadzieścia lat wcześniej, w 1958 roku, na długo przed rewolucją seksualną. Film wpisywał się więc z jednej strony w panujący wówczas w Ameryce sentyment za utraconą niewinnością, ale także przywoływał takie klasyki młodzieżowego kina, jak "Buntownik bez powodu" czy "West Side Story" (również przebojowy musical o miłości w świecie różnych społecznych barier).
"Grease" zarobił na świecie ponad 360 mln dolarów (plus kolejne 30 w drugim obiegu kinowym w 1998 roku), co zapewniło mu nie tylko miano najbardziej kasowego filmu 1978 roku, ale także trzeci wynik w historii kina. Więcej zarobiły wówczas tylko "Szczęki" i pierwsze "Gwiezdne wojny", czyli "Nowa nadzieja". Nigdy później musical nie zawędrował tak wysoko w światowym box-office. "Grease" znajduje się zresztą do dzisiaj w pierwszej dziesiątce najbardziej kasowych filmów w swoim gatunku, przy czym połowa stawki to animowane produkcje Disneya i Pixara, a nie musicale aktorskie.
Na szczyty zawędrował również oficjalny soundtrack, zyskując status drugiego albumu 1978 roku - tuż za "Gorączką sobotniej nocy", której utwory poza "Stayin' Alive" zostały przez ostatnie 40 lat raczej zapomniane. Podczas gdy piosenki z "Grease" wciąż święcą tryumfy na listach przebojów.
Warto jednak podkreślić, że uniwersalność "Grease" wynika w pewnej mierze z wielu typowych dla kina komercyjnego fabularnych uproszczeń. Młodzieżowa subkultura "greaserów", do której należą Danny Zuko i jego kumple, została sprowadzona do cwaniactwa, seksualnych podtekstów, zaczesanych starannie włosów oraz kurtek motocyklowych. Z kolei po polsko-amerykańskich robotniczych korzeniach bohaterów scenicznego musicalu (Sandy nazywała się Dumbrowski, ale jako że Olivia Newton-John dorastała w Australii, zdecydowano się na zmianę) nie pozostał praktycznie żaden ślad.
Poza tym w filmowych nastolatków wcielili się znacznie starsi aktorzy. Stockard Channing (Rizzo) miała 33 lata, Jamie Donnelly (Jan) właśnie przekroczyła trzydziestkę, Olivia Newton-John ukończyła 28 lat, a Jeff Conaway (Kenickie) miał 26 lat. Z głównej obsady najbliższy wiekowo był faktycznie Travolta, który na planie zameldował się jako 23-latek.
Travolta okazał się idealnym kandydatem do roli Danny'ego, w którego w różnych wersjach scenicznych wcielali się m.in. Richard Gere, Patrick Swayze i Treat Williams. Aktor był wschodzącą gwiazdą i bywało, że "kradł" partnerom z planu kolejne sceny. Na przykład musicalową sekwencję do utworu "Greased Lightning" miał zaśpiewać Jeff Conaway, ale Travolta bezceremonialnie mu ją odebrał, mimo sprzeciwu całej ekipy.
Do fabuły nie pasowała również kontestacyjna piosenka "Grease in the Word", którą Barry Gibb z "Bee Gees" napisał na potrzeby filmu, nawiązując zarówno do stylistyki "Gorączki sobotniej nocy", jak i mentalności rozczarowanych latami 70. młodych. Utwór uzupełnia znakomitą animowaną czołówkę filmu i pasuje do niej melodycznie, jeśli jednak wsłuchać się w słowa, nie ma nic wspólnego z tym, o czym "Grease" tak naprawdę opowiada.
Randal Kleiser przyznawał później w wywiadach, że szczerze nienawidził piosenki Gibba, ale jako że był debiutującym reżyserem, nie był w stanie wyperswadować produkcji użycia "Grease is the Word". Z kolei nominowana do Oscara ballada "Hopelessly Devoted to You" nie miała nic wspólnego z oryginalnym musicalem. Scenę dokręcono już po zakończeniu zdjęć, żeby wykorzystać gwiazdorski status muzyczny Olivii Newton-John, ponieważ producenci uznali, że śpiewa na ekranie krócej od Johna Travolty.
Wszystkie te aspekty nie miały oczywiście większego znaczenia dla widzów, którzy zakochali się w pozytywnej energii i przebojowym soundtracku "Grease". Okazało się jednak, że sukces był nie tylko trochę przypadkowy, ale też jednorazowy. Powstała cztery lata później kontynuacja, pozbawiona większości obsady "Grease" i z Michelle Pfeiffer, dla której "Grease 2" było aktorską traumą, była ogromną klapą.
Plany na szereg filmów błyskawicznie upadły, a studio zajęło się odcinaniem kuponów od sławy obrazu Kleisera, Travolty i Newton-John. Dwójka głównych aktorów próbowała jeszcze na początku XXI wieku doprowadzić do realizacji "Grease 3", który miałby opowiadać o Dannym, Sandy i reszcie, gdy zbliżają się do czterdziestki, ale nikt nie brał najwyraźniej tego dość ryzykownego pomysłu na serio. Całe szczęście, bo mimo wszelkich ubytków i wylewającej się z ekranu słodyczy "Grease" wciąż broni się po latach. Niektórych historii nie warto dopowiadać.