Najlepsze filmy na walentynki? Jeden tytuł z pewnością Was zaskoczy
Czy może być lepszy sposób na spędzenie walentynek niż filmowy seans we dwoje? Naszym zdaniem nie, dlatego przygotowaliśmy listę najlepszych propozycji na ten wyjątkowy dzień. Od kultowych klasyków po nieznane szerzej tytuły. Tu każdy znajdzie coś dla siebie. Mamy tylko jedną radę. Przygotujcie chusteczki! Z pewnością będą potrzebne.
Uwielbiam komedie romantyczne z Hugh Grantem i, w przeciwieństwie do samego aktora, który po latach zaskoczył refleksją, że się ich wstydzi, ani trochę się tego nie wstydzę. Wcale nie przeszkadza mi też niezliczona ilość memów parodiujących słynne: "Jestem zwykłą dziewczyną, która stoi przed chłopakiem, prosząc go, by ją kochał" wypowiadane przez Julię Roberts w jednej z kluczowych scen "Notting Hill".
O ile fabuła filmu jest dość przewidywalna: Kopciuszek zakochuje się w gwieździe, po drodze czeka ich masa perturbacji, żeby w finale móc ocierać łzy wzruszenia, o tyle zaskakujące dla widzów może być to, że rzeczonym Kopciuszkiem nie jest tu kobieta!
Produkcja Richarda Curtisa to absolutny klasyk dla millenialsów, do których się zaliczam. Co ważne, to naprawdę komedia romantyczna. Nie jak wiele filmów tego gatunku, w których kilka, najczęściej żenująco nieśmiesznych scen, ma widzowi "urozmaicić" całość romantycznej fabuły. Tu możecie się i pośmiać, i wzruszyć, i po prostu dobrze bawić.
Co więcej, produkcja bardzo dobrze się zestarzała i ogląda się ją bez ciar żenady. A Rhys Ifans jako Spike za swoją drugoplanową rolę powinien zgarnąć coś znacznie większego niż tylko nominacja do nagrody BAFTA.
"Poprzednie życie" okrzyknęłam mianem najpiękniejszego filmu 2023 roku, dlatego czuję się zobowiązana, by polecać ten tytuł za każdym razem, gdy mowa o miłości na ekranie. Spełnił moje wysokie oczekiwania z nawiązką - to wyjątkowo szczera opowieść o współczesnych relacjach i emocjach z nimi związanymi.
Debiut reżyserski Celine Song to historia Na Young (Grety Lee) i Hae Sunga (Teo Yoo), którzy poznają się w dzieciństwie, lecz ich przyjaźń zostaje przerwana przez wyjazd Na Young. Kobieta pod nowym imieniem - Nora - prowadzi zupełnie inne życie. Hae Sung postanawia odnaleźć ją za pośrednictwem Facebooka. Odnowienie kontaktu okazuje się bolesne, lecz po kolejnych 12 latach ich drogi ponownie się schodzą, tym razem w Nowym Jorku. Hae Sung jest po rozstaniu, a Nora jest mężatką. Spotkanie wzbudza w nich trudne emocje i refleksje nad przeszłością oraz niewykorzystanymi szansami.
Twórczyni obserwuje swoich bohaterów z ogromną dozą wyrozumiałości. Opowiada historię miłosną, ale w niekoniecznie tradycyjny sposób. Skupia się nie tylko na relacji głównych bohaterów, ale także na małżeństwie Nory z Arthurem, które może być pełne wątpliwości, lecz jest oparte przede wszystkim na komunikacji i zaufaniu. Tego typu obrazu współczesnego związku brakuje w kinie i życzę sobie, by w najbliższych latach było takich filmów więcej.
Walentynki to dobry czas, by powrócić do uwielbianych romansów, a jeśli wracać, to tylko do Werony!
"Listy do Julii" miały swoją premierę już 15 lat temu, ale produkcja w reżyserii Gary’ego Winicka, wciąż zachowuje swój ponadczasowy urok.
Sophia (Amanda Seyfried) i Victor (Gael Garcia Bernal) wyruszają na wakacyjną podróż i trafiają do miasta zakochanych. Niestety, romantyczny wyjazd zamienia się w podróż w biznesową, ponieważ Victor skupia się na poszukiwaniu dostawców wyjątkowych produktów do swojej restauracji. Julia postanawia na własną rękę eksplorować miasto i tak natyka się na grupkę wolontariuszek, które odpisują na listy miłosne wysyłane do domu Julii Capuleti. Całkowitym przypadkiem odnajduje list z 1951 roku i postanawia na niego odpowiedzieć, odnaleźć autorkę listu i pomóc jej w znalezieniu utraconej miłości.
Rozpoczyna się piękna podróż po malowniczych krajobrazach Włoch, w towarzystwie Claire i jej wnuka, który okazuje się być wyjątkowym kompanem. Tak rodzi się historia, która przypomina nam, że zawsze jest czas na odnalezienie swojej miłości.
Opowieść chwilami może i wydaje się ckliwa oraz przesłodzona do bólu, ale sądzę, że taki powinien być walentynkowy seans i 14 lutego z pewnością po raz kolejny wrócę do Werony.
"Zakochany bez pamięci" Michela Gondry'ego otrzymał podczas 77. ceremonii rozdania Oscarów statuetkę za najlepszy scenariusz oryginalny. Nagroda była jak najbardziej zasłużona, niemniej powinno ich być o wiele więcej. To nie tylko jedna z najlepszych produkcji o miłości, ale też filmowa topka pierwszej dekady XXI wieku.
Fabuła skupia się na związku Joela (Jim Carrey) i Clementine (Kate Winslet). Gdy postanawiają się rozstać, kobieta poddaje się innowacyjnej procedurze usunięcia wspomnień związanych z dawnym partnerem. Zrozpaczony mężczyzna decyduje się na podobny zabieg. W jego trakcie stwierdza jednak, że nie chce zapominać o Clementine. Za wszelką cenę stara się zachować chociaż jeden wspólny moment.
"Zakochany bez pamięci" to aktorski koncert. Winslet jest świetna jak zawsze, a nastroje jej postaci zmieniają się niczym kolor jej włosów. Zaskoczeniem jest Carrey, który wcześniej udowodnił, jak dobrze odnajduje się w dramatycznych rolach. Występy w "Truman Show" i "Człowieku z księżyca" bazowały jednak na środkach wyrazu, które doprowadził do mistrzostwa w komediach. U Gondry'ego wciela się w wycofanego introwertyka, niepewnego każdego ruchu i decyzji. Energia kojarzona z Ace'em Venturą nie znajduje tutaj ujścia w jego ruchach lub mimice. Zamiast tego buzuje w jego wnętrzu, tym samym świetnie oddając skrajne emocjonalne stany Joela.
Chociaż przedstawiona historia szybko zaczyna zmierzać w kierunku fantastyki naukowej, "Zakochany bez pamięci" w efektowny sposób objawia kilka prostych prawd o miłości i związkach. To, że po wszystkim, mimo negatywnych doświadczeń, wolimy wracać do dobrych wspólnych chwil. A także fakt, że o nieudanych miłościach nie wolno zapominać, a wyciągać z nich wnioski. I nie przestawać szukać.
"Happy Together" (1997) uznawane jest za jeden z najodważniejszych filmów w artystycznym dorobku Wonga Kar-waia. Choć raczej nie jest moją ulubioną produkcją tego twórcy, to gdy myślę o złożonej, wielowymiarowej naturze miłości, właśnie ten tytuł pojawia mi się przed oczami.
Fabuła śledzi losy dwóch kochanków. Ho Po-wing (Leslie Cheung) i Lai Yiu-fai (Tony Leung Chiu-wai) decydują się na wyjazd do Buenos Aires, by po raz kolejny zacząć wszystko na nowo. Mimo że łączy ich silna więź i trudno im bez siebie żyć, to prędzej czy później uczucie staje się dla nich destrukcyjne. Mimo zadawanego sobie wzajemnie bólu, niekończących się wzlotów i upadków, nie są w stanie oprzeć się pokusie powrotu.
Przejmująca, pełna namiętności opowieść została doceniona na festiwalu w Cannes, podczas którego uhonorowano Wonga Kar-waia statuetką dla najlepszego reżysera. Produkcja do dziś uważana jest za jedno z najważniejszych dzieł dla hongkońskiej społeczności LGBT, a dzięki udziałowi dwóch wielkich gwiazd tamtejszego kina szybko zasłużyła na miano kultowej.
Na docenienie zasługuje również kunszt zdjęć Christophera Doyle'a, częstego współpracownika Wonga, które w mistrzowski sposób oddają zagubienie i pragnienie miłości bohaterów. Kluczowym aspektem i dopełnieniem tego dzieła jest muzyka - w tym tytułowy utwór grany przez grupę The Turtles, elektryzujące kompozycje Franka Zappy, chwytająca za serce kompozycja "Cucurrucucu Paloma" wykonywana przez Caetano Veloso czy powracające dźwięki argentyńskiego tanga Astora Piazzolli.
Szczerze mówiąc, nie pamiętam, kiedy pierwszy raz zobaczyłam film "Keith", ale zdecydowanie pamiętam, jakie wrażenie na mnie zrobił. I wcale nie chodzi mi tu o spektakularne efekty specjalne, wymyślny scenariusz czy innowacyjną reżyserię. Ta produkcja zachwyciła mnie prostotą fabuły (która na pierwszy rzut oka jest bardzo szablonowa), przedziwnym, wciągającym klimatem i wszechobecną melancholią.
Do klasy Keitha, szkolnego outsidera, dołącza Natalie, ładna, lubiana, pochodząca z dobrego domu nastolatka. Chłopak nie jest tym zachwycony, nowa uczennica wręcz go drażni. Jednak wspólne lekcje i czas spędzony na projektach z chemii zbliżają do siebie dwójkę młodych ludzi. Natalie nie wie, że Keith skrywa przed nią tajemnicę. Poznanie prawdy wywróci jej życie do góry nogami i już nic nie będzie takie, jak dawniej.
Główne role w filmie Todda Kesslera, wyreżyserowanym na podstawie książki Rona Carlsona, zagrali Jesse McCartney, amerykański piosenkarz, autor hitu "Beautiful Soul", i Elisabeth Harnois, aktorka, którą kojarzymy m.in. z "Randki z córką prezydenta" czy "Drugiego świątecznego pocałunku". W filmie występują także znany z licznych amerykańskich seriali Ignacio Serricchio oraz wielka gwiazda "Dirty Dancing" - Jennifer Grey.
To, co przyciąga uwagę w produkcji, to przede wszystkim sposób kręcenia i kolorowania ujęć. Mimo że "Keith" miał swoją premierę w 2008 roku, to wygląda jak realizacja z lat 90. - właśnie to wyróżnia go od innych filmów o podobnej fabule. Historia chwyta za serce i nie pozwala skończyć seansu bez uronienia chociaż jednej łzy. Jeśli jesteście sceptyczni po przeczytaniu opisu, spokojnie, ja też byłam, ale zaufajcie mi i przygotujcie pudełko chusteczek. Każdy czasem musi się wypłakać na sztampowym filmie o licealnej miłości, a walentynki są do tego idealnym momentem!
Miłość to jedna z najlepszych, ale i najgorszych rzeczy, jakie mogą się przytrafić człowiekowi. W końcu mało kto odbył w dzieciństwie naukę tego, jak postępować ze złamanym sercem. Niewielu wie, co zrobić z tymi zawiedzionymi nadziejami i wspólnymi planami, których nigdy nie zrealizują z drugą połówką, bo właśnie odeszła. Pytanie też, co zrobić z przedmiotami należącymi do utraconej miłości, które zostały na półce - wyrzucić, sprzedać, spalić w przypływie złości i żalu, a może zachować, skoro ta osoba i tak wpisała się w nasz życiorys. Może potrzebne jest miejsce, gdzie będzie je można zostawić, nie martwiąc się o nic, a potem wyjść i sprawdzić, co życie ma teraz dla nas w planach? Właśnie na to pytanie odpowiada komedia romantyczna "Galeria złamanych serc".
To historia, która w subtelny, ale niezwykle poruszający sposób opowiada o miłości, sile wspomnień, stracie oraz drugich szansach, i to różnych ich odmianach, z których niektóre mogą Was zaskoczyć. Jej główna bohaterka zakłada nietypową galerię sztuki po tym, jak ukochany łamie jej serce. Eksponuje w niej przedmioty pozostawione po zakończonych związkach, stając się nowojorskim głosem osób złamanych przez miłość. Jej projekt szybko zdobywa popularność, a galeria staje się miejscem, w którym ludzie ściągają maski i dzielą się swoimi historiami, żegnając się z przeszłością. W tym wszystkim Lucy poznaje Nicka, który, choć sam na zakręcie życiowym, inspiruje ją do spojrzenia na życie z nowej perspektywy, pokazując, że prawdziwe związki i przyjaźnie rodzą się ze wzajemnego zrozumienia, a nie przymusu.
W tle urokliwej galerii sztuki spotykają się bohaterowie, których historie wzruszają swoją autentycznością. Reżyserka Natalie Krinsky zręcznie balansuje między humorem a emocjonalną głębią, tworząc obraz, który jednocześnie bawi i skłania do refleksji. Film wyróżnia się także charyzmatycznymi kreacjami aktorskimi, szczególnie w wykonaniu Geraldine Viswanathan i Dacre'a Montgomery'ego, którzy z wdziękiem i naturalnością oddają skomplikowane emocje swoich postaci. "Galeria złamanych serc" to opowieść, która przypomina, że nawet wśród chaosu życia można znaleźć piękno, nadzieję i nowy początek.