Nadchodzi nowy RoboCop
- Kiedy byłem dzieckiem, plakaty reklamujące "RoboCopa" wisiały dosłownie wszędzie - wspomina urodzony w 1979 r. w Sztokholmie Joel Kinnaman. - Nigdy wcześniej żadna rzecz nie zachwyciła mnie tak bardzo, jak widok Petera Wellera wysiadającego z policyjnego wozu.
- Staram się sobie przypomnieć, kiedy po raz pierwszy widziałem sam film - zastanawia się aktor. - Strzelałbym, że miałem wtedy jakieś 9, może 10 lat...
Joel Kinnaman w swojej rodzinnej Szwecji jest gwiazdą. Widzowie w USA i innych krajach znają go natomiast z ról w filmach "Najczarniejsza godzina" i "Safe House". Kinnaman gra również w cieszącym się popularnością serialu kryminalnym "Dochodzenie". Ale dopiero teraz będzie o nim naprawdę głośno: do kin na całym świecie wchodzi właśnie remake kultowego "RoboCopa" Paula Verhoevena z 1987 r. - i to właśnie 34-letni Szwed przejął w nim schedę po Wellerze. Śmiertelnie ranny policjant, który wraca do służby jako cyborg, ma teraz jego twarz.
Zdaniem Kinnamana, ta nowa wersja - dzieło reżysera Jose Padilhi - jest i podobna, i inna od oryginału. Szkielet fabuły zasadniczo nie uległ zmianie: dobry glina, czyli Alex Murphy, wpada w zastawioną nań pułapkę i odnosi śmiertelne obrażenia - ale na granicy życia i śmierci pojawia się dla niego nadzieja na nową egzystencję pod postacią cyborga.
Tu uwidacznia się pierwsza, zasadnicza różnica: w filmie z 1987 r. Murphy zginął i został przywrócony do życia. W remake'u bohater grany przez Kinnamana nie umiera na skutek odniesionych obrażeń; jego transformacja ma miejsce podczas śpiączki, w której przebywa po wypadku. W rezultacie dawny funkcjonariusz policji budzi się z pełną pamięcią i świadomością przeszłości - co przydaje całej historii dodatkowej dramaturgii w warstwie emocjonalnej i filozoficznej.
- Po przebudzeniu Alex próbuje dociec, w jaki sposób może używać swoich nowych mocy; co może z nimi zrobić - mówi Kinnaman. - Zastanawia się również, czy może się jeszcze nazywać człowiekiem. Jest istotą ludzką czy maszyną? Jak ma zachowywać się wobec swoich bliskich, żony i synka? Wszystkie te dylematy zostały ukazane w filmie.
- Najważniejsze pytanie brzmi jednak: co to znaczy być człowiekiem? Czy o naszym człowieczeństwie stanowi wyłącznie mózg? A jeśli ktoś "majstrował" przy naszym mózgu i ciele, tak, że nie jest ono już ciałem, a pancerzem robota - to czy nasza dusza pozostała nienaruszona?
- W filmie pytamy również o współczesne doświadczenia społeczeństwa jako takiego - ciągnie aktor. - Jakie stanowisko zajmiemy, kiedy technologia taka jak ta ukazana w filmie stanie się częścią naszej codzienności? Już teraz przecież jest obecna w naszym życiu, a za 15-20 lat może nas zdominować. Czy kiedyś służby policyjne będą składać się z takich właśnie automatów? A co z siłami zbrojnymi państw - czy one też będą armiami robotów, czy dalej będą składać się z żywych ludzi? Z jakimi moralnymi i filozoficznymi dylematami przyjdzie nam się w związku z tym zmierzyć? Widz opuszcza salę kinową z niezłym materiałem do przemyśleń.
Lśniąca zbroja RoboCopa to ważna część składowa tej postaci. Kinnamanowi niewątpliwie pomogła ona wczuć się w rolę. Jak mówi, odbierał ją jako błogosławieństwo i przekleństwo zarazem.
- Miałem ją na sobie podczas bardzo wielu scen - opowiada. - Już wcześniej wiedziałem, że na pewno będzie mało wygodna i że zdeterminuje ruchy mojego ciała, ale nie przewidziałem, że noszenie jej na planie stanie się dla mnie również źródłem refleksji. Chodzi o to, że pod takim kostiumem człowiek czuje się praktycznie nagi. Owszem, miałem na sobie jeszcze mocno przylegający do ciała kombinezon, ale i tak miałem świadomość tego pancerza, w którym mnie zamknięto.
- Górowałem nad wszystkimi. Czułem siłę i moc. Byłem ogromny. Moje ramiona stały się nagle takie rozłożyste; całe moje ciało było ogromne... Mimo to odczuwałem pewne zakłopotanie i konsternację. Nie jestem przyzwyczajony do chodzenia bez ubrania - dodaje.
- Na planie taka sytuacja była komfortowa. Po założeniu tej zbroi natychmiast stawałem się RoboCopem, co nie zmienia jednak faktu, że - będąc nim - odczuwałem ten sam rodzaj zagubienia. Alex czuje tę nową moc, którą mu podarowano, ale jednocześnie nie do końca potrafi się w tym wszystkim odnaleźć. To dlatego, że nie jest już człowiekiem; nie jest tym, kim był. Ta metamorfoza staje się jego siłą i słabością jednocześnie. Ciekawie grało mi się tę rozpiętość emocji. Nie spodziewałem się, że tak to będzie wyglądało.
Kinnaman nie kryje swojego podekscytowania "RoboCopem" przez cały czas trwania naszej rozmowy, ale najbardziej ożywia się, kiedy wspomina pewien szczególny dzień na planie w Toronto. W kręconej wówczas scenie towarzyszyli mu Jay Baruchel, Jennifer Ehle, Michael Keaton i Gary Oldman. Wszystko rozgrywało się wśród dekoracji naśladujących starą, nieczynną elektrownię.
- Wkroczyłem w tę ogromną, betonową przestrzeń, która robiła wręcz post-apokaliptyczne wrażenie - wspomina. - W filmie było to miejsce, w którym RoboCop - nowy, cudowny produkt firmy OmniCorp - zostaje poddany testom. Jego możliwości mają zostać sprawdzone w konfrontacji z innymi droidami.
- Na początku sceny wysiadam z vana i podchodzę do Gary'ego, Jennifer, Michaela i Jaya... Sam fakt, że wszyscy oni byli tam ze mną, kompletnie mnie oszołomił. Wypowiedziałem kilka słów do Michaela i Gary'ego, a potem zacząłem wolno iść w kierunku tych monumentalnych dekoracji, wśród których uwijało się jakichś 20 statystów wcielających się w roboty. A potem odegraliśmy zaplanowaną scenę akcji, zgodnie z wytycznymi ze scenariusza.
- To było wspaniałe przeżycie. W takich chwilach człowiek jest po prostu szczęśliwy, że właśnie w taki sposób jest mu dane zarabiać na życie.
© 2013 Ian Spelling
Tłum. Katarzyna Kasińska
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!