Reklama

"Mokre sny" Almodovara

Pedro Almodóvar potrafi z równym dowcipem i przenikliwością analizować ludzką seksualność, co Quentin Tarantino przygląda się naszej słabości do przemocy. Jego najnowszy film - komedia "Przelotni kochankowie" - to erotyk.

"Przelotni kochankowie" to zwariowana komedia o pewnym feralnym locie do Meksyku. Pod wpływem, jak się wszystkim wydaje, nieuchronnie zbliżającej się katastrofy lotniczej, znajdujący się w samolocie pasażerowie, ale i personel pokładowy, postanawiają wyznać sobie najbardziej wstydliwe sekrety i wyjawić skrywane fantazje erotyczne.

To właściwie Harlequin, podobny do tych, które wyglądały z każdej witryny kiosku w latach 90., a na okładkach miały omdlewającą niewiastę w ramionach muskularnego samca. To fantazja o męskości, kobiecości i naszych seksualnych pragnieniach. To współczesne, bardziej obyczajowo odważne, nieco przaśne "Pół żartem, pół serio", komedia pomyłek zawieszona kilometry na ziemią, na pokładzie samolotu, który ma uszkodzone podwozie i musi krążyć nad Hiszpanią. Trochę kabaret, trochę musical, trochę farsa. To już nie pop - to kamp, czyli pop świadomy sam siebie, jak teledyski Lady Gagi.

Reklama

Jesteśmy na pokładzie samolotu, wiec trochę nigdzie. A nigdzie - to przestrzeń gdzie wszystko wolno. Dosłownie i w przenośni - przestrzeń graniczna, gdzie można wykraczać poza codzienne role i schematy, które tam, na ziemi, wydają się naturalne. Wszystko tutaj jest podkręcane - "przegięte". Lot samolotem jest niczym las w szekspirowskim "Śnie nocy letniej", gdzie kochankowie mylą się sobie nawzajem, rzeczywistość miesza się z sennym marzeniem. Linie lotnicze noszą wiele mówiącą nazwę Peninsula - tutaj wszystko ma "się kojarzyć". Almodóvar każe nam śnić "mokre sny" przy wtórze hitu The Pointer Sisters z lat 80. "I'm so excited".

Głównymi bohaterami filmu są mężczyźni, w "Przelotnych kochankach" brak jednak tradycyjnego "męskiego spojrzenia" do którego przyzwyczaiło nas tradycyjne kino, a które uprzedmiotawia kobietę, umieszcza ją na drugim planie, pozbawia osobowości. W filmach Almodóvara kobieta jest oglądana przez oko mężczyzny homoseksualnego - świadomego czym jest odgrywanie męskości i kobiecości, znajdującego upodobanie w teatrze kobiecych zachowań, uwielbiającego ich teatralizowanie. Czy ma wiec znaczenie, kim naprawdę jesteśmy, czy to jak widzą nas inni? A czy nie jest tak, że możemy być kilkoma osobami naraz? Almodóvar zachęca - pozwólmy sobie.

Takie spojrzenie pokazuje, że wszyscy mamy gender - gramy swoje płciowe role za pomocą określonego zestawu gestów i rekwizytów. Trudno o bardziej stereotypowe przedstawienie kobiety niż stewardesa, pilot zaś to symbol męskości. W "Przelotnych kochankach" zamiast stewardes mamy stewardów, a obaj piloci okazują się nie całkiem hetero. Almodóvar bierze w nawias nasze fetysze, wizualne klisze i się nimi bawi. Z upodobaniem korzysta z konwencji telenoweli, kiepskiego teatrzyku, wodewilu. Jakby śmiał się z powagi swoich ostatnich filmów.

Na pokładzie samolotu jest młoda dziewica, Bruna, w dziewczęcej sukience i kucyku. Jest doświadczona, sławna na cały świat, dominatrix o imieniu Norma, obwieszona drogą biżuterią, jak z "Dynastii". Jest panna młoda, która przez cały czas śpi, odurzona przez przemycającego narkotyki współmałżonka. Są też bohaterki tam, na ziemi - niedoszła samobójczyni, Alba, zakochana w jednym z bohaterów, która ubiera się w jego ubrania, żeby skoczyć z dachu. Oraz była dziewczyna tego samego bohatera - Ruth, niegdyś stewardesa, która ubiera się jak dziewczyna w latach 50 i jeździ na rowerku z koszykiem. Każda z tych postaci jest naszkicowana grubą kreską - to nie są "żywi" bohaterowie, ale role, przed których wyborem może stanąć kobieta, klisze, w które usiłuje się ją wciskać. Dziwka, dziewica, kobieta porzucona, kobieta dominująca. Almodóvar pokazuje jednak, że tak jak w seksie sado-maso, także na co dzień, role które sobie wybieramy, są podobnie "na niby". Bycie mężczyzną i kobietą to maskarada.

"Zwykle wiem, czy ktoś się do mnie podwala, bo widzi we mnie kobietę czy dlatego, że widzi we mnie transwestytę" - mówi jedna z bohaterek. U Almodóvara każda kobieta jest "bardziej", każda jest więc trochę jak transwestyta - czyli jakby tylko przebierała się za kobietę, a nie była nią "naturalnie". Jak z południowoamerykańskiej telenoweli, gdzie bohaterki w pełnym makijażu i w błyszczącej biżuterii rzucają się na siebie z pazurami. Tutaj nie ma półcieni. Almodóvar, przez podkręcanie gestów, dialogów, pokazuje, że każdy z nas jest trochę "queer", nie ma czegoś takiego jak norma, chyba że jest to imię dominatrix.

Kobiecy są w "Przelotnych kochankach" jednak przede wszystkim mężczyźni, którzy odgrywają kobiecość mimo ich niezbyt kobiecej (i atrakcyjnej) aparycji. Mają męskie kostiumy - stroje pilotów i stewardów, a jednak są zafascynowani kobiecością - taką nieco przerysowaną, pełną glamouru. Wpatrują się w Normę z podziwem. Almodóvar pokazuje kobiety jak ikony popkultury - jak Marilyn Monroe, Katherine Hepburn, Catherine Deneuve. To właśnie takie kobiety przykuwają spojrzenie nieheteronormatywnego mężczyzny, który chce być jak one. Dla niego nie liczą się subtelności, ich nie może zagrać.


Almodóvar puszcza też w "Przelotnych kochankach" oko do samego siebie. Antonio Banderas i Penelope Cruz - ikony tego Almodovarowskiego spojrzenia na mężczyznę i kobietę - pojawiają się na samym początku filmu w roboczych strojach pracowników lotniska. Te stroje kompletnie ich deseksualizują. A na dodatek rozmawiają o tym, dlaczego on nie zauważył, ze ona jest w ciąży, kiedy przecież je tyle jajek. Ich przyziemna rozmowa to jednak tylko wstęp do niebiańskich rozkoszy. A także sygnał, że tym filmem Almodóvar chce skomentować przede wszystkim samego siebie.

Film zadebiutuje na ekranach polskich kin już w najbliższy piątek, 10 maja.

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy