"Młyn i krzyż" to rewolucja w kinie
"Młyn i krzyż" Lecha Majewskiego - filmowa "adaptacja" XVI-wiecznego obrazu Petera Bruegla "Droga na Kalwarię" - to rewolucja w kinie i sztuce - zgodzili się Charlotte Rampling i Rutger Hauer, którzy w dniu polskiej poniedziałkowej premiery filmu odwiedzili Warszawę.
- Udział w tym filmie był wyjątkowo wzruszającym doświadczeniem. I musiał taki być, ponieważ film z jednej strony dotyczył jednego z najpiękniejszych obrazów świata, a z drugiej strony zagrałam w nim matkę Jezusa - powiedziała w poniedziałek na przedpremierowym spotkaniu z dziennikarzami Charlotte Rampling. Aktorka, która u Majewskiego wcieliła się w alegoryczną postać cierpiącej Marii grała m.in. w "Zmierzchu bogów" Luchina Viscontiego, "Wspomnieniach z gwiezdnego pyłu" Woody'ego Allena, "Harry Angel" Alana Parkera i "Basenie" Francoisa Ozona.
W jej ocenie, "Młyn i krzyż" to wyjątkowa propozycja dla miłośników kina. - Najprawdopodobniej niczego podobnego w najbliższym czasie nie ujrzymy - podkreśliła Rampling. Wyznała też, że przygotowując się do roli matki Chrystusa oglądała inne prace Majewskiego (wcześniej znała tylko jego "Pokój saren"), by zapoznać się z jego sposobem myślenia i wizją filmu o obrazie Bruegla.
Charlotte Rampling: Lech Majewski mnie oczarował!
"Młyn i krzyż" to film, którego akcja dzieje się w 1564 r., kiedy to Bruegel namalował swoje dzieło. Malarz przedstawia w nim ostatnią drogę Chrystusa, ale umieszcza ją nie w Jerozolimie, ale we współczesnej mu Flandrii (to historyczna kraina w obecnych granicach Holandii, Belgii i Francji). Tym samym wątek cierpienia Chrystusa artysta splótł z martyrologią swoich rodaków prześladowanych z powodów politycznych i religijnych przez rządzącą tam wtedy hiszpańską inkwizycję. W ten sposób film Majewskiego jest kontynuacją idei Bruegla, który w XVI w. - za pomocą swojej twórczości - apelował o szacunek dla drugiego człowieka i tolerancję wobec odmiennych poglądów.
W filmie przedstawiono losy kilkunastu postaci z obrazu m.in. młynarza, roznosiciela chleba, matki z grupką małych dzieci, a także młodego mężczyzny, którego skazano na okrutną śmierć przywiązując go do koła na wysokim palu, by zadziobały go kruki. W jednej ze scen widzimy także okrucieństwo hiszpańskich żołdaków zakopujących żywcem młodą kobietę. XVI-wieczni bohaterowie "Drogi na Kalwarię" ożywają na oczach widzów, a kamera odkrywa przed nimi pojedyncze fragmenty obrazu, by w finale ukazało się całe dzieło Bruegla wiszące na jednej ze ścian Kunsthistorisches Museum w Wiedniu.
- To wyjątkowo udany eksperyment artystyczny, który można porównać do ponownego wymyślania koła - ocenił z uśmiechem Rutger Hauer, pamiętany z roli w filmie "Łowca androidów" w reż. Ridleya Scotta. - W filmie chodziło przecież o to, by sztukę sprzed ponad czterystu lat połączyć z współczesną sztuką filmową" - podkreślił aktor, który jako Bruegel w jednej z najważniejszych scen filmu omawia tajemnice swojego malarstwa i udowadnia towarzyszącemu mu kolekcjonerowi sztuki (w tej roli Michael York), że artysta jest w stanie - za pomocą obrazu - zatrzymać czas i świat.
W przedpremierowym spotkaniu wziął udział także amerykańsko-francuski krytyk sztuki Michael Francis Gibson, którego esej też pod tytułem "Młyn i krzyż" zainspirował polskiego reżysera i stał się podstawą scenariusza do filmu. Opowiadał, że pomysł Majewskiego, by przedstawić obraz Bruegla za pomocą filmu fabularnego, a nie dokumentalnego jak chciał na początku, był dla niego niespodzianką. - Wydawało mi się wtedy, że trudne nie jest przedstawienie materii obrazu, ale przede wszystkim idei zawartej w dziele Bruegla - zaznaczył.
Do spotkania obu twórców doszło w 2005 r. po projekcji filmu Majewskiego pt. "Angelus" w jednym z paryskich kin. "Angelus", opowiadający o przedwojennej gminie okultystycznej, do tego stopnia zafascynował znawcę Bruegla, że ten podarował polskiemu reżyserowi swoją pracę o Brueglu - do tej pory nazywanym najwybitniejszym filozofem pośród malarzy. - Pan ma brueglowski umysł - pisał wówczas Gibson do Majewskiego. Wkrótce obaj zasiedli do pisania scenariusza.
W swojej analizie obrazu Bruegla Gibson zachęca do osobistego przyjrzenia się dziełu XVI-wiecznego malarza. "Obcowanie po raz pierwszy z obrazem jest jak spotkanie z nieznajomym człowiekiem. To, jakie zrobi na nas wrażenie, zależy od nawiązanej z nim relacji" - napisał krytyk sztuki.
Film miał światową premierę pod koniec stycznia na największym festiwalu filmu niezależnego w Sundance (USA), następnie w Europie na festiwalu filmowym w Rotterdamie oraz w paryskim Luwrze. "Młyn i Krzyż" trafi na ekrany polskich kin 18 marca.