Mieczysława Ćwiklińska: Mężczyźni ją zdradzali
Miała trzech mężów i kilku kochanków. Jednak jedynym uczuciem, na którym się nie zawiodła, była miłość do teatru. Mieczysława Ćwiklińska występowała w nim do końca.
Romans aktorki Aleksandry Ficzkowskiej i pewnego rosyjskiego oficera nie trwał długo, ale okazał się owocny. 1 stycznia 1879 r. Aleksandra urodziła córeczkę. Mieczysławie Ćwiklińskiej (pod takim nazwiskiem poznał ją świat) nigdy nie było dane spotkać prawdziwego ojca. Wkrótce jej matka wyszła za mąż za kolegę ze sceny Marcelego Trapszę, a ten kilka lat później uznał dziewczynkę za swoje dziecko.
Gdy Mieczysława miała 6 lat, rodzice oddali ją na pensję w Poznaniu. Chcieli, by dorastała jak najdalej od teatru. Wydawało się, że plan się powiódł, gdyż Mieci nie w głowie był teatr. Miała 18 lat, gdy wyszła za mąż...
Wybór męża okazał się najgorszym z możliwych. Starszy od niej o 11 lat Zygmunt Bartkiewicz był dziennikarzem i malarzem, ale też pijakiem i kobieciarzem. Młodziutka żona przeszła przy nim przyspieszoną lekcję życia. Wytrzymała nieco ponad rok, po czym spakowała walizki i wyjechała z Łodzi, gdzie mieszkała z mężem, do Warszawy. Tam zarabiała na życie, prowadząc salon mody.
Jednak już wtedy wiedziała, że to nie przyszłość dla niej, zaczęła więc uczyć się aktorstwa. Państwo Trapszowie przestali sprzeciwiać się jej planom i to dzięki ojcu zadebiutowała na scenie - początkowo jako Mieczysława Gryf, a wkrótce jako Ćwiklińska (to nazwisko jej pradziadka). Kariera rozwijała się, nie brakowało jej też wielbicieli.
Gdy zbliżała się do trzydziestki, poznała przemysłowca Henryka Madera. Mieli się pobrać. Aktorka zmieniła nawet wyznanie, przeprowadzono rozwód, ale Kościół Ewangelicko-Augsburski, do którego wstąpiła, postawił warunek, że ponowny związek małżeński będzie mogła zawrzeć dopiero za 6 lat. Ukochany wyjechał więc do Ameryki Południowej, by zbić tam majątek, a aktorka szukała pocieszenia w ramionach innych mężczyzn.
Czas szybko minął, w końcu więc Mader wrócił do kraju i poślubił ukochaną. On też jako mąż nie grzeszył wiernością. Mieczysława udawała, że tego nie widzi. Do czasu. Gdy zdradził ją z rzeźbiarką, która miała wykonać popiersie aktorki, kazała mu się wynosić.
W tym czasie Mieczysława Ćwiklińska była już jedną z największych gwiazd przedwojennego teatru. W filmie jednak zadebiutowała dopiero w 1933 r. w komedii "Jego ekscelencja subiekt". Zagrała potem wiele ról, ale pracy na planie filmowym nigdy nie polubiła.
Na początku lat 30. po raz trzeci wyszła za mąż, za księgarza Mariana Sztajnsberga. Ten jej nie zdradzał, ale za to szastał na prawo i lewo jej pieniędzmi. Doszło do tego, że musiała wybrać: mąż i bankructwo lub rozwód. Latem 1939 r. była już rozwódką. Podczas wojny najpierw w "Cafe Bodo" sprzedawała papierosy, a potem razem z z innymi aktorkami założyła kawiarnię "U Aktorek".
Po wojnie jeszcze tylko raz zagrała w filmie, w "Ulicy granicznej". Miała prawie 70 lat, ale nie zamierzała przejść w stan spoczynku, nie mogła zresztą sobie na to pozwolić, gdyż większość jej majątku przepadła w czasie wojny. Poza tym scena była wszystkim, co miała. Nie doczekała się przecież dzieci, jej przyjaciele zginęli lub wyemigrowali.
W 1958 r. po raz pierwszy wystąpiła w sztuce "Drzewa umierają stojąc". Grała w niej aż do śmierci, objechała z tym spektaklem całą Polskę. - To rola, w której można przeżyć wszystko - mówiła. Pod koniec już prawie nic nie widziała, co starannie ukrywano przed publicznością.
Lekarze zabraniali jej występów, ale nic sobie z tego nie robiła. Była jednak coraz słabsza, a po tournée do USA już nigdy nie wróciła do formy. Zmarła 28 lipca 1972 roku.