Miał być polskim Arnoldem Schwarzeneggerem. Nie wykorzystano jego potencjału
W piątek mija 15 lat od śmierci Mariana Glinki. Był odnoszącym sukcesy kulturystą - trzykrotnie zdobył tytuł Mistrz Polski oraz pięciokrotnie mistrza świata weteranów w sportach siłowych. Postawił jednak na aktorstwo. Miał być "polskim Arnoldem Schwarzeneggerem", ale kino nie wykorzystało tego potencjału.
W wieku 10 lat zaczął uczęszczać na zajęcia w szkole baletowej; później uprawiał zapasy i trenował w klubie TKKF "Syrenka".
Mimo sukcesów sportowych oraz uznania (Henryk Jasiak, autor książki o historii polskiej kulturystyki, stwierdził na kartach publikacji, że Glinka był jednym z "najbardziej utalentowanych kulturystów na początku lat 60.") Marian Glinka postawił na aktorstwo i w 1968 roku uzyskał dyplom PWST w Warszawie.
Przez lata był związany z teatrem. Występował na deskach Teatru Komedia, Teatru Dramatycznego, Teatru Nowego, Teatru Ateneum.
Przez dwa lata występował w sztukach wystawianych w Teatrze im. Słowackiego.
Marian Glinka debiutował na ekranie w komedii "Kochajmy syrenki" Jana Rutkiewicza. Na przestrzeni lat wystąpił w takich produkcjach jak "Misja", "W labiryncie", "Dorastanie", "Alternatywy 4", "Daleko od noszy", "Zmiennicy", "Dom", "Kochaj mnie, kochaj".
Na dużym ekranie grywał role epizodyczne i drugoplanowe, ale w produkcjach, które zapadły w pamięć polskim widzom.
Pojawił się m.in. w "Nie lubię poniedziałku", "Szczęśliwym brzegu", "Za ścianą", "Barwy ochronne", "Ziemi obiecanej", "Liście Schindlera".
Wielu widzów pamięta Mariana Glinkę również z "Podwieczorku przy mikrofonie" i kabaretu Jana Pietrzaka.
Jednak ogromnej popularności jako aktor nigdy nie osiągnął. Gustaw Holoubek mówił kiedyś, że polskie kino nie umiało wykorzystać talentu Mariana Glinki.
Co było powodem?
W wywiadzie dla "Magazynu KiF" powiedział: "Nie trafiłem na swój czas. W latach 60. i później w polskim filmie była moda na garbatych, chudych, zakompleksionych i tym podobnych nieudaczników życiowych. Kiedyś, gdy na scenie królował wzór zakompleksionego suchotnika, [koledzy] podśmiewali się trochę, no bo do czego mógł nadawać się muskularny aktor?".
Marian Glinka miał być "polskim Arnoldem Schwarzeneggerem", ale nie wykorzystano tego potencjału. Glinka został nieco zaszufladkowany, grał role charakterystyczne.
Po latach, kiedy zapanowała moda na inny typ bohatera, Marian Glinka ze śmiechem mówił w wywiadzie, że po pewnym czasie nie mógł już grać amantów, bo był "za stary".
W życiu prywatnym Marian Glinka zmagał się z nowotworem trzustki.
Chorobę zdiagnozowano u niego zaledwie dwa miesiące przed śmiercią! Nagłe odejście aktora było szokiem zarówno dla widzów, jak i kolegów ze środowiska aktorskiego. Zmarł 23 czerwca 2008 roku.