Mia Wasikowska w krainie filmu
- Nigdy nie czułam większej radości z faktu, że urodziłam się w naszych czasach, niż wtedy, kiedy po raz pierwszy wcisnęłam się w gorset Jane Eyre - mówi Mia Wasikowska. - To było straszne. Na planie musiałam wybierać między mufinką a szklanką wody!
Niektóre aktorki perspektywa odtwarzania takiej roli mogłaby niepokoić. W końcu Jane Eyre, jedna z najsłynniejszych postaci kobiecych w literaturze klasycznej, była już portretowana w co najmniej 25 filmach. W najnowszym z nich, wyreżyserowanym przez Cary'ego Fukunagę, w rolę Jane wciela się właśnie Mia Wasikowska, a udręczonego pana Rochestera gra Michael Fassbender.
Tymczasem 21-letnia aktorka, znana widzom na całym świecie jako tytułowa bohaterka "Alicji w Krainie Czarów" Tima Burtona (2010), z radością przyjęła okazję zagrania Jane, która w nowym filmie ma dokładnie tyle lat, ile na kartach powieści.
- Jane ma osiemnaście lat - mówi. - W wielu wcześniejszych filmach jest ukazana jako dojrzalsza kobieta, co oczywiście mi nie przeszkadza. Tak naprawdę jednak to nastolatka.
- Spodobało mi się wszystko, co ta postać sobą reprezentuje - dodaje młoda aktorka - wszystko, co zrobiła ze swoim życiem, wszystko, czemu się poświęciła. Jane cechuje wrodzony szacunek do samej siebie.
Jane Eyre, sierota odrzucona przez ciotkę i w związku z tym skazana na życie w szkole z internatem, niezmiennie inspiruje młode kobiety.
- W dzieciństwie nie zaznała miłości - mówi Wasikowska. - Wszystko, co osiągnęła, zawdzięczała temu, że w głębi duszy wierzyła, iż była warta tego, by wieść dobre życie, być traktowaną dobrze i czuć się spełnioną.
Przeczytaj recenzję filmu "Jane Eyre" na stronach INTERIA.PL!
- Niektórzy wyznają taką filozofię, a jednak stopniowo rezygnują z pewnych rzeczy dla innych osób albo dla związku - ciągnie. - Jane nie porzuca swoich przekonań. Na pierwszym miejscu stawia siebie. Osobiście myślę, że kobietom trzeba o tym przypominać. Postać Jane jest ponadczasowa. Gdyby przenieść ją w nasze czasy, poradziłaby sobie w naszym społeczeństwie rewelacyjnie.
Wasikowska, która wciąż mieszka ze swoją matką, która jest Polką, i ojcem - Australijczykiem - w Canberrze, sięgnęła po wydaną w 1847 r. powieść Charlotte Bronte tuz po tym, jak zakończyła zdjęcia do "Alicji w Krainie Czarów".
- Przyjechałam do domu - wspomina - po raz pierwszy będąc w sytuacji, w której nie musiałam wracać do szkoły. Sporządziłam więc sobie listę książek, które chciałam przeczytać. Kiedy dotarłam do rozdziału 5, postanowiłam wysłać do mojej agentki maila. Napisałam: "Ta książka jest niesamowita. Czy ktoś może chce ją sfilmować?" "Na chwilę obecną - nie" - odpowiedziała. Dwa miesiące później skontaktowała się jednak ze mną: "Tu masz scenariusz. Reżyser chce się z tobą spotkać"...
Wasikowska, która zaczęła grać w filmach zaledwie sześć lat temu, nie należy do osób, które bezczynnie czekają, aż zadzwoni telefon. Jeśli czegoś chce, sama się o to stara. To cecha, którą przypisuje swojej intensywnej edukacji baletowej.
- Zawsze miałam jakąś pasję, której obsesyjnie się poświęcałam - wyjaśnia. - Moi rodzice są artystami, i to oni zachęcali mnie i moje rodzeństwo, abyśmy zgłębiali nasze kreatywne możliwości. Zapisali nas na zajęcia plastyczne i lekcje muzyki.
- Moja siostra chodziła na lekcje tańca; ja zaczęłam na nie uczęszczać, kiedy miałam osiem czy dziewięć lat - kontynuuje aktorka, która ma starszą siostrę i młodszego brata. - W szkole baletowej dosłownie rozkwitłam. Taniec pochłaniał mnie bez reszty; poświęcałam mu 35 godzin w tygodniu. Kończyłam wcześniej lekcje w szkole i biegłam na balet. Dzięki niemu wiele się o sobie nauczyłam. To jemu zawdzięczam silny kręgosłup, potrzebny w sytuacjach, których doświadczasz jako aktorka.
Miłość Wasikowskiej do baletu wygasła niedługo po tym, jak skończyła dziesięć lat. To wtedy zaczęło jej przeszkadzać nieodłącznie z nim związane dążenie do perfekcji.
- Kiedy oglądałam "Czarnego łabędzia", czułam dreszcze - wyznaje. - Dla mnie był to bardzo realistyczny film; czułam się trochę tak, jakbym cofnęła się w czasie. Ta branża jest bardzo radykalna. Nieustannie dążysz do fizycznej doskonałości, a ta wiąże się z nierealnymi oczekiwaniami na tak wielu poziomach. Bardzo często nie chodzi tu wcale o taniec. Sam taniec bowiem sprawia, że czujesz się dobrze; wyzwala cię. Cała reszta jest niesamowicie represyjna.
- "Czarny łabędź" ukazuje drugą stronę medalu, skupiając się na ludzkich niedoskonałościach. Opowiada o niewłaściwych albo niedoskonałych działaniach. Dla mnie to właśnie jest interesujące.
Jako czternastolatka Wasikowska postanowiła poszukać sobie agenta.
- Usłyszałam gdzieś, że agent jest potrzebny, jeśli chce się grać w produkcjach telewizyjnych i filmowych - wspomina - więc wpisałam w wyszukiwarce hasło: "agenci w Sydney". W Canberrze nie ma żadnych. Podchodzę do moich planów w sposób bardzo aktywny, więc czekałam na odzew z niecierpliwością.
A jak na zmianę planów zawodowych córki zareagowali jej rodzice?
- Wydaje mi się, że byli lekko zaniepokojeni, kiedy powiedziałam im o aktorstwie - przyznaje Mia - ale powiedzieli: "W porządku, kochanie, to dobry wybór". Później zamknęłam się na miesiąc w pokoju, skąd wykonywałam najróżniejsze telefony i obmyślałam strategię.
Okazało się, że nie musiała długo czekać.
- Moja mama musiała pojechać do Sydney w związku z jakąś wystawą. Zabrałam się z nią i postanowiłam zastukać do drzwi jedynej agencji, która odpowiedziała na mój telefon. Nękałam ich przez kilka tygodni, aż wreszcie wciągnęli mnie na listę swoich podopiecznych. Wkrótce zagrałam w kilku filmach krótkometrażowych, a później w paru australijskich fabułach.
Po "Szatańskim planie" (2006), "September" (2007) i "Zabójcy" (2007), Wasikowska zadebiutowała na amerykańskim rynku filmowo-telewizyjnym serialem "Terapia" (2008), produkowanym przez HBO, w którym wcieliła się w młodą gimnastyczkę o skłonnościach samobójczych. Później przyszły niewielkie role w "Oporze" (2008) - gdzie była Żydówką ukrywającą się w białoruskim lesie w czasie drugiej wojny światowej - w "That Evening Sun" (2009), w którym zagrała niespokojną nastolatkę, i w "Amelii" (2009), gdzie wcieliła się w jedną z pierwszych kobiet-pilotek.
A potem przyszedł rok 2010 i dwie role, które stały się dla niej przełomem. "Alicją w Krainie Czarów" Wasikowska w wielkim stylu zwróciła na siebie uwagę Hollywood, a w nominowanym do Oscara "Wszystko w porządku" zaprezentowała swoje dramatyczne zdolności, z powodzeniem kreując postać dziewczyny wychowywanej przez parę dwóch zmagających się z problemami lesbijek (Annette Bening i Julianne Moore).
Od czasu, kiedy zakończyła zdjęcia do "Jane Eyre", młoda aktorka jest tak zapracowana, że musiała odrzucić propozycję samego Roberta Redforda, który widział ją w swoim najnowszym filmie "The Conspirator". - Niestety, praca na jego planie kolidowałaby z inną produkcją bliską mojemu sercu, "Restless" Gusa Van Santa - mówi.
Bohaterami tego ostatniego filmu jest dwoje nastolatków, zafascynowanych wszystkim, co ma związek ze śmiercią.
- Gus jest moim bohaterem - mówi Wasikowska. - Moja mama zainteresowała mnie jego twórczością, kiedy jeszcze byłam nastolatką. Dzięki niej ujrzałam sztukę filmową w zupełnie innym świetle. Rzadko się zdarza, aby młodej aktorce dane było grać role, które faktycznie przypominają jej czasy, gdy była nastolatką.
Zobacz zwiastun filmu "Restless":
Wasikowska nie należy do grona miłośników filmów przeznaczonych dla odbiorców z jej grupy wiekowej.
- Podobały mi się "Wredne dziewczyny" z 2004 roku. To był inteligentny i zabawny film. Nigdy jednak nie mogłam odnaleźć siebie w większości tak zwanych filmów dla nastolatków. Oglądam taką rzecz i pytam samą siebie: kto ma takie przeżycia? Czy jest ktoś taki, kto faktycznie czuje się tak pewny siebie albo jest tak przekonany o własnej urodzie? Ale nastolatki kochają oglądać takie rzeczy.
Ona sama woli raczej takie kino, w jakim występuje jej rodaczka Cate Blanchett.
- Mam też kilka ról, które bardzo lubię: Juliette Binoche w filmie "Trzy kolory: Niebieski", Gena Rowlands w "Kobiecie pod presją", Holly Hunter w "Fortepianie"... - wylicza.
Niedawno Wasikowska zakończyła zdjęcia do filmu "Albert Nobbs".
- Autorką scenariusza jest Glenn Close - mówi. - To historia kobiety żyjącej w XVIII-wiecznej Irlandii, która udaje mężczyznę i pracuje jako hotelowy kamerdyner. Gra ją sama Glenn Close. Na plan pierwszy wysuwają się relacje między pracownikami hotelu. Pomiędzy Glenn, Aaronem Johnsonem i mną wytwarza się interesujący trójkąt miłosny.
Mia Wasikowska w filmie "Albert Nobbs":
W planach Wasikowska ma również udział w filmowej adaptacji sztuki "Widok z mostu" Arthura Millera, z Anthonym LaPaglią w obsadzie. Być może wystąpi również w kryminale "The Wettest County in the World", którego akcja rozgrywa się w latach 30. na amerykańskim Południu, a także w obrazie pt. "Stoker", którego scenariusz napisał Wentworth Miller, gwiazdor serialu "Skazany na śmierć".
Nieważne, jak bardzo jest zapracowana - Mia Wasikowska nie planuje przeprowadzki do Hollywood.
- Uwielbiam wracać do domu - mówi. - Mogę wtedy spojrzeć na wszystko z właściwej perspektywy, a to zawsze się przydaje.
Nancy Mills
"The New York Times"
Tłum. Katarzyna Kasińska