Mateusz Damięcki: Miłosne sceny? "Miałem z tym problem"
Mateusz Damięcki był gościem Kuby Wojewódzkiego w najnowszym odcinku jego programu. Według prowadzącego, dwadzieścia lat czekał na wizytę aktora. Podczas rozmowy poruszyli wiele tematów, dywagowali m.in. o zbliżeniach intymnych, do których aktor pochodzi z pewnym dystansem.
Tym razem u Kuby Wojewódzkiego zjawił się bardzo wyjątkowy gość. Już na wstępie dziennikarz zaznaczył, że od prawie dwóch dekad starał się namówić tego aktora, by zawitał do jego programu. W końcu uległ i przyjął jego zaproszenie.
Mateusz Damięcki, bo właśnie o nim mowa, był niesamowicie taktowny podczas rozmowy z Wojewódzkim. Jak wszyscy doskonale wiedzą, dziennikarz potrafi być bardzo kontrowersyjny, śmiały, a czasami niemalże wulgarny.
Damięcki natomiast jest postacią bardzo zachowawczą i spokojną. Wojewódzki zasugerował, że to właśnie jego postawa mogła przez tak wiele lat zniechęcać aktora do pojawienia się w jego programie.
"Mnie się wydaje, że jestem jak taki stary, śmierdzący pies. Może trochę śmierdzę, może trochę brudzę, ale nie sposób mnie nie lubić - powiedział o sobie Kuba Wojewódzki.
Oczywiście aktor zaprzeczył, jakoby charakter Kuby był jakąkolwiek przeszkodą. Chodziło tutaj raczej o tory, na jakie mogłaby zejść rozmowa, a które w oczach Damięckiego były bardzo krępujące i uciążliwe.
"Mimo że się często nie spotykamy prywatnie, to ja darzę cię ogromną jakąś taką sympatią. Bałem się, że przyjdę do ciebie do programu i cię znielubię - wyznał Damięcki.
Chociaż aktor jest bardzo zachowawczą osobą, to nie brak mu otwartości na tematykę na przykład zbliżeń. Wojewódzki wspomniał, że Filip Bajon, który reżyserował "Przedwiośnie", zdradził mu, że Damięcki nie dawał sobie rady z niektórymi scenami w filmie. Wyjątkowo kłopotliwa dla aktora okazała się zwłaszcza scena fellatio.
"Tak, pamiętam, przyznaję się do tego. Miałem z tym problem" - wyznał aktor.
Dodał również, że scena szła mu aż tak opornie, że reżyser musiał wziąć go na bok. Wtedy zapytał go wprost czy doświadczył już tego rodzaju zbliżenia z drugą osobą, bo widzi, że sytuacja nieco go przerasta. Aktor nie omieszkał zdradzić, że poczekał z życiem intymnym do pełnoletności, a także, że kiedy reżyser zadał mu to prywatne pytanie, miał już za sobą ten krok inicjacji seksualnej.
Trzeba przyznać, że sceny erotyczne są bardzo ciężkie nawet dla najbardziej wprawionych aktorów. Często są kłopotliwe nie tylko dla samego artysty, ale również dla osób im bliskich. Właśnie dlatego Wojewódzki był bardzo ciekawy, jak do scen zbliżeń pochodzi żona Damięckiego. Jak się okazuje, jej postawa jest bardzo profesjonalna.
Żona aktora jest realizatorką i choreografką, dlatego zbliżenia pomiędzy aktorami to dla niej tak zwany "chleb powszedni". Damięcki wspomniał nawet, że jedną z prób do przedstawienia "Klaps! 50 Twarzy Greya" wstawianego w Teatrze Polonia koordynowała pod nieobecność reżysera właśnie ona. Paulina Andrzejewska bardzo profesjonalnie podeszła do tematu i nie miała problemu, z tym że jej mąż całuję się z inną kobietą tuż przed jej nosem.
"My z Magdą Lamparską staliśmy na tle czerwonej kurtynki przy ostatniej scenie i mieliśmy się tam pocałować. No i tak się pocałowaliśmy, Paula siedzi na widowni, koordynuje próbę i tak podszedłem do 'Lampy' i tak... 'cmok', że się nie dotknęliśmy. Paula wtedy mówi 'Stop, stop! Tak będziecie się całować?'. Powiedziała w końcu, że jak tak zrobimy na premierze, to szeptany PR będzie kiepski" - wyznał Damięcki