Reklama

Martin Freeman krytykuje Jima Carreya

Oparta na Systemie Stanisławskiego aktorska Metoda to sposób przygotowania się aktorów do roli tak, by jak najbardziej zidentyfikować się z odgrywaną przez siebie postacią. Często wymaga wyrzeczeń, bo to nie tylko czas poświęcony np. na jazdę na taksówce w przygotowaniu się do roli taksówkarza, ale i ekstremalne tycie i chudnięcie do roli. Gwiazdor „Sherlocka” i „Hobbita” Martin Freeman właśnie wyznał, że nie jest zwolennikiem pracy aktorskiej według założeń Metody. Dostało się też Jimowi Careyowi.

Oparta na Systemie Stanisławskiego aktorska Metoda to sposób przygotowania się aktorów do roli tak, by jak najbardziej zidentyfikować się z odgrywaną przez siebie postacią. Często wymaga wyrzeczeń, bo to nie tylko czas poświęcony np. na jazdę na taksówce w przygotowaniu się do roli taksówkarza, ale i ekstremalne tycie i chudnięcie do roli. Gwiazdor „Sherlocka” i „Hobbita” Martin Freeman właśnie wyznał, że nie jest zwolennikiem pracy aktorskiej według założeń Metody. Dostało się też Jimowi Careyowi.
Martin Freeman ma parę uwag do Jima Careya /Raymond Hall/GC Images /Getty Images

Swoje zdanie na temat budzącej kontrowersje Metody Martin Freeman przedstawił w podcaście "Off Menu", w którym nazwał ją mianem "pretensjonalnej hollywoodzkiej sztuczki", która jest "samolubna i narcystyczna". "To wyjątkowo niepraktyczny sposób pracy aktora. Przydatny co najwyżej w trakcie studiów i akademickiej części przygody z aktorstwem, gdzie powinien pozostać. Ważniejsze są umiejętności praktyczne i jeśli mam być szczery, to uważam, że to wyjątkowo irytujące, gdy ktoś zatraca się w aktorstwie. Irytujące, bo aktorstwo przestaje być wtedy sztuką i fachem" - stwierdził aktor.

W dalszej części rozmowy dostało się Jimowi Carreyowi, którego rola w filmie "Człowiek z księżyca" posłużyła Freemanowi do dalszego tłumaczenia swojego punktu widzenia. Carrey wcielił się w tym filmie Milosa Formana w rolę komika Andy’ego Kaufmana. Aby jak najlepiej go zagrać, wykorzystał właśnie aktorską Metodę. Z tego też powodu na planie bywał agresywny i przeszkadzał w pracy, co zostało pokazane w dokumencie Netfliksa "Jim i Andy".

Reklama

"Jestem absolutnie pewny, że Jim Carrey jest kochanym i mądrym człowiekiem. Ale to, co zobaczyłem w tym dokumencie, było najbardziej samolubnymi i narcystycznymi bzdurami, jakie kiedykolwiek widziałem. To wywyższanie się ponad resztę ekipy. Pomysł, że ktokolwiek w naszej kulturze wspierałby i pochwalał takie coś, jest obłąkany. (...) Musisz być dobrze zakorzeniony w rzeczywistości. Co nie oznacza, że nie zatracasz się pomiędzy tym, gdy ktoś krzyknie 'akcja' i 'stop'. Cała reszta jest jednak pretensjonalnym nonsensem, a na dodatek jest wysoce amatorska i nieprofesjonalna. Rób to, za co ci płacą" - zakończył Freeman.

Jak zauważa portal "Slashfilm", Freeman nie jest w tej krytyce odosobniony. Popierają go także inni brytyjscy gwiazdorzy, którzy odebrali staranne wykształcenie aktorskie. Dla krytyków Metody jest ona jedynie usprawiedliwieniem do tego, by móc zachowywać się na planie jak dupek.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Martin Freeman
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy