Reklama

Martin Freeman: Bilbo Baggins to ja!

Która grupa fanów jest bardziej wymagająca i darzy swojego ukochanego pisarza większą miłością: fani Douglasa Adamsa, fani Arthura Conan Doyle'a, czy fani J. R. R. Tolkiena?

Na tak postawione pytanie Martin Freeman wybucha śmiechem. - Zaryzykuję twierdzenie, że w tym gronie prym wiodą fani Tolkiena. Ale z mojej strony to po prostu wyprzedzające uderzenie. Szykuję się na to, że będę na cenzurowanym.

Co do tego nie ma wątpliwości. Jak wiadomo licznym kinomanom i telewidzom, Martin Freeman to brytyjski aktor, który w 2005 r. zagrał Arthura Denta w filmowej adaptacji popularnego cyklu science fiction "Autostopem przez Galaktykę" autorstwa Douglasa Adamsa. Obecnie wciela się w doktora Watsona w uwielbianym przez Wyspiarzy serialu "Sherlock", opartym, rzecz jasna, na słynnych opowiadaniach o detektywie Sherlocku Holmesie. A już za chwilę cały świat pozna go jako tytułowego bohatera kolejnego tryptyku Petera Jacksona, będącego ekranizacją powieści "Hobbit, czyli tam i z powrotem" Tolkiena.

Reklama

Największa przygoda życia

Miłośnicy twórczości tego ostatniego, podobnie jak miliony widzów, które obejrzały filmową trylogię "Władca Pierścieni" (zapewniając tym samym każdemu z trzech filmów status międzynarodowego hitu), nie mogą się doczekać pierwszej odsłony "Hobbita", noszącej podtytuł "Niezwykła podróż". Nietuzinkowy bohater grany przez Freemana, Bilbo Baggins, to przedstawiciel rasy Niziołków, stworzeń nadzwyczaj drobnej postury. Nieoczekiwania dla samego siebie, w towarzystwie dwunastu krasnoludów wyrusza on na wiekopomną wyprawę za sprawą czarodzieja Gandalfa Szarego (Ian McKellen). Po drodze przyjdzie mu mierzyć się z gigantycznymi pająkami, zionącym ogniem smokiem, złowrogimi goblinami i trollami-ludojadami. Spotka się również z Gollumem (Andy Serkis), osobliwą kreaturą o oczach jak spodki. Gollum lubuje się w zadawaniu zagadek i zazdrośnie strzeże pewnego skarbu...

- Bilbo to ktoś, kto wstaje pewnego dnia z fotela i wyrusza na spotkanie największej przygody swojego życia - przy czym ryzykuje utratą tego życia właśnie - mówi aktor. - W trakcie tej wyprawy będzie też odbierał życie innym stworzeniom i ratował życie swoich przyjaciół. Dokonując wyboru, rezygnuje z wygodnego świata, który sobie stworzył, i postanawia spróbować dokonać czegoś, co w jego mniemaniu jest warte zachodu, szlachetne i dobre. Nie staje się przez to bohaterem z gatunku tych, jakich przywykliśmy oglądać na kartach komiksów. Nie jest potężnie zbudowany ani dzielny; przeciwnie - jest drobny i przerażony. Pokonuje jednak własne ograniczenia, przez co w obliczu zagrożenia staje się tym dzielniejszy.


Według Freemana, Bilbo to postać, która "da się lubić". On sam odkrył, że jest to pełnowymiarowy bohater, który niekiedy bywa nieco śmieszny, a niekiedy nieco pompatyczny. Ukazywanie tych różnic sprawiało mu wiele radości - podobnie jak prowadzenie historii Bilba w taki sposób, by przemiana, która następuje w nim w trakcie podróży, była wiarygodna.

- Bilbo postrzega siebie jako dżentelmena i dobrze wychowanego jegomościa. Tymczasem wszystko to, co w jego mniemaniu było ważne, może spokojnie wyrzucić do kosza. Kwestie takie, jak ilość posiadanych ubrań czy pozycja zajmowana przez niego w społeczności hobbitów przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Najważniejsze staje się przetrwanie i umiejętność skutecznego ratowania przyjaciół w potrzebie. Nie mogę więc narzekać na brak materiału do grania. Do tego trzeba jeszcze pamiętać, że akcja "Hobbita" obfituje zarówno w dramatyczne, jak i w komediowe elementy, a ja uwielbiam i jedno, i drugie. Naprawdę, to była sama radość.

Rozwinąć skrzydła i pofrunąć!

W "Drużynie Pierścienia" i "Powrocie Króla" Bilba grał Ian Holm, który zresztą pojawi się w "Niezwykłej podróży" (a być może i w pozostałych odsłonach "Hobbita") jako starsza "wersja" naszego bohatera. On i Freeman nie mieli jeszcze okazji się poznać - ale mój rozmówca zadbał o to, by dokładnie przestudiować aktorską grę swojego starszego kolegi we wspomnianych częściach "Władcy Pierścieni" - mimo iż bardzo często zdarza się, że w podobnych sytuacjach artyści rezygnują z tej możliwości.

- Tak, oglądałem Iana w roli Bilba - mówi - i doszedłem do wniosku, że muszę bazować na jego grze, nie będąc jednocześnie przykutym do tego wzorca. Cały czas brałem pod uwagę to, co zrobił i stworzoną przezeń kreację - ale też starałem się podejść do postawionego przede mną zadania na swój własny sposób. Jest rzeczą oczywistą, że w poprzedniej trylogii rola Bilba nie była aż tak rozbudowana. Mimo to stała się ona dla mnie bardzo pouczającą lekcją, z której zaczerpnąłem to wszystko, co było mi potrzebne, by przekonująco sportretować młodszego Bilba. A co do reszty, to - cóż, trzeba rozwinąć skrzydła i pofrunąć!

Emocjonalny rollercoaster

"Hobbit", podobnie jak swego czasu "Władca Pierścieni", powstaje w plenerach Nowej Zelandii, skąd pochodzi Peter Jackson.

- To piękny kraj - mówi Freeman. - Jeszcze zanim to pojedziesz, słyszysz to od wszystkich wokół i każdego z osobna. Cały świat już wie, że Nowa Zelandia jest piękna; głównie za sprawą "Władcy Pierścieni". A kiedy już tam się znajdziesz, odkrywasz, że tak jest w istocie. Kręciliśmy zdjęcia plenerowe na dwóch głównych nowozelandzkich wyspach: Wyspie Południowej i Północnej. Bardzo się nam tam podobało. Ludzie są przesympatyczni, a towarzysząca nam ekipa realizatorska okazała się bardzo profesjonalna. Zazdroszczę im podejścia do pracy. Do wszystkiego są nastawieni pozytywnie i są przekonani, że nie ma takiej rzeczy, która nie byłaby w ich zasięgu. A przy tym są niezmordowani. Polubiłem ich za to.

Freeman miał mnóstwo czasu, by poznawać Nową Zelandię do woli. Realizacja zdjęć trwała ponad 260 dni, a on był obecny na planie przez większą część tego okresu. Doświadczenia te, wyznaje, przypominały wyczerpujący maraton.

- Kiedy dostajesz propozycję zagrania w takim filmie, od początku nastawiasz się na długą batalię. Masz świadomość, że to musi potrwać. Przeczuwasz, że będą takie momenty, kiedy będziesz naprawdę zmęczony. Wiesz, że na którymś etapie zdrowie cię zawiedzie, bo tak wynika z rachunku prawdopodobieństwa. Rozumiesz, że doświadczysz zarówno chwil hurraoptymizmu, jak i psychicznego dołka; że zaznasz podekscytowania, frustracji, nudy... I wszystko to się spełnia.

- To był emocjonalny rollercoaster - dodaje po chwili. - Nigdy wcześniej nie przebywałem z dala od domu przez tak długi czas. Nigdy nawet nie wyjechałem na tak długo z Londynu! Bywało ciężko, ale przecież wiedziałem, dlaczego tam jestem. Miałem poczucie celu, a sama praca sprawiała mi dużo przyjemności. Nigdy wcześniej nie uczestniczyłem w czymś podobnym , i raczej już nie będę, bo przecież filmy takie jak ten nie powstają codziennie.

Po zamknięciu pierwszego etapu pracy na planie "Hobbita" Freeman wrócił do Londynu, gdzie mieszka ze swoją żoną, Amandą Abbington, i dwójką ich dzieci. Zakończył również zdjęcia do kolejnych dwóch filmów ze swoim udziałem, "Svengali" i "The World's End", których premiera planowana jest na 2013 rok. (...) Wtedy też wróci do Nowej Zelandii, by nakręcić pozostałą część materiału, z którego powstaną dwie kolejne części "Hobbita". Wiadomo już, że zabawi tam nieco dłużej, niż początkowo było to planowane - a to ze względu na decyzję reżysera i producentów, by podzielić "Hobbita" na trzy części, a nie dwie, jak pierwotnie planowano.

Skromna persona

Popularność nie jest Freemanowi obca. W Anglii jest znanym i szanowanym aktorem, nie tylko ze względu na wspomniane wcześniej role w "Sherlocku" i "Autostopem przez Galaktykę". Widzowie docenili także jego grę w serialu "Biuro" (2001 - 2003) i kreacje, jakie stworzył w filmach "Po prostu miłość" (2003) i "Ale szopka!" (2009). Mimo to aktor jest przygotowany na to, że "Hobbit" może wywrócić jego życie do góry nogami - i w pełni to akceptuje.

- Nie jestem już dzieckiem. Trochę żyję na tym świecie - śmieje się aktor, który we wrześniu skończył 41 lat. - Odnosiłem pewne sukcesy, ale tym razem to coś zupełnie innego. Jak sądzę, liczba miejsc, do których będę mógł spokojnie udać się na wakacje, gwałtownie się skurczy. Byłbym naiwny, gdybym sądził, że to tylko kolejny film w moim portfolio. To nie będzie zwykły film, ale coś wielkiego. Mam jednak nadzieję, że oprócz tego będzie to film, który jest zwyczajnie dobry - i że ja wypadnę w nim dobrze.

- Z całą pewnością moja skromna persona zainteresuje więcej osób. W takich sytuacjach jest to nieuniknione. Myśl o tym nie jest jednak dla mnie szczególnie odpychająca. To prawda, że rozpoznawalność nie sprawia mi jakiejś wyjątkowej radości. Nie uprawiam tego zawodu po to, żeby ludzie gapili się na mnie w sklepie. To nie jest coś, co może być źródłem przyjemności, ale też przyznajmy, że to stosunkowo niewielka cena za możliwość robienia w życiu czegoś tak ekscytującego i jedynego w swoim rodzaju.

- Rola w "Hobbicie' była szansą, która w życiu aktora raczej nie przydarza się więcej niż raz - kończy swój wywód Freeman. - Wiem doskonale, dlaczego ją przyjąłem. I wiem też, że byłbym szalony, gdybym ją odrzucił. Ale za rok pewnie będę wiedział na ten temat więcej. Wtedy porozmawiamy.

© 2012 Ian Spelling

Tłum. Katarzyna Kasińska

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Hobbit: Niezwykła podróż | Martin Freeman | to ja | Hobbit
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy