Marisa Tomei: Nadmierne eksponowanie ciała może znudzić
Jej nazwisko w języku japońskim znaczy "niewidzialna", jednak 58-letnia Marisa Tomei od wielu lat przykuwa uwagę kinomanów. - Nigdy nie chciałam być banalną, przewidywalną aktorką - mówiła w rozmowie z Interią. I dodawała, że od prezentacji ekranowego seksapilu zawsze wolała "grać emocjami i intelektem". - Nadmierne eksponowanie nagości po prostu potrafi znudzić - podsumowywała.
Kariera artystyczna Marisy Tomei zaczęła się od malutkiej rólki w filmie "Chłopak z klubu Flamingo". Aktorka wypowiadała w nim zaledwie jedną kwestię: "Jesteś pijany", ale to wystarczyło by zadecydowała, iż praca w filmie jest tym, czym chce się zajmować.
Dziewczyna rzuciła więc studia i rozpoczęła pracę jako aktorka w mydlanych operach. W przeciągu kilku lat wystąpiła w takich serialach jak: "One Life to Live", "As the World Turns" czy "Inny świat".
Pierwszą znaczącą rolą kinową, którą zwróciła na siebie uwagę krytyków i widzów, była postać córki Sylvestra Stallone w filmie "Oscar" (1991). W 1992 roku w filmie "Mój kuzyn Vinny" zagrała dziewczynę początkującego adwokata (Joe Pesci) - brawurowa kreacja przyniosła jej Oscara za najlepszą rolę drugoplanową.
Najbardziej zadziwiająca plotka dotycząca Tomei ma związek ze zdobytym przez nią Oscarem. Podobno otrzymała go... przez pomyłkę - z winy przejęzyczenia wręczającego. Chociaż pogłoskę tę oficjalnie zdementowała czuwająca nad oscarową galą firma Price Waterhouse, jej echa powracają nawet współcześnie.
- Kiedy grałam w "Moim kuzynie Vinnym" nie myślałam o nagrodach. Chciałam jak najlepiej oddać prawdę o postaci. Głęboko wierzę, że jest to możliwe w przypadku roli drugoplanowej, czy nawet epizodu. Oscar przyniósł mi ogromną satysfakcję, ale nie zmienił mojego życia. Zagrałam prostą, prostolinijną dziewczynę, która szczerze mówi o swoich bolączkach, lęku. Myślę, że wyraziłam wtedy wątpliwości i emocje wielu kobiet. I chyba za to był ten Oscar - mówiła w wywiadzie dla Interii.