Reklama

Maria Schneider nie żyje

Francuska aktorka Maria Schneider, odtwórczyni głównej roli w "Ostatnim tangu w Paryżu", zmarła we czwartek w Paryżu w wieku 58 lat. Agencję AFP poinformowała o tym rodzina aktorki.

"Maria zmarła dziś rano na skutek długiej choroby" - powiedziała bliska aktorce osoba.

Maria Schneider miała 19 lat, kiedy zagrała w słynnym filmie Bertolucciego "Ostatnie tango w Paryżu" u boku Marlona Brando. Wcieliła się w rolę młodziutkiej Paryżanki, która bez zobowiązań zaczyna spotykać się z nieznajomym Amerykaninem w średnim wieku. Film wywołał skandal z powodu śmiałych scen erotycznych, a Schneider dzięki roli w nim była postrzegana jako jedna z ikon rewolucji seksualnej. Sama bardzo cierpiała, że traktowano ją bardziej jako symbol seksu niż poważną aktorkę.

Reklama

"Ostatnie tango w Paryżu" trafi na ekrany polskich kin 18 marca. Dystrybutorem filmu jest Vivarto.

Schneider jest laureatką nagrody Cezara, wyróżniona została również nagrodą Special David podczas David di Donatello Awards w 1973 roku.

Dwa lata później zagrała też w głośnym filmie Michelangelo Antonioniego "Zawód: reporter", gdzie partnerowała Jackowi Nicholsonowi.

Lata 70. były bardzo burzliwe dla artystki, która uzależniła się od narkotyków i próbowała popełnić samobójstwo. W 1974 roku ujawniła, że jest biseksualna. Odbyła również kurację w szpitalu psychiatrycznym.

Schneider zagrała jeszcze w kilkunastu filmach, głównie francuskich. Ostatni obraz z nią pt. "La Clef" (Klucz) w reżyserii Guillaume'a Nicloux wszedł na ekrany w 2007 roku.

Jej rodzicami są modelka Marie-Christine Schneider i aktor Daniel Gelin, który jej nie uznał.

Aktorka zostanie pochowana w Paryżu na cmentarzu Pere-Lachaise, podczas religijnej ceremonii.

Reżyser "Ostatniego tanga..." Bernardo Bertolucci w poruszający sposób pożegnał w piątek Schneider.

W oświadczeniu, opublikowanym na łamach piątkowej włoskiej prasy Bertolucci napisał: "Wybierając Marię po długim castingu zadawałem sobie pytanie, czy uda się jej być koło Marlona Brando bez drżenia".

Podkreślając, że 20-letnia wówczas aktorka pomyślnie przeszła tę próbę, reżyser zauważył: "silne i twórcze relacje, jakie mieliśmy podczas zdjęć do 'Ostatniego tanga w Paryżu' zostały zatrute wraz z upływem czasu".

"Maria zarzucała mi, że ukradłem jej młodość i dopiero dzisiaj zastanawiam się, czy nie było w tym prawdy. W rzeczywistości bowiem była zbyt młoda, by znieść zetknięcie z nieprzewidywalnym i gwałtownym sukcesem filmu" - przyznał Bernardo Bertolucci.

Następnie dodał: "Marlon schronił się w swojej nieprzeniknionej prywatności, a cały ciężar promocji filmu spadł na Marię i na mnie".

"Jej śmierć nadeszła zbyt wcześnie, zanim mogłem objąć ją na nowo, powiedzieć jej, że czułem się z nią związany, tak jak pierwszego dnia, i przynajmniej jeden raz ją przeprosić" - stwierdził włoski reżyser w oświadczeniu, opublikowanym na łamach dzienników "La Repubblica" i "Corriere della Sera".

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy