Maria Probosz: Toksyczna miłość zniszczyła jej życie
Była jedną z najpiękniejszych aktorek swojego pokolenia. Zagrała w blisko 40 filmach, rozebrała się w 35 z nich...
Dziewczyny podśmiewały się ze mnie. Wciąż słyszałam wokół siebie uwagi: Ja, córka zwykłej włókniarki, aktorką?" - opowiadała o dzieciństwie. Nie było jej wtedy łatwo. "Rodzice wcześnie się rozwiedli. Bardzo to przeżyłam, trułam się i wylądowałam w szpitalu" - wspominała. Przyszła seksbomba polskiego kina urodziła się 7 lutego 1961 r. w Łodzi jako Maria Zydorek. Od najmłodszych lat robiła wszystko, by nie pójść w ślady mamy.
Miała 6 lat, gdy postanowiła, że zostanie aktorką. U dziewczynek w jej wieku to nic oryginalnego, z czasem im to zwykle przechodzi, ale nie jej. Cierpliwie dążyła do celu: grała na fortepianie, brała lekcje śpiewu, w szkole kierowała kółkiem teatralnym...
W postawieniu pierwszego kroku do kariery pomógł jej kolega, który (ponoć w tajemnicy przed nią) wysłał jej zdjęcie na konkurs tygodnika "Szpilki". Nagrodą miała być rólka w komedii "Czy jest tu panna na wydaniu?" Janusza Kondratiuka. Wygrała i w 1976 r. pojawiła się na planie u boku Krzysztofa Kowalewskiego i Romana Kłosowskiego. To przesądziło o jej zawodowej drodze.
Zachwycała urodą, więc od adoratorów nie mogła się opędzić. A jako że dzieciństwo spędziła bez ojca, gustowała głównie w tych starszych, szukając jego substytutu. Jednym z nich był tajemniczy Krzysztof, z którym związała się jako 15-latka. "Krążyły plotki, że kupił mnie od rodziców za dwa miliony złotych, ale to nieprawda. On tylko wynajął mi samodzielne mieszkanie" - tłumaczyła w tygodniku "Angora".
Niestety, Krzysztof okazał się zazdrosny, a w dodatku nie podobały mu plany aktorskie Marii. Rozstali się wkrótce po tym, jak dziewczynę przyjęto do łódzkiej Filmówki. Ponieważ zdała za pierwszym razem, po korytarzach natychmiast rozeszły się plotki, że pomogła jej w tym łapówka wręczona przez kochanka. "Znam te plotki, wymyślone przez młodsze i starsze koleżanki, a także przez panów, którzy nie mieli u mnie szans - mówiła aktorka po latach. - W każdym razie do Szkoły Filmowej weszłam bardzo znienawidzona przez koleżanki".
Nie bez powodu. Nie da się ukryć, że miała talent, a poza tym była bardzo atrakcyjną blondynką, zgrabną, jasnooką. Mimo to z kolegami z roku się nie zaprzyjaźniła. "Marysia była dziwna. Zawsze miała swoje sprawy. Dziewczyny opowiadały, że miała specyficzny stosunek do życia. Ponoć radziła jednej, że jak nie ma pieniędzy, niech spróbuje przejść się po hotelowym lobby..." - mówił jeden z jej dawnych znajomych.
Przez studia przeszła jak burza, dyplom zrobiła po trzech latach nauki. Znów szemrano, że idzie po sukces na skróty, ale jej to nie obchodziło. Czekała już na nią praca, i to w warszawskim Teatrze Powszechnym. Jej kariera aktorska zaczęła się rozwijać w oszałamiającym tempie. Dostawała tak dużo filmowych propozycji, że szybko postanowiła zrezygnować z teatru. W 1982 r. wzięła udział w jednym z najsłynniejszych "półkowników" w historii polskiego kina - "Matce Królów" Janusza Zaorskiego. Z kolei rola w filmie "Czas dojrzewania" z 1984 r. przyniosła jej nagrodę publiczności na koszalińskim festiwalu "Młodzi i Film". Miała 23 lata. Była szczęśliwa i... zakochana.
Z Markiem Proboszem studiowała na jednym roku, ale wtedy nie zwrócili na siebie uwagi. Ich ścieżki skrzyżowały się dopiero w 1982 r. na planie filmu "Niech cię odleci mara", w którym miała zagrać dziewczynę Marka. "Czy zdoła pani uwieść naszego bohatera?" - spytał Marię Zydorek reżyser Andrzej Barański. Kiedy usłyszała, kto go zagra, wiedziała, że zrobi to bez trudu. Zostali parą nie tylko w filmie, ale i w życiu. "To był bardzo fajny chłopak i wielka miłość" - mówiła w "Super Expressie". Wkrótce wzięli ślub.
Oboje grali dużo. Marię już wtedy okrzyknięto seksbombą i powierzano jej głównie rozbierane role, a ona nie odmawiała. Niestety, mąż okazał się zazdrosny i robił awantury o to, że pokazuje się naga przed kamerą. Rozstali się w 1985 r., rozwód wzięli trzy lata później. Maria Probosz (pozostała przy nazwisku byłego ukochanego) przyznała po latach, że decyzję o ślubie podjęli zbyt pochopnie. "Wtedy oboje nie dorośliśmy do tego uczucia...".
Nie przejęła się bardzo rozstaniem. Sława i woda sodowa zaczęły jej uderzać do głowy. "Zrobiłam furorę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Tokio, na którym reprezentowałam Polskę. Tam poznałam szefa światowego wydawnictwa 'Penthouse' i otrzymałam atrakcyjne propozycje. Sam Gregory Peck podarował mi lizaka, a księżna Mandżurii Etsuko Takano chciała mnie zaadoptować na swoją córkę..." - przechwalała się na łamach "Angory".
W kolejnych latach praktycznie nie schodziła z ekranów. Występowała nawet w pięciu filmach rocznie. Widzowie, zwłaszcza mężczyźni, byli zauroczeni piękną blondynką o hipnotyzującym spojrzeniu. Wystąpiła m.in. w serialach "Tulipan", "Mistrz i Małgorzata", "07 zgłoś się". Pojawiła się też w kilku filmach zagranicznych. Rozbierała się niemal w każdym. I to była ta druga, gorsza strona jej kariery.
Maria Probosz początkowo próbowała walczyć z etykietką aktorki, której atutem są tylko jej wdzięki. "Chciałabym dostać zadanie takie jak Mia Farrow w 'Dziecku Rosemary' lub Catherine Deneuve we 'Wstręcie'" - mówiła w "Filmie". Niestety, reżyserzy chcieli wciąż tego samego. W 1988 r. przyznała z goryczą, że nie ma już na tę sytuację wpływu. Chciałaby się rozwijać, a wciąż dostaje tylko role sprowadzające się do bycia ozdobnikiem. "Wszystko wymknęło mi się spod kontroli" - podsumowywała.
Spod kontroli wymknęło się też jej życie osobiste. Po rozwodzie z Proboszem aktorka przeniosła uczucia na znacznie starszego od niej operatora filmowego i malarza Zbigniewa Kopanię. "Kochałam go za troskę, opiekuńczość i tolerancję. Traktował mnie jak kobietę, wybaczał fanaberie: wyjazd do Włoch po buty, na Słowację na narty, nawet romans ze znanym aktorem" - opisywała ze szczegółami w tabloidach.
Nowy partner przymykał wprawdzie oko na te wybryki, ale w zamian oczekiwał, że będzie siedziała w domu, przykładnie wypełniając obowiązki żony. Na to nie mogła się zgodzić. "Poczułam się sama, bezsilna, bardzo samotna. Wkrótce złapałam go z panienką w naszym łóżku" - opowiadała. I odeszła. Pocieszenie znalazła w ramionach aktora Czesława Nogackiego, którego poznała w 1989 r. na planie filmu "Powrót wabiszczura".
Nie przeszkadzało jej, że cieszył się w środowisku nie najlepszą opinią. Zachwycona jego inteligencją i poczuciem humoru, zadurzyła się bez pamięci. Jak sama później przyznała, z tą znajomością spadło na nią "przekleństwo, pech, wszystko, co najgorsze". Zaborczy i zazdrosny kochanek nie pozwalał jej grać. A kiedy już jechała na zdjęcia, zjawiał się na planie tuż po niej i robił karczemne awantury. W efekcie kolejni reżyserzy rezygnowali ze współpracy z Probosz. Uzależniony od alkoholu Nogacki szybko wciągnął ją w nałóg. "Pił i bił. I ja piłam, z rozpaczy i niemocy. Byłam otępiała, nie przyjmowałam niczyjej pomocy - mówiła w "Super Expressie". - Był potworem, który zrujnował mi życie. Był jak kleszcz, nie potrafiłam się od niego odczepić".
W tym toksycznym związku przeżyła aż 6 lat. Na początku lat 90. całkowicie zniknęła z ekranów. Po rozstaniu z Nogackim znalazła się na dnie, miała poważne problemy z alkoholem. W wyjściu na prostą pomogła jej miłość z młodzieńczych lat, Andrzej Hasik. Ślub wzięli w grudniu 1995 r. Chciała wrócić na scenę, opowiadała o planach własnego monodramu, ale nikt nie był już nią zainteresowany. Wpadła w depresję, nie chciała się leczyć. "Ona potrzebowała pracy w światłach kamer. Bez tego nie mogła żyć" - przyzna później jej mąż. Maria Probosz-Hasik zmarła w wyniku choroby nowotworowej 14 września 2010 r. Miała zaledwie 49 lat.
WK