Maria Pakulnis: Uczyłam się od mistrzów
Na co dzień Maria Pakulnis dużo gra w teatrze i tę pracę traktuje priorytetowo. Medialny rozgłos jej nie interesuje.
Co teraz dzieje się u pani zawodowo?
Maria Pakulnis: - Zaczęłam zasłużony urlop po pracowitym sezonie. W maju miałam premierę spektaklu "Pokrewieństwo dusz" w Teatrze Scena Prezentacje. To ostatnia premiera w obecnej siedzibie tego Teatru. Ponadto dużo jeżdżę po Polsce. Razem z przyjaciółmi z Teatru Nowego z Poznania - Mirosławem Kropielnickim i Bożeną Borowską-Kropielnicką wyprodukowaliśmy spektakl "Seks dla opornych". To historia małżeństwa, które wpadło w pewną rutynę. Bohaterka zaczyna odczuwać lęk przed przemijaniem, obawia się, że jest już nieatrakcyjna dla męża. Postanawia zabrać go do hotelu na weekend, żeby na nowo ożywić związek.
- Pokazujemy w tym spektaklu wszystko, co dotyczy relacji damsko-męskich. Miało być erotycznie, a stało się terapeutycznie (śmiech). Spektakl dostał bardzo dobre recenzje, jest fantastycznie przyjmowany przez publiczność. Widzowie dają nam to odczuć. Wychodzą ze spektaklu wzruszeni, szczęśliwi, niektórzy zapłakani, a inni pełni optymizmu. Mam ogromną satysfakcję. Było warto! I oczywiście zapraszam do teatrów po wakacjach.
Widownia zapełniona po brzegi świadczy o tym, że teatr ma się bardzo dobrze...
- Sztuka wcale nie umiera. Choć w dzisiejszych czasach powstaje wiele złych i bezwartościowych rzeczy. Kultura uległa komercjalizacji, a triumfy święci celebryctwo i reality show. Nie akceptuję tego. Uważam, że prawdziwi artyści powinni wciąż dbać o wartość słowa i rzetelnie wykonywać swój zawód.
Ma pani swoich mistrzów?
- Oczywiście. Miałam szczęście spotkać na swojej zawodowej drodze wielkie postaci kina i teatru, m.in. Tadeusza Konwickiego, Krzysztofa Kieślowskiego, Zofię Mrozowską, Erwina Axera. To było największe wyróżnienie, móc pracować z takimi osobowościami. Moje pokolenie uczyło się od mistrzów. Korzystanie z doświadczenia starszych to największa wartość, nie tylko w tym zawodzie. Uważam, że każdy młody aktor potrzebuje rzucenia na głęboką wodę i ciągłej nauki od wielkich artystów, często nauki pokory. Wiem, że to niełatwe, zwłaszcza dzisiaj, ale warto podjąć ten trud. Tylko w ten sposób może przetrwać tradycja.
Często obcuje pani na planie z aktorami młodego pokolenia.
- Cieszę się, że trafiam w swojej pracy na młodych, wspaniałych i przede wszystkim wrażliwych twórców. Wrażliwość jest w tym zawodzie niezwykle ważna.
Od czego, według pani, zależy dzisiaj sukces filmu czy serialu?
- Zawsze od scenariusza. Jeśli scenariusz jest dobry, a do tego w ekipie pracują osoby, które uprawiają swój zawód rzetelnie i z pasją, to efekt końcowy zawsze będzie dobry. Bylejakość nigdy nie powinna zwyciężać. Cieszę się, że powstaje coraz więcej znakomitych filmów i że polskie kino zaczyna być doceniane na świecie.
Rozmawiała Paulina Masłowska.