Marek Siudym kończy 75 lat! Wieczny optymista
Zadebiutował niewielką rolą w "Przygodach psa Cywila" i od 1970 roku nieustannie zachwyca widzów zarówno w serialach i filmach, jak i na deskach teatralnych. Marek Siudym znany jest jako wieczny optymista. Niestety, w życiu prywatnym nie zawsze było mu do śmiechu.
Marek Siudym urodził się 24 października 1948 roku w Łodzi. Od początku marzył o karierze artystycznej. Tuż po maturze chciał się dostać do Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Łodzi, ale nie został przyjęty ze względu na zbyt słabe wyniki na egzaminie dojrzałości. "Oblałem maturę. Członkowie komisji egzaminacyjnej na PWSSP po obejrzeniu moich prac stwierdzili, że dadzą mi szansę, ale warunkiem było dostarczenie we wrześniu świadectwa maturalnego, po poprawce... Musiało ono być jednak bardzo dobre, bo konkurencja była silna. No i nie podołałem" - przyznał po latach.
Zamiast do akademii trafił więc do wojska. Skończył szkołę podoficerską, został kapralem i niewiele brakowało, by został w wojsku. To właśnie w armii spotkał osoby, dzięki którym zainteresował się aktorstwem. "Przyglądałem się ich pracy i spodobało mi się. Postanowiłem powalczyć o indeks szkoły teatralnej w Warszawie. Tak naprawdę nie chciałem być aktorem, tylko zdać na jakieś wariackie studia i dobrze się bawić. Nie myślałem o tym, co będę robił potem" - wspominał po latach.
Po odbyciu zasadniczej służby wojskowej spróbował ponownie - tym razem zdawał jednak do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Egzaminy zdał wzorowo i już w 1974 roku odebrał dyplom. Po ukończeniu warszawskiej PWST Siudym otrzymał angaż w teatrze, zaczął też epizodycznie pojawiać się w filmach. Potem jego kariera potoczyła się już szybko.
To on zagrał rolę woźnicy węglarki w kultowej komedii Stanisałwa Barei "Miś". W tym samym roku wystąpił w filmie "Olimpiada 40" w reżyserii Andrzeja Kotkowskiego opowiadającego o jeńcach hitlerowskiego obozu, którzy zorganizowali konspiracyjne igrzyska sportowe. Co ciekawe, na ekranie nie usłyszymy głosu Siudyma, którego zdubbingował Jerzy Bończak.
W serialu Jerzego Sztwierni "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy" Siudym był głównym bohaterem pierwszych odcinków, wcielając się w postać Józefa Frankowskiego, który wraca do domu po klęsce wojen napoleońskich. Siudym zagrał także w wielu innych filmach, m.in. w takich produkcjach jak: "Konopielka" (1981) Witolda Leszczyńskiego (na zdjęciu), "Ubu król" (2003) Piotra Szulkina i "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" (2006) Marka Koterskiego.
Popularność zdobył występując w Kabarecie Olgi Lipińskiej, gdzie użyczył swemu bohaterowi własnego nazwiska. "To był pomysł Olgi. Znamy się i przyjaźnimy od bardzo dawna, jeszcze z czasów STS-u. Do mnie w ogóle większość ludzi mówi po nazwisku, może to cecha tego nazwiska? Moja mama też czasem do taty mówiła: Siudym. W każdym razie dzięki Oldze zrobiłem sobie nazwisko" - aktor wspominał w rozmowie z tygodnikiem "Przegląd".
Pod koniec lat 90. aktor zaczął grać głównie w serialach telewizyjnych: "Złotopolskich", "Lokatorach", "Sąsiadach" oraz "Heli w opałach". W ostatnich latach mogliśmy go oglądać również w epizodach w: "Na dobre i na złe" (na zdjęciu), "Prawie Agaty", "Ojcu Mateuszu, "To nie konieć świata!", "Barwach szczęścia" czy "Lulu".
Marek Siudym od lat cieszy się ogromną sympatią widzów. Na ekranie często wciela się w postacie z dużym poczuciem humoru. Dla wielu jest wiecznym optymistą. "Wychowałem się na książkach. Czytałem wszystko i bez przerwy. I tak mi zostało. Jak wspomniałem, we wszystkim dostrzegam piękno. Obchodzi mnie to, jak śpiewa ptak, jak pracują pszczoły, jakimi drogami chodzą mrówki. Nie pamiętam już, kto to powiedział: 'Po co się żyje? Po to, żeby było pięknie'. Takiemu oglądowi świata zawdzięczam zdrowie fizyczne i psychiczne oraz siłę. Czuję się tak, jakbym cały czas miał przed sobą coś wielkiego do zrobienia i czekały mnie cudowne rzeczy" - mówił aktor w rozmowie z "Tele Tygodniem".
Niestety, w życiu prywatnym nie zawsze było mu do śmiechu. Aktor nie kryje, że ma ogromną słabość do kobiet, co doprowadziło go do sporych problemów finansowych. W wielu wywiadach przyznawał, że przez całe życie stale był zakochany. Ma za sobą dwa małżeństwa i kilka nieudanych związków. "Jestem człowiekiem euforycznym. Zupełnie nie odnajduję się w letnich związkach. Nie chcę kogoś kochać, tylko chcę być w nim zakochany!" - stwierdził w jednej z rozmów.
Pierwszą żonę - Krystynę Babirecką poznał podczas nauki jazdy konnej. Ona była wówczas trenerką pięcioboju nowoczesnego, on dopiero zaczynał przygodę z jeździectwem. W 1975 roku zostali rodzicami Agnieszki, a cztery lata później kupili dom w podwarszawskiej Falenicy, gdzie z powodzeniem prowadzili hodowlę koni i psów. Ich małżeństwo jednak nie przetrwało próby czasu i aktor po latach z jedną walizką opuścił wspaniałą posiadłość.
W 1996 roku Siudym poznał Joannę Sibilską - 20 lat młodszą instruktorkę w szkołach baletowych. Para zapałała do siebie ogromnym uczuciem i już rok później stanęli na ślubnym kobiercu. Krótko po ślubie na świat przyszedł ich syn - Tadeusz. Marek i Joanna Siudymowie przez lata uchodzili za niezwykle zgodne małżeństwo. Aktor podporządkował się żonie i opanował swój impulsywny charakter. Jednak i ten związek po latach zaczął się rozpadać. Para ostatecznie rozstała się w 2013 roku i aktor po raz kolejny został z niczym.
W rozmowie z tygodnikiem "Świat i ludzie" stwierdził, że w swoim życiu przeprowadzał się ponad 40 razy! Niemal za każdym razem brał na siebie odpowiedzialność za rozpad związku. "Ciągle zaczynałem od nowa, bo jak się rozstawałem, to zostawiałem wszystko moim partnerkom, żonom. Wychodziłem z jedną walizką i nie była to walizka z pieniędzmi. Dlatego dziś nie mam własnego mieszkania, a samochód - w leasingu" - stwierdził wtedy.
Po bolesnych rozstaniach aktor postanowił skupić się na relacjach z synem i wnuczkiem. Chłopiec zamieszkał z nim, gdy jego córka Agnieszka znalazła się w trudnej sytuacji życiowej. Kiedy wydawało się, że nawiązał z chłopakiem silną więź i wszystko zaczęło się układać, wydarzyła się ogromna tragedia. Adam zmarł w wieku 21 lat, a Marek Siudym pogrążył się w rozpaczy. Przez długi czas nie mógł się pozbierać.
"Moja córka Agnieszka miała burzliwe przejścia, ale zawsze starałem się jej pomagać, ratować z różnych tarapatów. Niestety, Adaś nie żyje. Miał w sobie radykalny bunt. Wydawało mi się, że wszystko jest dobrze. Zaraziłem go pasją do koni, pracował. Miał 21 lat. Choć minęło ponad pół roku od jego śmierci, trudno mi się z tej tragedii otrząsnąć, byłem z nim blisko. W tych trudnych chwilach bardzo mnie wspierał mój syn Tadeusz" - mówił kilka miesięcy po tragedii w rozmowie z "Dobrym Tygodniem".