Marcin Dorociński w nowej "Mission: Impossible". Nie do wiary, co zdradził
Marcin Dorociński zagrał w najnowszej odsłonie "Mission: Impossible" o podtytule "Dead Reckoning Part One". Polski aktor ma też pojawić się w jej kontynuacji, której premiera zaplanowana jest na czerwiec 2024 roku. W najnowszym wywiadzie gwiazdor opowiedział o swoich doświadczeniach podczas realizacji hollywoodzkiego blockbustera.
Szczegóły roli Marcina Dorocińskiego w "Mission: Impossible - Dead Reckoning Part One" długo trzymane były w tajemnicy. Dopiero niedawno dowiedzieliśmy się, w którym momencie filmu i na jak długo polski aktor pojawia się na ekranie. Dorociński wcielił się w kapitana łodzi podwodnej. Jego postać odgrywa istotną rolę w prologu i jest na ekranie około siedmiu minut.
Gdy podczas uroczystego pokazu aktor po raz pierwszy pojawił się na ekranie, widzowie natychmiast zareagowali. "Głos Marcina Dorocińskiego to pierwsze, co słyszymy w filmie. Sala w trakcie premiery wybuchła wtedy gromkimi brawami, bo też nikt się nie spodziewał, że polski aktor będzie już na samym początku filmu" - napisał w swojej relacji Bartosz Godziński.
W najnowszym wywiadzie dla Radia ZET z Lucyną Płużyczką Dorociński opowiedział o pracy na planie nowej części "Mission: Impossible" i emocjach, które temu towarzyszyły. Okazuje się, że polski aktor musiał kręcić sceny również pod wodą.
"Dowiedziałem się, że bardzo boję się być pod wodą. Mieliśmy zdjęcia podwodne, gdzie trzeba było nurkować i wstrzymywać oddech na jakiś czas. Dopóki nie myślałem o rzeczach najważniejszych, to właściwie było okej, ale parę razy spanikowałem. Nagrywaliśmy zaraz po sobie. Tom (Cruise, gwiazdor serii - przyp. red.) też wchodził, ale mam wrażenie, że on potrafi wstrzymać oddech na dwa miesiące. Nie miał z tym problemu. Czasami się bałem. Po prostu musiałem to zrobić, nawet jak miałem atak paniki. Musiałem wziąć rurkę z tlenem i przez chwilę pooddychać, a potem robić to, co do mnie należało. To jest naprawdę trudne. Nie byłem taki swobodny pod wodą" - wyznał gwiazdor.
A co było najtrudniejsze podczas kręcenia "Dead Reckoning Part One"?
"Koncentracja i powtarzanie tego wszystkiego. Przedostawanie się przez luk, wchodzenie i wychodzenie do sceny sto dwadzieścia razy. Szczególnie jak byłem po operacji. Po trzech miesiącach jeszcze słabo chodziłem. To była osteotomia, przecięcie kości udowej. Było dość trudno, ale to była taka fajna przygoda. Cały czas miałem wrażenie, że to film... że to niemożliwe, że to jest coś tak fajnego, co się rzadko zdarza i akurat mi przydarzyło. Nie mogę w to uwierzyć" - wyjaśnił Dorociński.
Polski aktor przyznał również, że dopiero po otrzymaniu roli zdał sobie sprawę, jako duża to odpowiedzialność, bo reprezentuje także swój kraj.
"Nie mogłem spać. Zawsze zanim rozpocznę, to się bardzo denerwuję. Potem przychodzi się na plan, człowiek jest przygotowany, musi umieć tekst, a było go dosyć dużo. Pierwszy dzień to takie rozpoznanie. Co i jak funkcjonuje, czy rzeczywiście jest tak samo jak u nas, czy jest coś innego? Byłem już na paru zagranicznych planach, więc wiem, że to są tacy sami ludzie. (...) Zawsze pytam reżysera, czy jest zadowolony. Jeśli jest szczęśliwy, to ja jestem szczęśliwy. On mnie wybrał, coś we mnie zobaczył i mnie, tego jednego puzzla z tej całej większej układanki, wkłada do tego wszystkiego" - opowiadał Dorociński w rozmowie z Lucyną Płużyczką dla Radia Zet.