Marcin Dorociński: Grać, nie błyszczeć
Na czym polega jego fenomen? Według nas to wypadkowa koncentracji, uroku i głębokiego zrozumienia postaci. Marcin Dorociński nawet z epizodu potrafi uczynić perełkę.
Charyzmatyczny, utalentowany, wierny sobie. Woli grać, niż błyszczeć, przekazywać to, co istotne, kolejnymi kreacjami, nie zaś bywaniem na salonach i wywlekaniem na wierzch tego, co prywatnie.
- Aktor obnaża się w rolach i wtedy powinien widza zaskoczyć. Ważne, żebyście Państwo dostrzegli w nim bohatera filmu, a nie faceta, który fajnie robi jajecznicę - mówi.
I rzeczywiście. Dla Marcina Dorocińskiego najważniejszy jest scenariusz. Historia. Postać, której może oddać kawałek siebie, nawet jeśli potem trzeba to odchorować. Ról byle jakich nie przyjmuje i pewnie dlatego każda jego kreacja - czy to w kinie, serialu, czy w teatrze - jest strzałem w dziesiątkę. Ot, choćby szef ośrodka pomocy społecznej Wiktor Okulicki w "Głębokiej wodzie", stróż prawa Despero w "PitBullu", czy mroczny, wpatrujący się z porażającą intensywnością w oczy terapeuty Szymon w "Bez tajemnic".
Dobra passa Marcina Dorocińskiego trwa od 15 lat. Trzeba jednak było filmów takich jak "Boisko bezdomnych", "Róża", "Rewers", czy "Lęk wysokości", by zaczęto mówić, że jest jednym z najlepszych aktorów pokolenia. - Dobrym sposobem na to, żeby nie wpaść w rutynę, jest nieustanne wkraczanie na nowe pole działania - mówi jego Wiktor.
No właśnie, rutyna... W pracy unika jej jak diabeł wody święconej. Czy zawsze chciał być aktorem? Otóż... nie! Wszystko zaczęło się od nauczycielki historii, pani Izy Kust. Ona to, zobaczywszy go na jednej ze szkolnych akademii, przekonała nieśmiałego nastolatka, że warto iść dalej. Dorociński wstydził się, bo choć uwielbiał deklamować wiersze i odgrywać scenki z klasycznego repertuaru, jako widz był jak dotąd w teatrze tylko raz...
Tata Marcina był kowalem, trzej bracia zostali policjantami, a on, zanim poszedł do Akademii Teatralnej, uczył się na technika obróbki skrawaniem w Grodzisku Mazowieckim. - I to tylko dlatego, że nie dostałem się na wymarzoną gastronomię! - żartuje.
Szczęście sprzyjało mu od początku. Już na drugim roku studiów Krystyna Janda obsadziła go w reżyserowanym przez siebie dla Teatru TV "Cydzie". - Jest wrażliwy, skromny, pięknie mówi, prawdziwie, skromnie, inteligentnie - chwaliła.
Student Dorociński obejrzał potem spektakl razem z rodzicami. Tata podobno miał łzy w oczach: - Mam wrażenie, że rodzice dopiero wtedy zaakceptowali mój wybór - przyznaje.
Jednej rzeczy nigdy nie lubił. Na studiach powtarzano mu: "Na wieki wieków amant". Pewnie dlatego już po nich zdarzało mu się oszpecać - dla dobra filmu (do "PitBulla" spiłował sobie ząb, do "Boiska bezdomnych" przytył) i nie tylko.
Na ekranach kin oglądamy go właśnie w roli światowej sławy reżysera Borysa, który "pije, bo lubi" ("Pod Mocnym Aniołem"). Pijąc zaś upada tak nisko, że trzeba było talentu pana Marcina, żeby z tej sceny uczynić majstersztyk. Już niebawem zobaczymy go także w roli Ryszarda Kuklińskiego w thrillerze szpiegowskim "Jack Strong" Władysława Pasikowskiego. Partnerująca mu Maja Ostaszewska nie ukrywa zachwytu: - Jest w fenomenalnej formie. To wspaniały aktor, a jednocześnie świetny kolega - naturalny i miły - mówi.
I ma rację. Dorociński to bowiem także człowiek o dobrym, wrażliwym sercu. Twierdzi, że w życiu należy być przyzwoitym. Pomaga zwierzakom ze Schroniska w Korabiewicach, na aukcję WOŚP oddał zaś m.in. koszulę i bluzę dresową, w których zagrał mecz Reprezentacji Artystów Polskich z Ukrainą. Czy ma autorytety? - Najbardziej szanuję ludzi, którzy mają niewymuszoną wolę pomagania innym - mówi.
Maciej Misiorny
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!