Maja Ostaszewska była szykanowana za to, że... nie jest katoliczką
Maja Ostaszewska nigdy nie kryła, że jest buddystką, przez co w dzieciństwie rówieśnicy traktowali ją jak odmieńca. - Koleżanki katoliczki straszyły mnie... księdzem i piekłem - wyznała, wspominając gehennę, przez jaką przeszła w latach szkolnych.
Maja Ostaszewska - mówiąc o swym dzieciństwie - zawsze podkreśla, że było cudowne dzięki rodzicom i koszmarne z powodu... koleżanek i kolegów.
- Nie wpisywałam się w szablon znany większości. Kiedyś dzieci pobiły mnie i zrzuciły ze schodów tylko dlatego, że ubierałam się nieco inaczej i nie chodziłam na religię - wyznała w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Aby zaoszczędzić podobnych upokorzeń swoim dzieciom (jest mamą 15-letniego Franciszka i 13-letniej Janiny), aktorka zapisała je do szkoły świeckiej, która - jak twierdzi - nie jest zdominowana przez katechetów.
- Nie chciałam, żeby słuchały komentarzy... Wystarczy, że ja się nasłuchałam - mówi Maja Ostaszewska.
Maja Ostaszewska przyznaje, że bycie buddystką w kraju konserwatywnych katolików nie jest łatwe.
- Na każdym kroku spotykamy się z przejawami nietolerancji. A przecież każdy ma prawo iść drogą, którą sam sobie wybrał i którą chce podążać. Warto wiedzieć, że katolicyzm nie jest jedynym wyznaniem. Są też inne, a ludzie modlący się inaczej niż 99 procent Polaków żyją wśród nas! - powiedziała w rozmowie z "Echem dnia".
Aktorka wyniosła buddyzm z domu rodzinnego - wychowała się w rodzinie buddyjskiej i w tej filozofii wychowuje swoje dzieci.
- Dostałam w prezencie od losu wspaniałych rodziców, cudowne rodzeństwo i ciepły, kochany dom. A buddyzm jest najważniejszą wartością, jaką przekazali mi rodzice. Daje mi możliwość rozwoju, jest moją droga do wolności, najważniejszą "rzeczą" w moim życiu - twierdzi.
Gwiazda doskonale pamięta, że jej rówieśnikom - gdy była dzieckiem - bardzo nie podobało się to, że nie chodzi z nimi na religię i nie klęka przed krzyżem.
- W podstawówce doświadczyłam dyskryminacji, byłam wyzywana, popychana, szturchana i straszona piekłem - wyznała w wywiadzie dla "Elle".
- Żyłam wtedy w swoim świecie opartym na magii. Wydawało mi się, że rozmawiam z elfami, uwielbiałam wilkołaki, nie do końca rozumiejąc, kim one są. W związku z tym piekło, które miało mnie pochłonąć, było dla mnie czymś naprawdę przerażającym. Dziś mówię o tym z uśmiechem, ale wtedy wcale nie było mi wesoło - powiedziała.
Dopiero w szkole średniej Maja zrozumiała, że własna indywidualność i fakt, że odróżnia się od innych, to jej atut. Jako nastolatka czuła wręcz potrzebę podkreślania swej inności...
- Akcentowałam ją, bo dzięki niej się wyróżniałam. Buddyzm, niejedzenie mięsa, strój... To poczucie odmienności, odrębności, pewnego wyobcowania i niedopasowania towarzyszyło mi przez sporą część życia - wspominała.
Dziś Maja Ostaszewska nie boi się szczerze mówić o tym, w co wierzy i jak żyje. Aktorka znana jest ze swych działań w obronie słabszych, dyskryminowanych i prześladowanych. Walczy z nietolerancją, której sama wiele razy doświadczyła w dzieciństwie.
- Kiedy coś mnie dotyka do żywego, bulwersuje i niepokoi jako człowieka, obywatelkę tego kraju, reaguję. Uważam, że trzeba protestować, trzeba głośno mówić, co jest dobre, a co złe, że jakakolwiek forma dyskryminacji, wykluczenia jest niewłaściwa - wyznała w rozmowie z autorem książki "Aktorki. Odkrycia" Łukaszem Maciejewskim.