Reklama

"Maestro": Nowy film Bradleya Coopera od 20 grudnia na Netfliksie

Właśnie ukazał się polski zwiastun nowego filmu Bradleya Coopera "Maestro". Produkcja, która była premierowo pokazywana na tegorocznym festiwalu w Wenecji, wzbogaci ofertę Netfliksa 20 grudnia.

Właśnie ukazał się polski zwiastun nowego filmu Bradleya Coopera "Maestro". Produkcja, która była premierowo pokazywana na tegorocznym festiwalu w Wenecji, wzbogaci ofertę Netfliksa 20 grudnia.
Bradley Cooper w scenie z filmu "Maestro" /materiały prasowe

"Maestro" Bradleya Coopera to epicka opowieść o twórczości i życiu dyrygenta i kompozytora Leonarda Bernsteina (w tej roli sam reżyser). Tytułowemu bohaterowi towarzyszymy na przestrzeni wielu dekad, Coopera oglądamy więc jako Bernsteina zarówno na początku jego artystycznej kariery, jak i pod koniec życia.

Metamorfoza aktora okazała się niezwykłym wyzwaniem dla charakteryzatora Kazu Hiro, który ma już na koncie Oscara za pracę nad filmem "Czas mroku", w którym Gary Oldman wcielił się w Winstona Churchilla. Jak ujawnił Hiro, podczas dni zdjęciowych, w których realizowane były sceny z 70-letniim Bernsteinem, meldował się na planie o pierwszej w nocy.  

Reklama

Aby wiarygodnie "postarzyć" Coopera potrzeba było bowiem aż pięciu godzin. Dla porównania - zabieg odmładzający, czyli uczynienie z aktora rozpoczynającego karierę Bernsteina, zajmowała Hiro "zaledwie" 2,5 godziny.

"Maestro": Awantura o nos Bernsteina

Po pojawieniu się zwiastuna, w sieci od razu posypały się pretensje do aktora, że przesadził z charakteryzacją - konkretnie z protezą nosa. Wyolbrzymienie tego elementu fizjonomii (Bernstein był pochodzenia żydowskiego) dla wielu internautów jest nie do przyjęcia. Grzmią, że to prezentacja ośmieszającego Żydów stereotypu (co określa się terminem "Jewface"). Dla wielu komentatorów zamiast zatrudniać hollywoodzkiego gwiazdora, któremu trzeba wydłużać sztucznie nos, można było obsadzić aktora żydowskiego. Stąd już prosta droga do oskarżenia twórców filmu o... antysemityzm.

Głos w dyskusji zabrali sami potomkowie kompozytora "Nie mamy z tym problemu i jesteśmy pewni, że nasz tata również, by nie miał" - oświadczyli Jamie, Alexander i Nina Bernsteinowie. Najbliżsi członkowie rodziny kompozytora wyjaśnili również, że Bradley Cooper "zadbał o to", by cała trójka uczestniczyła w produkcji na każdym jej etapie i pozostają "głęboko wzruszeni" tym, jak bardzo ten aktor i reżyser zaangażował się w historię ich taty. Tym bardziej jest im przykro czytać komentarze ludzi, którzy "fałszywie interpretują jego starania". Ich zdaniem takie opinie mają na celu umniejszenie sukcesu Coopera. "To praktyka, którą obserwowaliśmy zbyt często, gdyż stosowano ją wobec naszego ojca" - zauważyli.

Ucinając dywagacje na temat tego, czy Cooper przesadził z powiększaniem nosa, czy nie, podkreślili, że Leonard Bernstein "naprawdę miał piękny, duży nos", a gwiazdor starał się, jak najbardziej do niego upodobnić.

"Maestro": Za mało muzyki?

Netflix zapowiada "Maestro" jako "list miłosny do życia i sztuki", zdradzając, że film Bradleya Coopera to "wypełniony emocjami epicki portret rodziny i miłości".

Recenzent Interii narzekał jednak, że w filmie najbardziej brakowało mu... muzyki.

- O fascynujących kulisach, inspiracjach, twórczych kryzysach Bernsteina dowiadujemy się w "Maestro" stosunkowo niewiele. W zasadzie prawie nic. A jak ciekawe może to być, udowodnił przecież nie tak dawno Todd Field w znakomitym "Tárze" (2022), który dla mnie jest modelowym przykładem umiejętnego zbalansowania poszczególnych elementów filmowej opowieści. Dzięki czemu sprawdza się zarówno jako porywające muzyczne widowisko, jak i dość przerażająca (w dobrym tego słowa znaczeniu), demoniczna opowieść o atrakcyjności władzy. Szkoda, że tak nie stało się i w przypadku produkcji Bradleya Coopera - pisał Kuba Armata.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Maestro (2023)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama