Maciej Englert o Krzysztofie Kowalewskim: Wnikliwy portrecista
Krzysztof Kowalewski był człowiekiem sympatycznym, serdecznym; kiedy się pojawiał, uśmiech częściej gościł na twarzach. Urzekał autoironią i inteligencją połączoną z poczuciem humoru - powiedział PAP Maciej Englert, dyrektor stołecznego Teatru Współczesnego. W piątek w Warszawie pożegnanie aktora.
"Z Krzysztofem Kowalewskim znaliśmy się niemal pół wieku, a w teatrze spędziliśmy razem 40 lat. Był dobrym duchem teatru i jego filarem. Jednym z tych aktorów wokół których skupia się i buduje zespół; artystą, którego możliwości wpływały na dobór repertuaru. Inspirował. Nie wiem, czy bym wystawiał 'Martwe dusze', gdybym nie miał Kowalewskiego do roli Cziczikowa" - powiedział Englert.
"Był człowiekiem sympatycznym, serdecznym; kiedy się pojawiał, jaśniej robiło się w pokoju i uśmiech częściej gościł na twarzach. Urzekał autoironią i inteligencją połączoną z poczuciem humoru" - dodał.
"Będąc wybitnym artystą, był zarazem całkowicie skromny. Wnikliwy, ale nie oceniający, dyskretnie pomagał młodszym aktorom, którzy zresztą nadali mu przydomek 'Wujek'. Jeśli teatr jest rodziną, to postać dobrego wujka pełni w nim ważną funkcję. Od 'Wujka' było czego się uczyć, zarówno w sferze zawodowej, jak i stosunku do pracy w teatrze" - mówił Englert.
"Krzyś był dobrym, tolerancyjnym człowiekiem, żyjącym po słonecznej stronie ulicy, co nie oznacza, że godził się na otaczającą nas rzeczywistość pełną kłamstwa, krętactwa, demagogii i złych ludzi" - opisywał zmarłego aktora.
"Sposób, w jaki budował role, skłania mnie do określenia - 'wnikliwy portrecista'. Był znakomitym obserwatorem ludzi. Wiele dostrzegał: nasze słabości, wady, przywary, naszą głupotę. Potrafił to przełożyć na stworzenie pełnego portretu granej postaci. A był aktorem wszechstronnym: grał role od Szekspira po finezyjne farsy, jakie wystawialiśmy w teatrze. Był sir Tobiaszem Czkawką w 'Wieczorze Trzech Króli' Szekspira, panem Jourdainem w 'Mieszczaninie szlachcicem' Moliera, Cziczikowem w 'Martwych duszach' Gogola, i wreszcie postacią z Koterskiego. Również Witkacy, a przede wszystkim Mrożek znaleźli w Krzysztofie Kowalewskim idealnego wykonawcę" - wymieniał Englert.
"Naśladować Krzysztofa Kowalewskiego nikt nawet nie próbował się odważyć. Był aktorem kompletnie oryginalnym, niepowtarzalnym. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych - ale niepowtarzalni są. Krzysztof Kowalewski był i niepowtarzalny, i niezastąpiony" - stwierdził dyrektor stołecznego Teatru Współczesnego.
"Trudno nam będzie się przyzwyczaić do teatru bez Krzysztofa Kowalewskiego zarówno na scenie, jak i za kulisami, na zapleczu garderób teatralnych. To trudne chwile. Wieje pustką" - podsumował.