Luca Barbareschi: Producent broni Romana Polańskiego
Aktor i producent Luca Barbareschi pojawił się na 80. Międzynarodowym Festiwalu w Wenecji, gdzie swą premierę będzie miał "The Palace", najnowszy film Romana Polańskiego. Obaj od lat są przyjaciółmi i współpracownikami. Barbareschi odniósł się do kontrowersji związanych z osobą reżysera. Jego słowa raczej nikogo nie przekonają do jego racji. Za to na pewno oburzą sporo osób.
"Znam prawdziwą historię. Byłem tam w 1975 i 1976 roku" - mówił producent dla portalu "Deadline". Barbareschi jest jedną z niewielu osób z ekipy filmowej, które pojawiły się w Wenecji, by promować "The Palace". 90-letni Polański nie zdecydował się na podróż do Włoch, obawiając się ekstradycji do Stanów Zjednoczonych za gwałt na nieletniej z 1973 roku. Z kolei większość aktorów ma zakaz promowania swoich filmów z racji trwającego w Hollywood strajku.
W rozmowie z Deadline Barbareschi odniósł się do zarzutów ciążących na Polańskim. Jego słowa mogą wywołać burzę. "Nie mogę mówić za Romana, ale lata siedemdziesiąte to nie to, co dziś. Swobodny seks dla wszystkich. Pewnie dostałbym wyrok więzienia za to, co robiłem w Nowym Jorku między 1974 a 1980 rokiem, gdyby wtedy słuchali dzisiejszej politycznej poprawności" - mówił.
Po chwili przypomniał wywiad z francuskiego magazynu "Le Point", którego w tym roku udzieliły Emmanuelle Seigner, żona Polańskiego, i Samantha Geimer, która została przez niego zgwałcona w 1973 roku. Dawna ofiara stanęła w nim w obronie reżysera.
"Roman nigdy nie dał nikomu narkotyków. Wszyscy byli wtedy naćpani. Wszyscy brali metakwalon. To były inne czasy. Znam Romana. Jest najdelikatniejszą, zaznaczam to słowo, najdelikatniejszą i najwrażliwszą osobą, jaką spotkałem w swoim życiu" - stwierdził producent. "Nie sądzę, by kogoś zgwałcił. Był pociągającym mężczyzną, a kobiety się za nim uganiały" - zakończył wątek zdaniem, które raczej nikogo nie przekona do jego racji.
Następnie producent przeszedł do omawiania "The Palace", w którym także wystąpił. Wcielił się w przebrzmiałego aktora z filmów dla dorosłych o pseudonimie "Bongo". "Roman ma ogromne poczucie humoru. Po 'Oficerze i szpiegu' chcieliśmy zrobić coś lżejszego, co byłoby jednocześnie mądre, taką czarną komedię o ludziach" - mówił Barbareschi.
Polański napisał scenariusz razem z Jerzym Skolimowskim i jego żoną Ewą Piaskowską. "Podpatrywanie, jak pracują razem, było świetną zabawą. Przyjaźnią się [ze Skolimowskim] od 70 do 80 lat, od kiedy byli dziećmi".
Producent zaznaczył jednocześnie, że nie liczy na premierę "The Palace" w Stanach Zjednoczonych. "Nie wyświetlą nas w Ameryce, za co powinni się wstydzić. Dostałem list od Davida Mameta. Napisał, że kraj się wali, a ['Oficera i szpiega'] powinni puszczać w kółko w szkołach".
Barbareschi zaznaczył, że starsze filmy Polańskiego są dostępne w amerykańskich serwisach streamingowych. Nie rozumie więc, dlaczego jego nowe filmy są ignorowane. "W dniu, w którym on odejdzie — Boże chroń, oby dożył 120 lat — zaraz kupią prawa do wszystkich jego produkcji" - zapewniał.
Urodził się 28 lipca 1956 roku. Karierę aktorską rozpoczął w 1977 roku w horrorze "Zapomniany świat kanibali" Ruggero Deodato. Niesławę przyniósł mu występ w kolejnym filmie o reżysera o ludojadach. Był on tak okrutny, że niektórzy widzowie myśleli, że trafili na taśmę z prawdziwymi zabójstwami.
Deodato aresztowano pod zarzutem morderstwa. Wszystko było oczywiście zaplanowaną strategią marketingową, a aktorzy podpisali kontrakty, w których zobowiązali się do ciszy medialnej przez rok. Te musiały zostać zerwane. Odtwórcy głównych ról stawili się wtedy przed sądem, by udowodnić niewinność reżysera.
Barbareschi był od 2008 do 2013 roku członkiem włoskiego parlamentu. Wszedł do niego z ramienia Ludu Wolności Silvia Berlusconiego. Odszedł do nowej partii w 2010 roku. "Oficer i szpieg" był drugim filmem w jego producenckiej karierze.