Reklama

Lily Cole o "Hilmie": To było dla mnie zaproszenie, żeby odpuścić sobie cynizm

Niezwykłe, ale i trudne losy szwedzkiej artystki Hilmy af Klint, dziś nazywanej "matką abstrakcji", zainspirowały uznanego reżysera Lasse Hallströma ("Czekolada", "Co gryzie Gilberta Grape’a") do stworzenia biograficznego dramatu, skupiającego się na jej życiu. Wyjątkowa produkcja trafiła właśnie na platformę Viaplay, a my z tej okazji rozmawiamy z odtwórczynią roli Mathily - Lily Cole, która opowiedziała m.in. o niezwykłym procesie kreowania tej postaci.

Ta historia była dla reżysera na tyle istotna, że stała się dziełem poniekąd rodzinnym - w roli Hilmy w różnym wieku obsadził swoją żonę i córkę. W obsadzie tej produkcji znaleźli się także m.in. Tom Wlaschiha, Jazzy De Lisser, Maeve Dermody oraz Lily Cole, z którą mieliśmy przyjemność porozmawiać przy okazji polskiej premiery produkcji. 

Hilma af Klint (1862-1944) jest dziś uznawana za jedną z najsłynniejszych europejskich artystek pierwszej połowy XX wieku, jednak sławę i uznanie zyskała dopiero po śmierci. Wyprzedziła epokę, w której żyła, tworząc jedne z pierwszych dzieł sztuki abstrakcyjnej na wiele lat przed Kandinskym i innymi pionierami tego nurtu. Tworząc barwne arcydzieła, przełamywała ówczesne artystyczne konwenanse. Tak samo bezkompromisowo postępowała ze stereotypami społecznymi, dlatego z czasem stała się ikoną feminizmu. 

Reklama

Na sztukę artystki duży wpływ miało zainteresowanie spirytyzmem, które pogłębiło się prawdopodobnie po śmierci ukochanej siostry. Za życia była kompletnie niezrozumiana. Zmarła jako bezdzietna panna, a stworzone przez siebie prace przekazała siostrzeńcowi, który zgodnie z zapisem testamentu mógł wystawić je publicznie dopiero 20 lat po jej śmierci.

"Hilma". Lily Cole: Zaszczyt, ale też odpowiedzialność

Sylwia Pyzik, Interia: Grasz Mathildę, członkinię grupy "The Five", która towarzyszyła Hilmie w jej artystycznej drodze. Co możesz zdradzić na temat swojej postaci?

Lily Cole: - Nazywa się Mathilda Nilsson. Była założycielką kilku magazynów spirytystycznych i liderką szeregu spirytystycznych grup. Sądzimy, że mogła być jedną z osób, które pchnęły Hilmę w kierunku pracy z medium. Hilma, Mathilda i trzy inne kobiety tworzyły grupę "The Five", która spotykała się w każdy piątek przez ponad dekadę, by rozmawiać z duchami. Zespołowo zaczęły tworzyć rysunki, które w pewien sposób prowadziły do obrazów, namalowanych później przez Hilmę. To było pewnego rodzaju źródło mechanizmu, który skierował ją w kierunku malowania.

Wcielasz się w bohaterkę, która faktycznie istniała. Czy miało to dla ciebie znaczenie w procesie budowania tej postaci?

- To pewien zaszczyt, ale też odpowiedzialność. Nie ma dziś wielu informacji na temat Mathildy. Znamy niektóre fakty, udało nam się odnaleźć fotografię. Jej siostra Cornelia także była członkinią grupy. Na wczesnym etapie skontaktowaliśmy się z medium w Szwecji. Mężczyzna pracował już wtedy z reżyserem Lassem Hallströmem. Ja i trzy inne aktorki, wcielające się w członkinie grupy, miałyśmy z nim seans, by zdobyć więcej informacji. W trakcie bardzo długiej sesji ogłosił, że Hilma jest obecna i da nam informacje na temat wszystkich kobiet. Później odpowiedział na nasze pytania. Niezależnie od tego, czy w to wierzysz, czy nie, dla mnie to była bardzo odpowiednia droga, aby zbliżyć się do tej postaci, ponieważ wiem, że Mathilda wierzyła w duchy i komunikację z nimi. W ten sposób uhonorowaliśmy ich własne narzędzia i wierzenia, wykorzystując je w procesie tworzenia postaci. To było niesamowicie pomocne i dało nam wiele informacji, do których inaczej nie mielibyśmy dostępu.

Czy poza tą wyjątkową sytuacją jesteś otwarta na tego rodzaju aktywności? Pytam, bo to dość niezwykłe. 

- Myślę, że kiedyś byłam. Później, kiedy dorastałam, stałam się nieco bardziej cyniczna. Właściwie tworzenie tej postaci było dla mnie prawdziwym zaproszeniem, żeby odpuścić sobie cynizm i zachować otwarty umysł. Kiedy organizowaliśmy seans, naprawdę czułam, że muszę całkowicie zaufać medium i procesowi, co było wysoce zalecane, jako sposób na uhonorowanie Mathildy i poszukiwanie jej istoty. Właściwie myślę, że to ze mną już zostanie, bo wydawało się takie prawdziwe. 

- Miałam też inną sesję z tym samym medium, już na poziomie prywatnym. Nie potrafię racjonalnie uzasadnić, skąd miałby wiedzieć pewne rzeczy, które mi powiedział. W zasadzie to było bardzo dobre dla mnie też osobiście. Nie traktowałbym niczego jako dogmat, ponieważ myślę, że nie rozumiemy rzeczywistości, która jest znacznie bardziej skomplikowana i złożona, nawet najlepsza dostępna nauka jej nie pojmuje. Bardzo aroganckie byłoby założenie, że już wszystko rozgryźliśmy. 

Twoja mama także jest artystką. Czy pomogło ci to w kreowaniu Mathildy? 

- Grając ją, nie myślałam o mamie. Jednak kiedy zobaczyłam po raz pierwszy film na premierze w Sztokholmie, to się zmieniło. Często kobiety takie jak moja mama, bardzo artystyczne i w pewien sposób po prostu inne, są nierozumiane. Niestety to bardzo powszechne doświadczenie, które zobaczyłam na ekranie.

Prace Hilmy są integralną częścią filmu. Czy myślisz, że tchnęliście w nie nowe życie?

- Obrazy Hilmy mówią same za siebie i same w sobie są bardzo mocne. Świadczy o tym chociażby fakt, że miały tak potężny odbiór na całym świecie. Trwało to bardzo długo, ale kiedy zostały rozpoznane i pokazane, miały silny wpływ, którego nie można zignorować. Jednak jeśli spojrzysz na historię, która stoi za tymi pracami - zyskasz jeszcze więcej interesujących warstw.

Grupa "The Five" artystycznie osiągnęła coś zupełnie nadzwyczajnego. Czy uważasz, że ich historia może zainspirować współczesne kobiety?

- Zdecydowanie. Myślę, że to bardzo feministyczny film. Oczywiście mam nadzieję, że zainspiruje współczesne kobiety i mężczyzn, żeby nie byli lekceważący wobec ludzi w oparciu o dzielące ich różnice, czy płeć. Mam także nadzieję, że zachęci, by oddalić się nieco od naszej obsesji pewnych pojedynczych ludzi, bohaterów i geniuszy. Myślę, że tradycja geniusza, zwykle heroizowanego białego mężczyzny, jest bardzo patriarchalna. Dla nas naprawdę istotne było, żeby dostrzec i uczcić Hilmę. Ważne jest także, aby zrozumieć, że jej prace nie były tworzone w izolacji, ale powstały w kolektywnym procesie twórczym. Czuję, że jest coś bardzo feministycznego w tym przyznaniu, że za jej dziełami nie stała tylko ona sama, ale właśnie grupa kobiet.

To historia o miłości i stracie, ale także właśnie o siostrzanym wsparciu. Czy myślisz, że wpisuje się we współczesną kulturę "girl power"? 

- Wspaniałą wiadomością jest, że zyskujemy coraz większą emancypację kobiet na wielu różnych polach. Przeszliśmy daleką drogę. Jeśli spojrzymy na ostatnie 120 lat - dokonaliśmy ogromnego postępu. Medium nawet powiedział nam, że Hilma w pewien sposób chciałby żyć dzisiaj, bo to taki wspaniały czas dla kobiet. Jej prace były prawdopodobnie utrzymywane w sekrecie, jednym z tego powodów był właśnie strach przed tym, jak zostanie odebrana. Kobieta wtedy w ogóle nie powinna tworzyć, a tym bardziej czegoś, co rzuca wyzwanie i jest inne. Nie jesteśmy jeszcze tam, gdzie powinniśmy być, ale mam nadzieję, że będziemy dalej zmierzać w dobrym kierunku i w końcu zostawimy za sobą patriarchat.

Co jest dla ciebie najważniejszym przesłaniem tego filmu? 

- To trudne pytanie. Mam nadzieję, że udało nam się przekazać pewne idee, które Hilma i "The Five" chciały komunikować poprzez swoje obrazy. W moim tego rozumieniu i prostym ujęciu jest to przekonanie, że rzeczywistość jest czymś znacznie większym niż to, co widzimy, a natura rozumienia rzeczywistości jest daleko bardziej tajemnicza i duchowa. Marzeniem byłoby otworzenie na to umysłów widzów. Ważny jest także pewien zbiorowy duch, refleksja, że wielkie prace powstają często ze współpracy. Historia Hilmy uczy, by nie bagatelizować osób, które wydają się inne, tylko dlatego, że są ekscentryczne. Mogą wydawać się szalone, ale być może właśnie posiadają niesamowite wnętrze, którego świat po prostu nie rozumie. 

* Lily Cole (1987) jest brytyjską modelką i aktorką urodzoną w Torquay. Jej kariera zaczęła się od okładki włoskiego Vogue, gdy została okrzyknięta "Twarzą Roku". W listopadzie 2004 roku otrzymała nagrodę dla najlepszej brytyjskiej supermodelki. Należy do grupy modelek o tzw. "twarzy lalki". Na swoim koncie ma występy m.in. w takich produkcjach jak: "Gdy budzą się demony", "Doctor Who", "Absolutnie fantastyczne: Film" i "Pola Londynu". 

Film "Hilma" miał swoją premierę 18 listopada. Jest dostępny wyłącznie za pośrednictwem platformy streamingowej Viaplay. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy