Reklama

Leos Carax: Sen zwany kinem

Każdy jego film wzbudza emocje, na każdy musimy czekać coraz dłużej. Leos Carax, enfant terrible współczesnego kina, powrócił po 13-letnim milczeniu. Z okazji premiery jego nowego obrazu "Holy Motors" (premiera kinowa: 11 stycznia) przybliżamy sylwetkę enigmatycznego twórcy.

Leos Carax - obok Jeana-Jacquesa Beineixa i Luca Bessona - jest kojarzony z tzw. cinéma du look, francuskim neobarokiem lat 80. i wczesnych 90. XX wieku, jednym z najciekawszych zjawisk we francuskim i światowym kinie.

Na scenie pojawili się wtedy cudowni chłopcy francuskiego kina: Beineix ("Diva", "Księżyc w rynsztoku", "Betty"), Besson ("Ostatnia walka", "Subway", "Wielki błękit") i właśnie Carax ("Boy Meets Girl", "Zła krew"), zrywający z naturalizmem francuskiej kinematografii. Nie zmierzali co prawda do identycznych celów, ale w pełnym sprzeczności, złożonym, otwartym na wizualne realia swojego czasu (wideo, klipy, komiks, reklama, moda) pomyśle na kino okazali się podobni.

Reklama

Charakterystyczna dla nich niedbała elegancja, wyrafinowana brzydota, heterogeniczność stylu uczyniła z dotychczasowych skaz nowy system estetyczny. U twórców francuskiego neobaroku, jak zauważył Raphaël Bassan "można znaleźć , w różnym stopniu, podwójny efekt przyjemności i prawdy. Warto zauważyć, że ci filmowcy są obłudnie atakowani za efekt przyjemności (formalizm zwany chaotycznym), jakiej dostarczają ich filmy. Zwalnia to krytykę od zdrapywania pozorów, ponieważ kryje się tam wizja bardzo (za bardzo) pesymistyczna społeczeństwa lat 80.".

Léos Carax, właściwie Alexandre Oscar Dupont, urodził się w 1960 roku w Suresnes - komunie na przedmieściach Paryża. Jako dwudziestolatek po ukończeniu studiów na VII Paryskim Uniwersytecie i American College w Paryżu realizował krótkometrażowe filmy i współpracował z kultowym magazynem filmowym "Cahiers du Cinéma" pod redakcją Serge'a Daneya. Przybrał wtedy artystyczny pseudonim - LéosCarax - anagram pochodzący od jego dwóch imion.

Jego pierwszym opublikowanym krytycznym tekstem była pozytywna recenzja reżyserskiego debiutu Sylvestra Stallone "Paradise Alley" (1978), doceniająca rodzaj warsztatowego reżimu, którego Carax zawsze wymagał od kina i filmowców. Niedługo potem nakręcił swoje pierwsze krótkometrażówki: "La fillerevee" (1978) i "Strangulation Blues" (1980), nagrodzoną Grand Prix dla krótkiego metrażu na Hyeres Festival w 1981 roku.

Wystąpił też jako aktor u Jean-Luka Godarda ("King Lear") i Philippe'a Garrella ("Lesministeres de l'art"). Trzy lata zajęła mu realizacja pełnometrażowego debiutu - czarno-białego filmu "Boy Meets Girl" (1984), inspirowanego niemymi filmami Jeana Cocteau i twórczością Godarda, z Denisem Lavantem i Mireille Perrier w głównych rolach. Film miał premierę na festiwalu w Cannes, gdzie otrzymał Nagrodę Młodych dla najlepszego filmu francuskiego, a reżyser został obwołany przez krytykę spadkobiercą Nowe Fali.

Carax opowiada w nim o młodym mężczyźnie - Alexie, który właśnie rozstał się ze swoją dziewczyną. Z tego powodu popada w depresję. Pewnego dnia poznaje aktorkę, która właśnie porzuciła swojego kochanka. Oboje próbują się odnaleźć w nowej sytuacji i zapomnieć o okrucieństwie codziennego życia. Lavant - Alex zapoczątkował tu z Caraxem istnienie duetu aktora/postaci i reżysera, porównywalnego z najsłynniejszymi, takimi jak: John Ford-John Wayne, Jean-Pierre Léaud - François Truffaut, czy Lee Kang-Sheng - Tsai Ming-Liang.


"(...) Intryga jest tutaj właściwie pretekstem do cyzelowania w filmowej (zmysłowej) formie sytuacji, zdarzeń, obserwacji, których banalność tylko wnosi do nich poetycki wymiar. Dla Caraxa ten banalny świat jest światem intensywnym i jego żartobliwie ironiczne i wnikliwie współczujące spojrzenie wpisuje się w tę samą perspektywę, co spojrzenie Chantal Akerman czy Jima Jarmuscha. (...) Film ten jest bardziej zapisem olśniewających chwil aniżeli opowiadaniem jakiejś anegdoty; próbą zerwania z fabułą i rozpoczęcia od nowa." - pisał krytyk, Carl-JohanMalmberg.

Skandal przetarł młodemu twórcy drogę w filmowym biznesie, pozwalając mu na realizację następnego dzieła - "Złej krwi" (1986) ze wspaniałym aktorskim kwartetem: Julie Delpy, Juliette Binoche, Michel Piccoli i Denis Lavant. Film otrzymał Złotego Niedźwiedzia oraz Nagrodę Alfreda Bauera za innowacyjność na MFF w Berlinie w 1987 roku. Potwierdzeniem reżyserskiego talentu Caraxa stały się jego kolejne, wzbudzające emocje filmy: "Kochankowie z Pont-Neuf" (1991) i "Pola X" (1999).


Po 13 latach milczenia reżyser powrócił obrazem "Holy Motors" - wybuchowym wodewilem z Denisem Lavantem w głównej roli. Jego bohater, Monsieur Oscar, od świtu do zmierzchu wciela się w różne role: jest przemysłowcem, zabójcą, żebrakiem, potworem, członkiem rodziny.

"Wraz z Oscarem (Denis Lavant) i jego kierowcą, Celine (Edith Scob), będziemy przemierzać różne rzeczywistości, przybierać diametralnie odmienne tożsamości, wypełniać najwymyślniejsze zadania, a wszystko po to, by chociaż na chwilę oderwać się od codzienności, stać się kimś zupełnie innym, zrobić to, o czym zawsze marzyliśmy, nie zważając na czekające nas konsekwencje" - pisał w recenzji "Holy Motors" Krystian Zając.

"W postmodernistycznej rzeczywistości 'Holy Motors' wszystko uchodzi bowiem na sucho. Można bez obaw zarówno odgryzać ludziom palce, jak i lizać zroszonymi krwią wargami ponętne pachy pięknej modelki (Eva Mendes), na łożu śmierci wydawać ostatnie tchnienie, by za chwilę uprawiać seks z najbardziej wygimnastykowaną kobietą świata... A wszystko to odbywa się wśród niewyobrażalnej liczby - nie tylko filmowych - nawiązań, cytatów i inspiracji" - notował recenzent INTERIA.PL.


"Kiedy kończyłem szkołę, zacząłem grywać w bilard elektryczny i stałem się wręcz nałogowcem. Lubiłem szczególnie jeden automat w pewnej kawiarni. Była tam dziewczyna imieniem Florence, która mi się podobała, ale dopóki chodziłem do szkoły, nie zagadnąłem jej ani razu. Wyobrażałem sobie, że realizacja filmów umożliwi mi kontakt z innym urządzeniem mechanicznym, jakim jest kamera, a także z tą dziewczyną. Zatrudniłem się jako rozlepiacz plakatów i zwędziłem w mojej firmie forsę, za którą kupiłem szesnastomilimetrową kamerę Bolex. Znalazłem faceta, który potrafił ją obsługiwać i poprosiłem innego, żeby zapytał Florence, czy zagra w filmie według mojego scenariusza. W rzeczywistości żadnego scenariusza nie było. Zaczęliśmy od sceny, w której dziewczyna budzi się z koszmaru, naga. Była mocno wystraszona, tak samo zresztą jak ja, więc musiałem znaleźć inną aktorkę. Straciłem serce dla tego projektu i nigdy nie zmontowałem filmu. Ale tak właśnie startowałem - zawsze musiało być mechaniczne urządzenie i dziewczyna." - w jednym z wywiadów ("Film na Świecie", nr 2/393) Carax wspominał, jak został reżyserem filmowym.

O tym, że nie mechanika, tylko poetyka kina jest jego domeną, udowodnił ujęciem otwierającym "Holy Motors". "Pierwszy obraz, jaki pojawił się w mojej głowie, to wielka, wypełniona po brzegi sala kinowa wyciemniona przed projekcją. Wszyscy widzowie wydają się jednak odrętwiali a ich oczy są zamknięte. Śpią? A może umarli?" - Carax przypomniał inspirację do powstania "Holy Motors" dodając, że kinowa widownia filmowana z przodu to widok, który nieczęsto dane nam jest oglądać (reżyser przywołuje zakończenie "Człowieka z tłumu" Kinga Vidora).

"Zdecydowałem więc, ze film rozpocznie się od ujęcia śpiącego mężczyzny, który budzi się w środku nocy i okazuje się, że znajduje się w swej piżamie w wielkim kinie wypełnionym duchami. Instynktownie nazwałem tego śniącego mężczyznę w scenariuszu swoim nazwiskiem. W końcu zagrałem go" - ujawnił reżyser "Holy Motors" po raz kolejny zapraszając nas, żebyśmy współuczestniczyli w jego wspaniałym śnie.

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Snow | Leos Carax | Holy Motors
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy