Leonard Pietraszak: Los był dla mnie bardzo łaskawy
- Mam w sobie niegasnącą ciekawość świata, a granie nadal sprawia mi wielką przyjemność - mówi Leonard Pietraszak, twórca niezapomnianych ról filmowych i teatralnych. - Całe życie zajmowałem się tym, co mnie uszczęśliwiało. Myślę o wykonywanym zawodzie, bo nic innego nie potrafiłbym robić - dodaje aktor, obchodzący jubileusz 55-lecia pracy artystycznej.
W młodości chciał zostać dziennikarzem sportowym, trenował boks i studiował chemię na UMK w Toruniu. - Przeznaczenie jednak skierowało mnie w stronę aktorstwa. Los był dla mnie bardzo łaskawy - dodaje.
Lista ról, którymi podbił serca widzów, jest długa. Pułkownik Krzysztof Dowgird z "Czarnych chmur", doktor Karol Stelmach z "Czterdziestolatka", pułkownik Wareda z "Kariery Nikodema Dyzmy", marszałek Kmita z "Królowej Bony", bankier Kramer z "Vabanku" czy Krzysztof Kalinowski z "Siedliska" to tylko niektóre.
Zresztą nie musiał grać głównych bohaterów, by utkwić w pamięci widzów. Przykładem jest Hubert Ornel, wypowiadający w "Stawce większej niż życie" zdanie: "W Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle". - Może tylko "ucho od śledzia" przebiło to słynne powiedzenie. Chyba dlatego, że widzowie do dziś utożsamiają mnie z "Vabankiem" - wyjaśnia aktor.
A więc Kramer czy Dowgird? A może szarmancki bon vivant, kawalerzysta Wareda? Albo doktor Karol wspierający tytułowego Czterdziestolatka? Każda kreacja ma swoich zaprzysięgłych fanów.
Okazją do wspomnień było jubileuszowe spotkanie zorganizowane przez TVP Seriale z udziałem przyjaciół aktora: Elżbiety Starosteckiej, Grażyny Barszczewskiej i Macieja Rayzachera.
- "Czarne chmury", które realizowano z wielkim pietyzmem, jeśli chodzi o scenografię, kostiumy czy dobór miejsc, miały tak olbrzymią popularność, że nawet ze Skandynawii dostałem list z propozycją małżeństwa. Nie bardzo wiedziałem, na jakich zasadach miałby odbyć się ślub, gdyż nie znam języka szwedzkiego. Korespondencji dostawałem zresztą mnóstwo, przebijała z nich tęsknota za autorytetem. Ten serial wnosił coś więcej niż tylko pojedynki. Pokazywał, że można być oddanym ojczyźnie. Mnóstwo listów przychodziło od matek, dziękujących mi, że ich dzieci po obejrzeniu serialu zmieniły się na lepsze. Potem miałem obawy, że zostanę "wiecznym Dowgirdem". Na szczęście przyszła rola Karola, kolegi Stefana Karwowskiego w "Czterdziestolatku". To pozwoliło mi zmienić wizerunek i chociaż była to postać drugoplanowa, dzięki niej wyszedłem prawie natychmiast z szufladki Dowgirda - zwierzał się pan Leonard.
- Chętnie wspominam także pracę na planach seriali "Królowa Bona", "Rodzina Połanieckich" i "Siedlisko". Żałuję jedynie, że nie nakręcono trzeciej części "Vabanku", w której ten łajdak Kramer zginąłby bohatersko w Powstaniu Warszawskim - uśmiecha się aktor.
- Lolka zawsze charakteryzowało doskonałe, jedyne w swoim rodzaju poczucie humoru, a ja przepadam za jego dowcipami. Choć znam już niektóre na pamięć, kiedy się spotykamy, proszę go, by któryś z nich opowiedział. I zawsze się z nich śmieję - zwierzała się Elżbieta Starostecka, która w "Czarnych chmurach" zagrała ukochaną dzielnego pułkownika Dowgirda.
- Moja rola nie należała do specjalnie trudnych. Miałam kochać się w Lolku i świata poza nim nie widzieć. Martwić się i drżeć o niego, gdyż był w nieustannym, śmiertelnym niebezpieczeństwie. To było przyjemne zadanie, gdyż to bardzo przystojny mężczyzna, więc zagrałam najlepiej jak umiałam. I udało się, bo mój mąż nie miał żadnych pretensji, a z Lolkiem i jego żoną przyjaźnimy się do dzisiaj. Jest uroczym człowiekiem, ma niesamowity czar i wdzięk - dodała aktorka.
- Włodek Korcz uczestniczył zupełnie bezinteresownie w każdej "bliższej" scenie między nami. Ale jak widać, świeżo wówczas zaślubionej z nim Eli wcale to nie przeszkadzało, zagrała znakomicie! - wspominał z ujmującym uśmiechem Leonard Pietraszak.
- Poznaliśmy się w szkole teatralnej w Łodzi, a przyjaźń z Lolkiem przetrwała w teatrze, w którym graliśmy. Mimo zawodowej rywalizacji bardzo się lubiliśmy i szanowaliśmy. A po każdym przedstawieniu kończyliśmy pełen wrażeń wieczór w SPATiF-ie. Szczegóły tych eskapad zachowam jednak dla siebie - mówił Maciej Rayzacher, grający śmiertelnego wroga Dowgirda, czyli kapitana Knothe.
- Pracowałam z kilkoma wybitnymi aktorami i do nich bez wątpienia zalicza się właśnie Lolek. Zawsze miał instynkt rasowego aktora. Uważnie słuchał partnera, żył daną sceną, nie odpowiadał na moje kwestie mechanicznie. Nie tylko w "Karierze Nikodema Dyzmy", ale również na deskach teatru iskrzyło między nami, była ta specyficzna i niezbędna chemia - opowiadała Grażyna Barszczewska.
- Zawsze powtarzam, że podstawową sprawą w naszym zawodzie jest nie tylko dobre rzemiosło, lecz również wspomniana przez Grażynę chemia między aktorami. Bez niej żaden spektakl czy film nie może się udać - powiedział Leonard Pietraszak.
Artur Krasicki, IP