Reklama

Lekcja historii Andrzeja Wajdy

Chyba wszyscy obawialiśmy się tego filmu. Że będzie patriotycznie niestrawny, politycznie poprawny, że prawda historii przytłoczy prawdę kina. Wajda wyszedł jednak z wewnętrznej walki z duchami przeszłości obronną ręką. "Katyń" po prostu dobrze się ogląda.

Sam twórca przyznawał w Gdyni na konferencji prasowej, że chciałby jedynie aby ten film był "lekcją historii". Przede wszystkim jest więc "Katyń" obrazem dydaktycznym. Chyba najskrajniejszym przejawem syndromu "historii Polski", która zawsze obecna była w jego filmach.

Edukacyjny charakter "Katynia" nie dezawuuje jednak artystycznych walorów filmu. Zaskakujące, że obraz praktycznie pozbawiony jest scen wojennych - Wajda wielokrotnie podkreślał jednak, że nie zbrodnia, ale kłamstwo jest leitmotivem "Katynia". W tej perspektywie zrozumiałe staje się podzielenie filmu przez reżysera na dwie części - "historycznej" i "współczesnej". Obydwa słowa w cudzysłowach - gdyż przeszłość i teraźniejszość są tu pojęciami umownymi a cezura, która je definiuje (zbrodnia katyńska), w równym stopniu łączy je ze sobą.

Reklama

Zamiast opisu walki zbrojnej jest więc "Katyń" próbą sfilmowania walki o prawdę. W tej walce materializuje się narodowy duch Polaków. Tu film Wajdy przesycony jest właśnie przesadnie martyrologicznym nastrojem. Przeciwnicy Wielkich Słów - Bóg, honor, ojczyzna - zapewne nie wytrzymają w tych momentach na kinowym fotelu. Przyznam jednak, że sceny w których zamiast "bohaterów", widzimy "Polaków" (znów "cudzysłów", ale ten film zmusza do uogólnionego opisu) nie trącą nadmierną nachalnością. Innymi słowy - spodziewałem się czegoś gorszego.

Pomimo epickiego charakteru produkcji, zaskakuje w nim pewna kameralność. To sprawia, że łatwiej nam zaakceptować jego dydaktyzm. Dopiero jednak ostatni fragment "Katynia" - rozstrzelanie polskich oficerów (zmienia się rytm filmu, przyspiesza montaż, obraz nabiera szorstkości) przestaje być lekcją historii. Jest po prostu kawałkiem dobrego kina.

Kiedy więc po wstrząsającej scenie na ekranie widzimy już tylko wyświetlane w ciszy napisy końcowe, do których wprowadzeni jesteśmy w ciemności przez muzykę Krzysztofa Pendereckiego, cisza na widowni (w Gdyni, tak jak w Warszawie, zabrakło braw) staje się symbolicznym przedłużeniem filmu.

Tomasz Bielenia, Gdynia

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Andrzej Wajda | Prawda | Katyń | Gdynia | filmy | Po prostu | lekcja | film | lekcja historii
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy