Reklama

"Legiony": Kulisy produkcji

Z budżetem w wysokości 27 milionów złotych "Legiony" plasują się w ścisłej czołówce najdroższych produkcji w historii polskiego kina - takich scen batalistycznych w rodzimych produkcjach widzowie nie widzieli od czasów "Ogniem i mieczem"! Spektakularna filmowa realizacja historycznych bitew wymagała perfekcyjnej koordynacji pracy aktorów, statystów, kaskaderów i specjalistów od pirotechniki i iście ułańskiej fantazji.

Z budżetem w wysokości 27 milionów złotych "Legiony" plasują się w ścisłej czołówce najdroższych produkcji w historii polskiego kina - takich scen batalistycznych w rodzimych produkcjach widzowie nie widzieli od czasów "Ogniem i mieczem"! Spektakularna filmowa realizacja historycznych bitew wymagała perfekcyjnej koordynacji pracy aktorów, statystów, kaskaderów i specjalistów od pirotechniki i iście ułańskiej fantazji.
Kadr z filmu "Legiony" /Jacek Piotrowski /materiały prasowe

Choć w filmie nie brakuje dynamicznych, pełnych akcji scen, na planie nie doszło do wypadków, nie ucierpiało też żadne ze zwierząt biorących udział w zdjęciach. 

Po pokazie pierwszych fragmentów filmu Karolina Korwin-Piotrowska napisała: "Konie, wspaniałe - co najważniejsze, żaden nie ucierpiał, choć padają jeden po drugim. Jerzy Hoffman mówił, że bez żywych koni nie da się filmu zrobić i miał rację. Tu są konie, wspaniałe, na nich jeźdźcy też wspaniali. To robi wrażenie. Wariaci, szaleńcy lecący konno z szablami na okopy". W Jarnicach nad Liwcem, gdzie kręcone były sceny szarży pod Rokitną, na 10 dni powstało konne miasteczko z wielką stajnią dla 65 koni.

Reklama

Na potrzeby filmu wykopano ok. 550 metrów okopów. Mnóstwo pracy mieli także kostiumografowie i rekwizytorzy: dla filmowych legionistów uszyto 280 mundurów i czapek, a także 40 kompletów strojów cywilnych, zużywając ponad tysiąc metrów bieżących materiału. Powstało też 100 replik plecaków używanych przez austriackie wojsko, wykorzystane zostało 780 par butów. 

Wśród rekwizytów używanych na planie pojawiły się m.in. autentyczna lornetka rotmistrza Dunin-Wąsowicza, pistolet colt z czasów powstania styczniowego (dziś własność pisarza Waldemara Łysiaka), a także samochód Lorraine-Dietrich z 1913 roku - najstarsze jeżdżące auto w Polsce. Zadbano również o wiarygodne repliki używanej przez legionistów broni. W filmie zobaczymy więc austriackie karabiny Mannlicher M1895, rosyjskie karabiny Mosin, niemieckie CKM-y Maxim, trzy armaty wzór 1902 (po raz pierwszy w polskim kinie grały 3 armaty tego samego typu jednocześnie - np. w "Bitwie Warszawskiej" pojawiła się tylko jedna).

Wielki budżet filmu przełożył się na najwyższą jakość - do realizacji efektów specjalnych zatrudniono najlepszych specjalistów w Polsce. Na planie zużyto 400 kg prochu, 400 kg naftalenu, 20 tys. litrów paliwa oraz 2,5 tys. litrów płynu do wytwarzania dymu. "Nie masz takiego momentu, że myślisz o aktorstwie, bo myślisz o tym, żeby nie zginąć" - mówił o pracy wśród ciągłych wybuchów Bartosz Gelner. Ilość zużytych na planie materiałów pirotechnicznych określił krótko: "Wysadziliby tym pół Warszawy". Charakteryzatorzy wykorzystali prawie 90 litrów sztucznej krwi, z czego 40 do scenografii na polach bitewnych oraz w scenach ze szpitala polowego.

Nie obyło się też bez prawdziwych zagrożeń - podczas realizacji scen bitwy pod Kostiuchnówką (na terenie stadniny Kierzbuń pod Mrągowem) znaleziono niewybuch pocisku moździerza z II wojny światowej. Zdjęcia wstrzymano na kilka godzin, do czasu, gdy saperzy zabrali pocisk.

W produkcji wzięło udział 123 aktorów, 550 osób z grup rekonstrukcji historycznych, kilkuset statystów, 53 kaskaderów i 130 kawalerzystów, a także 220 koni.


materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Legiony (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy