Legendy polskiego kina
Legendy polskiej sceny i ekranu - wśród nich Danutę Szaflarską, Irenę Kwiatkowską, Beatę Tyszkiewicz i Wieńczysława Glińskiego - zobaczyć można w filmie fabularnym Jacka Bławuta "Jeszcze nie wieczór", który w piątek trafi do kin.
To rozgrywająca się w murach Domu Aktora w Skolimowie k. Warszawy opowieść o grupie sędziwych już artystów, którzy po latach odsunięcia od pracy zawodowej pragną zagrać raz jeszcze - być może swoje ostatnie duże role.
"W tej historii jest coś pięknego i wielkiego - ci ludzie, ich zryw, nadzieja, że zawsze można zrobić coś jeszcze" - oceniła Danuta Szaflarska na poniedziałkowej konferencji prasowej zorganizowanej w Skolimowie.
Oprócz Szaflarskiej, Kwiatkowskiej i Tyszkiewicz, w "Jeszcze nie wieczór" zagrali m.in. Jan Nowicki, Roman Kłosowski, ks. Kazimierz Orzechowski, Ewa Krasnodębska, Teresa Szmigielówna, Nina Andrycz, Lech Gwit, Witold Gruca, Stefan Burczyk oraz dwóch aktorów nieżyjących, którzy wystąpili w filmie Bławuta, ale nie doczekali już jego premiery - Wieńczysław Gliński (zmarł w lipcu 2008 r. w Warszawie) i Fabian Kiebicz (zmarł w marcu 2008 r. w Skolimowie). Młode pokolenie reprezentowali z kolei Sonia Bohosiewicz i Antoni Pawlicki.
Spora część obsady to mieszkańcy skolimowskiego Domu Aktora. "Tym artystom, którzy byli od jakiegoś czasu odsunięci od pracy, film ten dał szczególnie dużo radości i szczęścia" - podkreśliła Szaflarska. "Witek Gruca poruszał się już z balkonikiem, ale jednak wystąpił. Bo ten film był dla niego niesłychanie ważny" - powiedziała.
Bohaterowie filmu, sławni artyści dawno już nie występujący na scenie, wiodą ustabilizowane życie. Do czasu, gdy w Skolimowie pojawia się nowy mieszkaniec, aktor Jerzy - niespokojny duch,
będący w jesieni życia, lecz wciąż obdarzony niezwykłą energią.
Jerzy postanawia "rozruszać" towarzystwo. Po tym, jak pewnego dnia spotyka podczas spaceru wielkiego czarnego pudla o imieniu Mefisto, na myśl przychodzi mu "Faust" Goethego. Zainspirowany spotkaniem, Jerzy namawia sędziwych mieszkańców Domu Aktora do wspólnego wystawienia "Fausta" na bardzo nietypowej scenie.
Jerzego zagrał Jan Nowicki, który za tę rolę otrzymał nagrodę dla najlepszego aktora na ubiegłorocznym festiwalu w Gdyni.
Na poniedziałkowej konferencji Nowicki ocenił, że obecnie "jesteśmy świadkami impasu w polskim aktorstwie, szerzenia się kompletnej amatorszczyzny i zupełnej szmiry". Tymczasem, jak powiedział, gra z kolegami z planu "Jeszcze nie wieczór" przyniosła mu wielką przyjemność.
"Widziałem ludzi, na których pięknie układa się światło, którzy mają godność oraz wspaniałe fundamenty" - powiedział Nowicki. "Oby żyli jak najdłużej, bo dają widzom możliwość oglądania prawdziwej sztuki aktorskiej. Patrząc natomiast na twarze zalewające naszą telewizję, można zobaczyć, jak kolosalna jest to różnica" - dodał.
Reżyser Jacek Bławut powiedział z kolei, że słowo "starość" niekiedy odstrasza. "W mediach starość jest często zamiatana pod dywan. Tymczasem to piękny okres w życiu" - uważa Bławut. "Ten film jest według mnie bardzo radosny, mnóstwo w nim humoru" - powiedział o "Jeszcze nie wieczór".
Najmłodszy w obsadzie, 25-letni Antoni Pawlicki przyznał na konferencji, że gra w towarzystwie tak znakomitych starszych aktorów była dla niego "prawdziwą lekcją życia". O swoich kolegach z planu powiedział: "To ludzie obdarzeni niesamowitym poczuciem humoru oraz dystansem do życia. Takim dystansem, którego młodsi aktorzy, napaleni na pracę, nie mają. Nikt mnie na planie nie pouczał. Byłem akceptowany. Czułem się fantastycznie".
"Ten film był świętem w naszym domu. Przyniósł nam wszystkim mnóstwo radości. Aktorzy znów mogli być w kadrze. Bardzo czekaliśmy na tę premierę" - podkreśliła na zakończenie konferencji dyrektor Domu Aktora w Skolimowie Grażyna Grałek.