Krzysztof Krauze: Prawdziwe historie
"Gry uliczne", "Dług", "Mój Nikifor", "Plac Zbawiciela" - każdy film Krzysztofa Krauzego nie tylko zdobywał prestiżowe wyróżnienia, lecz także prowokował ważną społeczną debatę. Dziś, w wigilię, dotarła do nas informacja o śmierci reżysera.
Krauze zaczynał przygodę z kinem od realizacji dokumentów. Krótkometrażowa "Deklinacja" (1979) została wyróżniona Brązowym Lajkonikiem na festiwalu w Krakowie, a "Robactwo" (1983) otrzymało nagrodę na festiwalu Młode Kino w Gdańsku.
Reżyserował spektakle telewizyjne, klipy, a także serial "Wielkie rzeczy" (Nagroda Stowarzyszenia Filmowców Polskich FPFF w Gdyni, w roku 2000). Był też autorem filmów reklamowych nagradzanych na Festiwalu Filmów Reklamowych w Krakowie.
Nie wszyscy to wiedzą, ale twórca "Długu" i "Mojego Nikifora" ukończył wydział operatorski łódzkiej filmówki.
"Kiedyś debiut to było wspinanie się do nieba po wysokiej Jakubowej drabinie, bardzo niepewnie stojącej na ziemi. Moja droga była jeszcze trudniejsza, bo kończyłem wydział operatorski. Zrobiłem dyplom w Se-Ma-Forze jako operator i reżyser, jednocześnie, 10-minutowego filmu 'Symetrie'. Byłem operatorem w kilku własnych filmach. Odmówiłem szwenkowania Sławkowi Idziakowi, to ostatecznie przesądziło. Byłem zdany tylko na siebie" - zwierzył się Krauze w jednym z wywiadów.
Jeden z jego głośniejszych dokumentów - "Jest" - opowiadał o pielgrzymce mieszkańców całej wsi na Jasną Górę, na spotkanie z papieżem.
"Robiliśmy ten film trochę ukrytą kamerą. Materiałów poszukiwała SB, potem były jakieś przesłuchania, mnie nawet pękło płuco ze stresu w oczekiwaniu na taką rozmowę. I to był udany film. Byłem wtedy młody i pomyślałem, że film się udał, bo ja jestem taki udany. A film się udał, bo opowiadał o bardzo udanych, ciekawych ludziach. Ale ja tego nie zauważyłem, poniosła mnie pycha" - przyznawał samokrytycznie po latach reżyser.
Jego fabularny debiut "Nowy Jork, czwarta rano" (1988) zrealizowany został w zespole "Tor" pod artystyczna opieką Krzysztofa Kieślowskiego. Akcja obrazu rozgrywa się w prowincjonalnym miasteczku, którego mieszkańcy - bufetowa Agnieszka (Anna Wojton) i młody chłopak (Janusz Józefowicz) - marzą o wyjeździe do mitycznej Ameryki. "Film się nie udał. Ale to było oczywiście fantastyczne, robić film fabularny! Póki nie usłyszałem, co o nim myśli publiczność" - przyznawał Krauze.
Reżyser doświadczył na własnej skórze, co to znaczy głos ludu: "Jechałem taksówką niedługo po premierze i zapytałem taksówkarza, czy widział film "Nowy Jork, czwarta rano". Do dziś pamiętam ten zakręt koło Stadionu Dziesięciolecia i moment, kiedy taksówkarz, nie odrywając wzroku od drogi, powiedział: - Panie, szwagier był na tym w kinie i mówił, że takiego gówna nigdy w życiu nie widział! No i już nigdy nikogo nie zapytałem, jak mój film mu się podoba" - śmiał się po latach.
Na kolejną fabułę Krauzego - "Gry uliczne" - musieliśmy czekać aż 8 lat. Bohaterami opartego na faktach obrazu byli dwaj przyjaciele: dziennikarz Janek Rosa (Redbad Klijnstra) i operator Witek (Robert Gonera), którzy współpracują robiąc robią ostre, gorące reportaże dla pewnej prywatnej telewizji. Są profesjonalni, odważni - rozpracowują siatkę handlarzy semteksem, materiałem wybuchowym używanym przez terrorystów. Pewnego dnia ktoś podrzuca Jankowi kasetę wideo. To swoisty donos: ukrywający się w cieniu mężczyzna oskarża znanego polityka - senatora Makowskiego (Andrzej Precigs) - o to, że w 1977 roku był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie "Katman" i ponosi odpowiedzialność za śmierć swego przyjaciela Stanisława Pyjasa, studenta Uniwersytetu Jagiellońskiego, działacza opozycji. Dla chłopców śmierć Pyjasa - prawdopodobnie zamordowanego przez SB - to archeologia. Dopiero arogancja Makowskiego prowokuje ich do działania.
Główną rolę w "Grach ulicznych" zagrał Redbad Klijnstra - absolwent warszawskiej PWST, wywodzący się z polsko-holenderskiej rodziny. Młody aktor prawie dwadzieścia lat spędził w Amsterdamie i nie obciążała go żadna wiedza o życiu w PRL-u. Zdobywał ją razem ze swym filmowym bohaterem. W postać jego przyjaciela, operatora Witka, wcielił się Robert Gonera, który błysnął wcześniej w poruszającej "Samowolce" Feliksa Falka.
W niewielkiej roli w 'Grach ulicznych" zobaczyliśmy również Mariana Dziędziela, który zagrał byłego esbeka Kunę. To właśnie w filmie Krauzego aktora zauważył Wojciech Smarzowski, który realizował making of "Gier ulicznych". Przyszły twórca "Drogówki" przyznał po latach, że gdyby nie film Krauzego, nie byłoby ani Wojnara, ani Dziabasa - kluczowych postaci "Wesela" i Domu złego", które zagrał właśnie Dziędziel.
Premierze "Gier ulicznych" towarzyszyły skrajnie odmienne recenzje. Jedni widzieli w nim niekonsekwentną, wtórną i aktorsko nieudaną próbę spożytkowania polityki w kinie. Inni zaś nie zawahali się ochrzcić "Gier..." jednym z ciekawszych filmów o polskiej współczesności. Zarzutom o kolejne powielanie wzorców amerykańskiego kina akcji towarzyszyły głosy o tym, że film "mówi kawał prawdy", przejmująco ukazuje rosnący dystans między dawnymi opozycjonistami a nowym pokoleniem, wreszcie dokumentuje zadziwiającą zgodność i zrozumienie panujące bez względu na wiek w "obozie morderców" i ich sojuszników - czytamy na stronie Internetowej Bazy Filmu Polskiego.
Najgłośniejszym obrazem w filmografii Krzysztofa Krauzego był jednak "Dług" - zrealizowana w 1999 roku historia, która ponownie bazowała na prawdziwych zdarzeniach. Chodziło o głośną sprawę, której bohaterami byli dwaj młodzi biznesmeni (w ich rolach Robert Gonera i Jacek Borcuch) skazani za zabójstwo gangsterów, domagających się zwrotu wyimaginowanego długu.
"Kiedy Jerzy Morawski na łamach 'Życia' opublikował reportaż odtwarzający przebieg wydarzeń, zareagował profesor Lech Falandysz, poruszony drastycznością wyroku. Ja również byłem poruszony: jak dochodzi do sytuacji, że młodzi mężczyźni z inteligenckich domów, bez patologicznych obciążeń, o wysokim ilorazie inteligencji, nieoczekiwanie dla samych siebie decydują się zabić? Co doprowadza ich do tego, by zaprzepaścić te wartości, w duchu których zostali wychowani?" - przypominał Krzysztof Krauze o okolicznościach zainteresowania się głośnym tematem.
"Dług" do dziś jest uważany za jeden z najważniejszych polskich obrazów ostatniej dekady XX wieku. W Gdyni, oprócz Grand Prix, film otrzymał nagrodę za reżyserię, muzykę, pierwszoplanową rolę męską dla Andrzeja Chyry i nagrodę dziennikarzy.
Krauze przyznał, że spędził wiele godzin rozmawiając w więzieniu ze skazanymi biznesmenami. "Stanąłem wobec wątpliwości natury moralnej. Po pierwsze, byli to normalni chłopcy, z którymi niemal mógłbym się zaprzyjaźnić: mieszkali mniej więcej tam, gdzie ja, chodziliśmy w te same miejsca, okazało się, że nawet mamy wspólnych znajomych. Sam przeżyłem kilka sytuacji lękowych i wiem, co to znaczy bać się. Doskonale ich rozumiałem, czułem, że sam mógłbym się znaleźć w podobnej sytuacji. Ale w swojej opowieści doszli do momentu zbrodni. Zrozumiałem wtedy, że w moim filmie to brutalne morderstwo musi pozostać, musi brzmieć mocnym dysonansem. Inaczej zbyt łatwo można by tych ludzi rozgrzeszyć, a film taki jak 'Dług' nie może iść na kompromisy: widz powinien stanąć przed takim samym trudnym wyborem jak jego bohaterowie" - wyjaśniał Krauze, dla którego "Dług" był początkiem współpracy z Joanną Kos, przyszłą żoną, będącą współautorką jego kolejnych obrazów.
"Po 'Długu' miałem poczucie, że pora znaleźć nową perspektywę spojrzenia na świat - przejść na słoneczną stronę ulicy" - reżyser tłumaczył przy okazji premiery swego kolejnego obrazu.
Następny film Krauzego "Mój Nikifor" (2004), okazał się najczęściej nagradzaną za granica polską produkcją ostatnich lat. Oparta na autentycznych wydarzeniach historia ośmiu ostatnich lat życia krynickiego malarza, zaliczanego do piątki najwybitniejszych prymitywistów świata, była popisem jednego aktora. A właściwie aktorki...
Krauze przypomina sobie, że Krystynę Feldman spotkał w... Krynicy, gdzie aktorka przebywała akurat na planie filmu "Boże skrawki" Jurka Bogajewicza: "Krysia 'odziedziczyła' po Nikiforze nie tylko posturę i gesty. Podobieństwo fizyczne przełożyło się na podobieństwo mentalne. Krysia ma bowiem własną, bardzo konsekwentną wizję ludzi i świata, skrystalizowaną hierarchię wartości - jest bezkompromisowa i skromna. Później dowiedzieliśmy się, że żyje też trochę jak Nikifor: nie ma pralki, lodówki. Ma tylko to, co jest niezbędnie potrzebne do życia. A wymagania ma znacznie mniejsze niż każdy z nas. Krysia, może to najważniejsze, jak Nikifor, jest głęboko wierząca." - opowiadał twórca filmu.
Dodawał, że charakteryzacja aktorki trwała każdego ranka przeciętnie półtorej godziny - od zarostu, włosów w uszach, po układanie fryzury. "Zmiana rzeczywiście była tak niewiarygodna, że po rozcharakteryzowaniu jeszcze przez kilkanaście minut myśleliśmy o Krysi jak o Nikiforze" - wspominał Krauze.
"Mój Nikifor" triumfował na festiwalu w Gdyni, gdzie zdobył 3 statuetki (rola Krystyny Feldman, montaż i kostiumy), uhonorowany został również pięcioma Orłami (rola Krystyny Feldman, zdjęcia, scenografia, montaż i dźwięk), jednak największy sukces obraz Krauzego święcił na prestiżowym festiwalu w Karlowych Warach, gdzie nagrodzony został Kryształowym Globem za reżyserię. Jury doceniło również kreację Krystyny Feldman.
Najbardziej znanym - po "Długu" - filmem Krzysztofa Krauzego był "Plac Zbawiciela" (2006) - laureat Złotych Lwów na festiwalu w Gdyni, kolejna "prawdziwa historia" w filmografii twórcy.
Młode małżeństwo z dwójką dzieci (Jowita Budnik i Arkadiusz Janiczek) ma wkrótce odebrać klucze do własnego mieszkania. Ponieważ przeznaczyli na to wszystkie pieniądze, muszą oszczędzać. Rezygnują z samodzielności i wynajmowanego mieszkania, przenosząc się do matki chłopaka (Ewa Wencel). Dramat rozpoczyna się, gdy wychodzi na jaw, że developer zbankrutował. Teraz młodzi nie tylko stracili wszystkie pieniądze, nie mają szans na własne mieszkanie, ale popadają w kolosalne długi.
"Nasi bohaterowie stopniowo pogrążają się w chorobę cynizmu i okrucieństwa, z każdym dniem coraz bardziej oswojonego; nienawiści, która staje się normą. Klęska jednej rodziny staje się klęską wspólną, za którą wszyscy bierzemy w jakimś sensie odpowiedzialność. Jest jakieś wyjście z matni? Przebaczenie. Dzięki przebaczeniu tej trójce udało się w końcu podnieść" - wyjaśniał reżyser.
Krytycy zwracali uwagę na niezwykły sposób pracy Krauzego z aktorami, którzy stworzyli w "Placu Zbawiciela" kreacje życia.
"Twórcy traktowali film jako rodzaj eksperymentu psychoterapeutycznego. Pisanie scenariusza poprzedziły długie i niestandardowe przygotowania. Chodziło o to, aby każdy członek zespołu, również sami Krauzowie, a także do pewnego stopnia operator, skonfrontowali się z własnymi destrukcyjnymi emocjami, aby każda kwestia wypowiedziana w filmie została zaświadczona prywatnym życiem ekipy" - notowała Kazimiera Szczuka w tekście "'Plac Zbawiciela', czyli kobieta jako parias".
Potwierdził to sam Krauze, przyznając się w jednym z wywiadów do duchowego pokrewieństwa ze swym bohaterem. "Zawsze miałem problem z moją matką [aktorka Krystyna Karkowska - przyp.red]. Pochodzę z rozbitej rodziny, sam właśnie byłem w takim położeniu jak główny bohater filmu" - stwierdził Krauze.
W 2013 roku na ekrany trafił nowy film Krzysztofa Krauzego."Papusza" to oparta na faktach dramatyczna historia pierwszej romskiej, cygańskiej poetki, kobiety świadomej swojego autorskiego głosu. Pierwszej, która zapisała swoje wiersze, oraz pierwszej tłumaczonej na polski i wydanej w oficjalnym obiegu - dzięki zachwytowi i staraniom samego Tuwima. Wiersze Papuszy trwale wzbogaciły polską kulturę o wgląd w cygańską "duszę" - czytamy w opisie filmu.
Polską kulturę trwale wzbogaciły też filmy Krauzego - dodajmy od siebie w tym smutnym dniu.
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!