Krzysztof Kolberger: O śmierci pogodnie myślę
Jego głos pamiętają wszyscy. Grał w filmach, teatrze, telewizji, reżyserował. Krzysztof Kolberger pracował do końca, mimo ciężkiej choroby, z którą walczył 20 lat. Gdyby żył, miałby dzisiaj 65 lat.
- Czy żartuję ze śmierci? Nie tyle żartuję, bo to nie jest temat do żartów, ale pogodnie o niej myślę - powiedział w jednym z wywiadów aktor.
Krzysztof Kolberger zmarł 7 stycznia 2011 roku, po 20 latach zmagania się z ciężką chorobą nowotworową. Urodził się w Gdańsku 13 sierpnia 1950 roku. Gdyby żył, 13 sierpnia 2015 roku obchodziłby 65. urodziny.
- Grając odsłaniam zakamarki własnej psychiki, w każdej postaci jest cząstka mnie samego - przyznawał. Miał niezwykły głos, niezapomniane były recytacje poezji w jego wykonaniu. - Staram się z wierszami robić tak, by słuchacz miał wrażenie, że mówię do niego, niemalże na ucho - zdradzał sekrety interpretacji.
Studiował w warszawskiej PWST, którą ukończył w 1972 roku. W tym samym roku zadebiutował w Teatrze Śląskim w Katowicach. Już w 1974 roku otrzymał pierwsze znaczące wyróżnienie - Nagrodę Rektora PWST w Warszawie, przyznawaną absolwentom za twórcze osiągnięcia w pierwszych dwóch latach pracy w teatrze. W latach 1973-82 i 1999-2004 Krzysztof Kolberger był aktorem Teatru Narodowego w Warszawie. Występował też w stołecznym Teatrze Współczesnym i Teatrze Ateneum.
W kinie zadebiutował w 1975 roku rolą w Mazepie. Zagrał w 24 serialach i 69 filmach. W 1998 roku podczas II Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach aktor odcisnął dłoń na Promenadzie Gwiazd. W 2006 roku został Mistrzem Mowy Polskiej, w 2007 roku otrzymał Specjalnego "SuperWiktora".
Krzysztofa Kolbergera pamiętamy z takich filmów, jak "Kontrakt" Krzysztofa Zanussiego, "Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny" Janusza Majewskiego, "Jeśli się odnajdziemy" Romana Załuskiego, "Na straży swej stać będę" Kazimierza Kutza, "Dziewczęta z Nowolipek" Barbary Sass, "Dwa księżyce" Andrzeja Barańskiego. Wystąpił również w głośnych spektaklach Teatru Telewizji: "Lucy Crown", "Romeo i Julia", "Popiół i diament", "Don Carlos", "Kobieta zawiedziona" a także z serialach "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy", "Rzeka kłamstwa", "Modrzejewska" i "Ekstradycja".
Jego droga artystyczna nie była prosta. Warunki zewnętrzne przez lata predestynowały go do ról amantów, zarówno w teatrze, jak i w kinie: Romeo, Don Carlos, Konrad, Maciek Chełmicki w telewizyjnej wersji "Popiołu i diamentu". Reżyserzy zazwyczaj widzieli w nim romantyka, ale aktor potrafił dokonywać wyborów, które przełamywały ten schemat. - Coraz częściej gram postacie charakterystyczne. Na ogół poważnych facetów, choć niekoniecznie sympatycznych - przyznawał pod koniec życia z satysfakcją, mając ma myśli role m.in. w "Bez litości" i "Sforze".
W ostatnich rolach kinowych najczęściej obsadzany był jako ksiądz. W takim charakterze pojawił się w: "Katyniu" (2007) Andrzeja Wajdy, "Mniejszym złu" (2009) Janusza Morgensterna oraz obrazie "Popiełuszko. Wolność jest w nas" (2009) Rafała Wieczyńskiego. Ostatnim filmem Kolbergera była "Moja krew" (2009) Marcina Wrony.
O nowotworze Krzysztof Kolberger dowiedział się w 1991 roku. Nie potraktował go jak wyroku i nie epatował cierpieniem. Z jego inicjatywy powstało Stowarzyszenie Chorych na Raka Nerki.
- Jeśli mówię publicznie o chorobie, niech to służy innym chorym, by nabrali poczucia, że potrafią żyć z chorobą określoną jako nieuleczalna - tłumaczył. - Mam świadomość, że odejście może być szybsze, niż bym pewnie chciał, ale nie myśl o tym w każdej chwili. Trzeba żyć pełnią życia, cenić każdy darowany dzień, bo nawet dla tego jednego dnia warto walczyć.
On walczył dzielnie przez 20 lat. Przegrał 7 stycznia 2011 roku.
- Walczył w sposób heroiczny, ale cichy. To nie było w charakterze Krzysztofa, żeby epatować kogokolwiek swoją chorobą. Zrobił to dyskretnie. Jego pojedynek ze śmiercią był pojedynkiem bardzo kameralnym - powiedział po śmierci aktora Jan Englert.