Kristen Stewart jako Jean Seberg
Nie ucieka od kasowych produkcji - w październiku pojawi się w "Aniołkach Charliego" - jednak Kristen Stewart w swoim aktorskim dorobku ceni różnorodność, dlatego występuje też w "Seberg", thrillerze politycznym zaprezentowanym na festiwalu w Wenecji.
Jak oceniają dziennikarze, film "Seberg" to jeden z najodważniejszych aktorskich wyborów jakiego dokonała Stewart. Jak sama przyznaje w rozmowie z "Deadline", jest świadoma swojego zasięgu i wpływu jako gwiazda. "Wszystko, co robię, każda rozmowa, sposób, w jaki głosuję, projekty... niemożliwe byłoby pójście spać bez bycia naprawdę przejrzystym, otwartym i uczciwym w tych czasach" - przyznaje.
W swoim najnowszym filmie Stewart wciela się w postać Jean Seberg, amerykańskiej aktorki, muzy filmowej nowej fali, która spędziła połowę swojego życia we Francji. Jej śmierć do dziś pozostaje nierozstrzygniętą tajemnicą - ostatni, czwarty mąż aktorki, pisarz Romain Gary oskarżał FBI o upozorowanie samobójstwa Seberg.
Zapytana o to, czy w swojej pracy coraz bliżej jej do europejskiej wrażliwości, Stewart przyznaje, że to naturalny kierunek rozwoju. "Cóż, zaczęłam grać, kiedy byłam bardzo młoda i zdecydowanie nie dostawałam żadnych komercyjnych prac. Jako małe dziecko, pierwsze przesłuchania, w których bierzesz udział, to projekty komercyjne - seriale, reklamy. Ja zostałam wyrzucona z każdego przesłuchania do roli "uroczej dziewczynki", w jakim kiedykolwiek wzięłam udział. W tamtym czasie, co zrozumiałe, nie byłam świadoma tego, jaki kierunek chcę obrać. Ale to również miało sens. Zawsze byłam dość poważnym i poukładanym dzieckiem. Nie bałam się opowiadać historii, z którymi trzeba się konfrontować, byłam nimi bardziej zainteresowana" - przyznaje w rozmowie z "Deadline".
Przyznaje również, że bardzo ważna była dla niej praca z Jodie Foster. "W pewnym sensie konsekwentnie wykorzystywałam ją jako przykład czegoś, do czego dążyłam. Praca z Foster była jak zbieg okoliczności, który na szczęście umieścił mnie w kilku właściwych miejscach" - zauważyła.
Bohaterkę najnowszego filmu, w którym gra, znała jedynie z "Do utraty tchu". "Zawsze uważałam ją za postać kultową w jakimś sensie. Przeczytałam scenariusz i byłam naprawdę zszokowana, nie miałam pojęcia o historii jej tragicznego końca. Byłam zainteresowana złożonością jej życia, wcześniej miałam jedynie pewne wyobrażenie na jej temat" - zdradza.
Z rozbawieniem przyznaje, że dziwi ją, że wciąż jest dość mocno zakorzeniona w czasach pracy na planie "Zmierzchu". "Choć minęło dużo czasu, pamiętam jakby to było wczoraj, a jednocześnie mam wrażenie, że to inne życie. To zabawne, że wciąż, konsekwentnie jest podstawą tego, kim jestem w sensie kulturowym, artystycznym" - przyznaje.