Kosmos Andrzeja Żuławskiego
Dlaczego autorzy książki "Żuławski. Przewodnik Krytyki Politycznej" wywiad-rzekę z polskim reżyserem trafnie zapowiadają jako podróż w "kosmos Andrzeja Żuławskiego"? Bo zabierają nas w kulturowo międzygalaktyczną wyprawę.
Piotrowi Kletowskiemu i Piotrowi Mareckiemu udała się rzecz niebywała - powtórzyli w zasadzie słynny wywiad-rzekę Francoisa Truffauta z Alfredem Hitchcockiem "Kino według Hitchcocka" (podobieństwo dostrzeżemy już w sposobie sporządzenia spisu treści). Prominentny francuski krytyk i reżyser odbył z "mistrzem suspensu" szereg pogłębionych rozmów, które złożyły się na chronologiczną filmoznawczą analizę całej twórczości reżysera "Ptaków".
Cel, który przyświecał autorom przewodnika po "kosmosie Żuławskiego" był - zdaje się - ten sam. O ile jednak Truffaut starał się w swej dziennikarskiej pracy wykazać, że Hitchcock to nie tylko sprawny i błyskotliwy rzemieślnik - bo tak postrzegano wtedy jego kino - tylko filmowy autor pełną gębą, o tyle celem duetu Kletowski-Marecki jest po prostu zrozumienie uniwersum Andrzeja Żuławskiego (a że Hitchcockowski termin McGuffin przewija się przez cały "Przewodnik...", traktuję jako zabawny zbieg okoliczności).
Zaniedbaniem polskiej literatury filmoznawczej jest bowiem całkowita ignorancja twórczości tego najbardziej wpływowego i równocześnie niedocenianego polskiego filmowca. Nie licząc bardzo starego monograficznego numeru "Filmu na Świecie", poświęconego w całości reżyserowi "Trzeciej części nocy", polski czytelnik otrzymał dotychczas tylko jedną książeczkę analizującą jego twórczość, w dodatku przygotowaną przez... Włochów ("Opętanie. Ekstremalne kino i pisarstwo Andrzeja Żuławskiego, Warszawa 2004).
"Przewodnik po Żuławskim" (Wydawnictwo Krytyki Politycznej) jest więc bardzo spóźnioną pionierską książką. Po pierwsze jako pierwsza systematycznie i fachowo analizuje fenomen twórczości Andrzeja Żuławskiego, po drugie - jest właściwie jedyną monografią polskiego reżysera, korzystającą ze wzorca "Truffaut/Hitchcock" (polska krytyka literacka zna takie przypadki, np. "Pół wieku czyśćca", czyli wywiad-rzeka Stanisława Beresia z Tadeuszem Konwickim).
Rozmowy z Andrzejem Żuławskim czyta się jednym tchem; to rodzaj lektury kongenialnie współgrający z językowym znaczeniem "wywiadu-rzeki"- przez kosmos Żuławskiego, mimo rwącego nurtu książkowej konwersacji, praktycznie się przepływa. To książka pasjonująca nie tylko ze względu na czysto filmową bądź literacką autorefleksję (nie zapominajmy, że Żuławski nakręcił "tylko" 14 filmów, pisząc "aż" 24 powieści - z dominującego w "Przewodniku" kina przepytuje go głównie Kletowski, Marecki odpowiada w wywiadzie za literaturę).
Przy okazji Żuławski dostarcza nam jednak mnóstwa anegdot, składających się na barwny kalejdoskop życia artystycznego Polsce i na Zachodzie ostatnich 50 lat. A że używa przy tym dosadnego języka i opowiada o ludziach znanych, historyjki te nabierają dodatkowych rumieńców (ile tu jest niepoprawnie politycznych i głęboko prawdziwych rzeczy o Wajdzie, jak przyznają nieco na wyrost autorzy - drugim bohaterze tej książki! "Żuławski" jest jakby cały w opozycji do tego, czym jest "Wajda").
Nawet dość dobrze zorientowani w biografii twórcy "Szamanki" odkryją tu niezłe perełki ("Tadzio Konwicki, większość książek które przeczytał z literatury światowej, przeczytał dlatego, że myśmy się przyjaźnili i ja mu je podsuwałem: Jak to kurwa żeś nie przeczytał Ulissesa? To jest niemożliwe") a spektrum wybitnych osobistości, z którymi przyjaźnił się, lub pracował bohater książki przyprawia o zawrót głowy.
Będąc genialnym gawędziarzem i plotkarzem jest Żuławski w "Przewodniku" osobą niezwykle kontrowersyjną, lecz równocześnie w wysokim stopniu szczerą. Kiedy bez litości pastwi się nad filmami Zanussiego, dodaje, że może sobie na to pozwolić, bo wszystko co mówi w tej książce, powiedział już "Krzysiowi" dawno temu, rozumiemy, że tu nie chodzi o osobiste animozje, tylko o sztukę. W tej materii Żuławski jest bowiem niesłychanie wymagający i bezwzględny. Dostrzeżemy to bez trudu w językowym rygoryzmie artysty, torpedującym wiele pytań precyzującymi lingwistycznie uwagami lub gdy bez przerwy ujmująco drażni się z religijnością Kletowskiego. ("Proszę nie używać katolickiej terminologii. Co to znaczy egzorcyzmuje? Nie rozumiem tego").
Co jest jednak najciekawsze w "Przewodniku...", oczywiście poza Żuławskiego refleksją na temat swojej twórczości, swojej filozofii, swojego świata, wreszcie Polski, to wzbudzane przez rozmówców artysty jego własne zaskoczenie. Kiedy Kletowski sugeruje Żuławskiemu powinowactwo "Narwanej miłości" z filmami Sama Peckinpaha, bohater książki odpowiada "A wie pan, że to mi nie przyszło do głowy? Muszę się bardzo poważnie nad tym zastanowić, serio", lub gdy w rozmowie z Mareckim Żuławski-pisarz chwali intuicję swego rozmówcy, który sugeruje, że literacka i filmowa twórczość artysty jest z natury rzeczy... serialowa.
"Pomyślałem o tym dopiero rozmawiając z wami. To są rzeczy nieświadome i nagle człowiek zmuszony jest do tego, żeby sprecyzować coś, co sam sobie uświadamia. Czasami naprawdę warto rozmawiać". No bo czy podejrzewalibyśmy kiedykolwiek Żuławskiego o takie wyznanie: "Ja się więcej dowiedziałem z M jak miłość niż z jakiegokolwiek polskiego filmu zrobionego w tym okresie"?
Jedyna rzecz, która przeszkadza mi w lekturze "Przewodnika..." to redakcyjna strategia (konieczność? przymus? od czasu przeprowadzenia rozmowy do daty premiery książki minęły niecałe dwa miesiące) pozostawienia składni nagranego materiału. Brak jej "literackiego" uporządkowania może i współgra z dygresyjnym, zawiłym sposobem, w jaki snuje swe opowieści Żuławski, ale jednak nie ze słuchowiskiem radiowym mamy do czynienia, tylko z książką. Książką na tyle udaną, że przeczytać ją może, a nawet powinien, nie tylko filmoznawca, czy miłośnik twórczości Żuławskiego, lecz każdy, kto choć w minimalnym stopniu interesuje się kulturą.
Tomasz Bielenia