Reklama

Kontrowersyjny reżyser nie znosił krytyków. Spotkał się z nimi na ringu bokserskim

Przez lata uważano, że na podstawie gier wideo nie można nakręcić udanego filmu. Niestety, twórcy często bardzo starali się, żeby ten mit nie umarł. Przyczynił się do tego między innymi pewien niemiecki reżyser, który dyskusję z krytykami postanowił prowadzić na ringu bokserskim. Oto najmniej udane adaptacje gier wideo w historii.

"Super Mario Bros."

Nie ma chyba osoby, która nie miała styczności z wesołymi przygodami braci Mario. Duet wąsaczy przemierzał kolejne kolorowe krainy, by uratować porwaną przez smoka księżniczkę Peach. Hydraulik z czerwoną czapką stał się jedną z pierwszych ikon elektronicznej rozrywki — nie dziwi więc, że bardzo szybko pojawiły się plany przeniesienia jego przygód na duży ekran. Plany były ambitne, a do roli Mario w pewnym momencie przymierzano nawet Toma Hanksa.

Niestety, końcowy efekt był, delikatnie ujmując, rozczarowujący. Kolorowe królestwa z gier stały się mrocznym i odpychającym futurystycznym miastem, gamoniowaty smok Bowser biznesmenem o aparycji Dennisa Hoppera, a typowe dla serii gier grzybki potraktowano tutaj z niepokojącą dosłownością. Z kolei ciągłe zmiany koncepcji oraz osób odpowiedzialnych za realizację udzieliły się ekipie pracującej na planie. Wcielający się w braci Mario Bob Hoskins i John Leguizamo tak bardzo nie znosili swych ról, że dni zdjęciowe często kończyli kompletnie pijani. "Super Mario Bros." (1993, reż. Annabel Jankel, Rocky Morton) okazał się porażką artystyczną i frekwencyjną. Niemniej po latach dorobił się sporej grupy fanów.

Reklama

"Najgorsza rzecz, którą nakręciłem? 'Bracia Super Mario'" - mówił Hoskins w wywiadzie dla Guardiana z 2007 roku. "To był [...] koszmar. Całe to doświadczenie było koszmarne. Reżyserowało małżeństwo, którego arogancję ktoś wziął za talent. Po kilku tygodniach ich własny agent kazał im spadać z planu zdjęciowego".

"Max Payne"

"Maxa Payne'a" (2008, reż. John Moore) był adaptacją kultowej strzelaniny TPP. Gra zrobiła w swoim czasie sporo szumu z racji użycia w niej spopularyzowanego przez "Matrixa" efektu bullet time. Przy okazji nawiązywała także do szeregu dzieł popkultury — od filmów Johna Woo do kina neo-noir. 

Co zostało z tego wszystkiego w adaptacji "Maxa Payne'a"? Prawie nic. W wywiadach przed premierą Mark Wahlberg zapewniał, że to jedna z najmroczniejszych kreacji w jego karierze. Rzeczywiście, przez cały czas biega po ekranie ze zbolałą miną. Otrzymał za to zasłużoną nominację do Złotej Maliny. Poza tym dostaliśmy przerabianą ze sto razy fabułę o zemście, pozbawione jakiejkolwiek inwencji, nużące strzelaniny oraz niespełnione obietnice. Film ma tylko jedną zaletę — jest krótki.

"Assassin's Creed"

"Assassin’s Creed" (2016, reż. Justin Kurzel) nie ma nawet tej jednej zalety "Maxa Payne'a" - zdaje się ciągnąć bez końca. Nic dziwnego, skoro podróże w przeszłość i skakanie po dachach — z którego słynęła gra — zostały w filmie ograniczone do minimum. Zamiast tego twórcy skupili się na wytłumaczeniu działania technologii wymyślonej na potrzeby serii, historii postaci, niezręcznych scenach dialogowych kręconych wśród sterylnie białej scenografii — na wszystkim, tylko nie na tym, co w cyklu najlepsze. 

Swe najgorsze role w karierze grają aktorzy, którzy mieli nieszczęście wystąpić w tej produkcji. "Assassin's Creed" było zwieńczeniem niefortunnych decyzji Michaela Fassbendera. Jeremy Irons jest tak bardzo niezaangażowany, że budzi niemal podziw. Niestety, najgorszy występ zalicza Marion Cotillard, która po raz kolejny udowodniła, że nie czuje się najlepiej w kinie wysokobudżetowym.

Twórcy planowali, że "Assassin's Creed" będzie początkiem serii. Jednak po negatywnej recepcji filmu jego dwa sequele zostały anulowane. 

"Mortal Kombat: Unicestwienie"

Oglądając "Mortal Kombat: Unicestwienie" (1997, reż. John R. Leonetti), ma się wrażenie, że obie części adaptacji popularnej bijatyki miały wspólny budżet, który został prawie całkowicie wyczerpany podczas prac nad pierwszą z nich w 1995 roku. Większość oryginalnej obsady została więc wymieniona (w tym Christopher Lambert, chlip), a jakość każdego elementu dzieła spadła o pięć klas. Kostiumy wyglądają jak średnio udane cosplay'e (maska Baraki do dziś nawiedza niektórych nieszczęśników w koszmarach), efekty wyglądają na zabawy kilkulatka z pierwszymi programami graficznymi. 

Trudno wybrać najbardziej żenujący moment: aktorskie próby Briana Thompsona (pamiętny Nocny Rzeźnik z "Kobry" gra tutaj głównego antagonistę), transformacja Liu Kanga w smoka, ostatnie chwile Johnnyego Cage'a, wejście Sindel... Za dużo złego, za mało miejsca, by wypisać nawet połowę. "Unicestwienie" zabiło filmową serię na ponad ćwierć wieku. 

Uwe Boll i całokształt jego twórczości

Nie mogło zabraknąć tutaj dokonań jednej osoby. Uwe Boll to niesławny reżyser, który z kręcenia tanich i niezbyt udanych adaptacji gier stworzył całkiem udany model biznesowy. Trudno wybrać jego najgorsze dokonanie. Może "Bloodrayne", gdzie Ben Kingsley zagrał najsłabszą rolę w swej karierze? Albo "House of the Dead", którego powiązania z grą kończyły się na tytule? A może "Alone in the Dark", w którym Christian Slater biegał z miejsca na miejsce bez większego celu i udawał, że walczy z demonami? Czy też "Postal", o którym nie można nic napisać bez załamania nerwowego? Boll za nic miał sobie materiał źródłowy i opinie fanów. Jechał na sile marki, kręcąc taśmowo kolejne filmy jak najmniejszym kosztem.

Warto dodać, że Boll zaciekle bronił swojej twórczości — do tego stopnia, że z niektórymi krytykami spotkał się na ringu bokserskim. We wrześniu 2006 roku w wydarzeniu, które internet określił mianem "Raging Boll" (od "Wściekłego byka" Martina Scorsese) zmierzył się z pięcioma dziennikarzami. Wygrał wszystkie pojedynki. "Teraz lubię krytyków. Każdy, kto wszedł ze mną na ring, pokazał, na co go stać. Nikt nie zrezygnował" - mówił podczas konferencji prasowej.

W 2016 roku Boll ogłosił, że rezygnuje z kariery reżyserskiej. Niestety, kilka lat później wrócił za kamerę. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Super Mario Bros.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy