"Kochankowie mojej mamy: Jedna z najlepszych ról Krystyny Jandy
35 lat temu, 2 maja 1986 roku, na ekrany polskich kin trafił film Radosława Piwowarskiego "Kochankowie mojej mamy". Jedną z najlepszych ról w swojej karierze stworzyła tu Krystyna Janda. "Ten film robiliśmy w bardzo trudnym momencie, w bardzo trudnych czasach" - wspominała aktorka po latach.
"Przy jednym ze stolików w kawiarni siedzi roześmiana, rozbawiona kobieta, kokietując mężczyzn. Gdy wraca do domu, podchmielona, synek Rafał opiekuje się nią troskliwie, wlewa wódkę do zlewu, wyrzuca lekarstwa, przygotowuje kąpiel. W domu niewiele jest do zjedzenia, toteż niedożywiony chłopak podkrada w szkole śniadanie koleżankom. Przyłapany przez nauczycielkę, ma iść po matkę, albo przynieść adres jej miejsca pracy" - brzmi zarys fabuły filmu "Kochankowie mojej mamy".
Rola Krystyny Jandy wprawiła w zachwyt krytykę filmową.
"Bohaterkę cechuje niezwykle złożona osobowość. Potrafi być delikatna i czuła, a zarazem przykra i wulgarna. Frymarczy swym ciałem, nieobce jej narkotyki i alkoholowe libacje, leki traktuje niemal jak żywność. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że jest przede wszystkim kobietą zagubioną i samotną, budzącą raczej współczucie niż pogardę. Jej bujne życie erotyczno-uczuciowe to prędzej wynik strachu i panicznego poszukiwania życiowej stabilizacji, aniżeli przejaw moralnego upadku czy 'gorącego' temperamentu. Takiej wizji postaci matki sprzyjał zresztą reżyser, często rezygnując z ukazania drastyczności obyczajowych i seksualnych" - pisali krytycy.
"Ten film robiliśmy w bardzo trudnym momencie, w bardzo trudnych czasach" - wspominała Krystyna Janda w lutym 2020 roku podczas premiery zrekonstruowanej kopii filmu.
"Ja grałam wieczorami 'Wieczernik' na Żytniej [dramat Ernesta Brylla "Wieczernik" grany był w 1985 roku w podziemiach kościoła na ul. Żytniej w Warszawie - red.], a taksówka zawoziła mnie nocą do Łodzi, żebym od rana mogła zacząć zdjęcia na planie filmu. Wtedy była godzina milicyjna i zatrzymało nas w nocy wojsko, ORMO, ZOMO czy nie wiadomo co... Pan taksówkarz powiedział: 'Cicho, wiozę Jandę, a ona śpi'. Mieliśmy pozwolenie na przejazd, ale oni podobno mnie i tak oglądali... Ja faktycznie spałam" - opowiadała aktorka.
Reżyser filmu Radosław Piwowarski przedstawia nieco inną wersję tej historii. "Mnie taksówkarz to opowiedział tak: 'Kiedy milicjanci powiedzieli, żeby obudzić pasażera, ja na to, że nie wolno! Tam z tyłu śpi największa polska aktorka. Oni wtedy zaświecili latarką na Krysię i pytają, a jaka to jest aktorka? A ja na to: Ona grała dzisiaj w trzech sztukach i ani razu się nie pomyliła'".
W roli syna w filmie wystąpił Rafał Węgrzyniak, który wybrany został spośród 300 chłopców biorących udział w castingu.
"Młodocianemu aktorowi udała się rzecz bardzo trudna - połączenie dziecięcej naturalności i wrażliwości z niemal dorosłą mądrością i dojrzałością. Stworzył postać na przekór wszelkim schematom, a jednak w pełni wiarygodną. Nic dziwnego, że po premierze posypały się propozycje od kolejnych reżyserów" - odnotowuje filmpolski.pl.
"Dla mnie to było zupełnie nowe doświadczenie. Reżyser wziął mnie na bok i powiedział: 'Rafałku, zagraj mi tę scenę ku**a ładnie, a dostaniesz Kenta'. No to starałem się potem do końca grać jak najlepiej" - wspominał po latach Węgrzyniak.
Janda wyznała, że świetnie grało jej się z 11-latkiem. W dodatku podkradała mu na planie... śniadania. "Pamiętasz, jak zjadałam twoje śniadania? Pytałam: 'A co to dzisiaj matka ci dała'? Pokaż'. Pamiętasz?" - opowiadała ze śmiechem po 34 latach od premiery.
Dla Radosława Piwowarskiego "Kochankowie mojej mamy" były drugim filmem w karierze, po znakomicie przyjętym debiutanckim "Yesterday". Na Festiwalu Polskich Filmów fabularnych w Gdańsku został w 1986 roku uhonorowany nagrodami za najlepszą reżyserię i za najlepszy scenariusz (wspólnie z Janiną Zającówną).
"Moja mama, świętej pamięci malarka Monika Piwowarska, mówiła, że w jej obrazach widać zachwyt nad światem. I tak jest też w tym filmie" - wyznał reżyser.
W rolach "kochanków mojej mamy" na ekranie pojawili się popularni wówczas aktorzy: Bohdan Smoleń (pan Stasio), Krzysztof Zaleski (pan Witek) czy Zdzisław Kuźniar (pan Józio).
Część krytyki zaliczyła film Radosława Piwowarskiego do żywego w połowie lat 80. XX wieku nurtu "portretów kobiecych", reprezentowanego przez m. in. "Kobietę z prowincji" Andrzeja Barańskiego, "Kobietę w kapeluszu" Stanisława Różewicza czy "Dziewczęta z Nowolipek" Barbary Sass.
"Rzadko w polskim kinie pojawia się tyle uczucia" - napisał po premierze filmu jeden z krytyków.