Kobiety Andrzeja Żuławskiego
Najbardziej kontrowersyjny polski reżyser filmowy kończy dzisiaj 70 lat. Jeśli mówimy o kinie Andrzeja Żuławskiego, myślimy głównie o jego aktorkach.
Przeciętnemu obywatelowi nazwisko Andrzeja Żuławskiego kojarzy się obecnie wyłącznie z jego życiem prywatnym. Pierwsze skojarzenie: Weronika Rosati. Ktoś może pamięta jeszcze Sophie Marceau. Zapewne niewielu połączy dziś z Żuławskim osobę Małgorzaty Braunek.
Jeśli mówimy o kobietach Andrzeja Żuławskiego, powinniśmy jednak wymienić przede wszystkim jego trzy aktorki: Romy Schneider, Isabelle Adjani i Iwonę Petry...
Kino Andrzeja Żuławskiego często bywa określane mianem ekstremalnego. Najczęściej piszącym o nim chodzi o pewną intensywność, z jaką filmy te są realizowane. Przy całym ich nowatorskim rozmachu inscenizacyjnym, twórczość ta proponuje też nowy typ bohatera filmowego, a co za tym idzie, pewien specyficzny styl aktorstwa.
Myślę, że niedalekie od prawdy będzie stwierdzenie, że główne kreacje kobiece w filmach Żuławskiego są przykładem aktorstwa ekstremalnego. Pytanie, do jakiego stopnia jest to jeszcze aktorstwo, a na ile staje się to rodzajem pozaartystycznej psychoterapii?
Pomimo stale obecnej w filmach Żuławskiego głównej pary protagonistów - mężczyzny i kobiety - to właśnie kreacje kobiece są mocniejsze, wyrazistsze, bardziej spektakularne. W ustach jednego z bohaterów swych powieści (określanych przez samego Żuławskiego autopowieściami, a więc wyrażających poglądy i filozofię autora), znajdujemy wytłumaczenie tego uwrażliwienia na istotę kobiecości: "Ludzie różnią się raczej gęstością (...) Kobiety różnią się od mężczyzn dodatkową gęstością. Są gęstsze. Gdy wchodzą, jakby ołów wkraczał".
W istocie dość banalna, co popularna teza, stwierdzająca, że kino zawdzięcza swój czar i urok postaci kobiety, jest chyba Żuławskiemu nieobca; jedyna różnica tylko w tym, że czar i urok, jakimi obdarzone są kobiety w jego filmach, to czar i urok diabelski.
Iwona Petry w filmie "Szamanka":
Bohaterki Żuławskiego są najczęściej kobietami fatalnymi, kobietami zdegradowanymi, kobietami opuszczonymi przez Boga, a przez to wtrąconymi w sferę profanum. Są jednak kobietami wyczulonymi na sferę sacrum, pożądającymi świętości, przeżywającymi wieczne religijne katharsis, a ich religijność ma charakter transgresyjny.
Warto zaznaczyć, że konflikty na linii reżyser-aktor w przypadku Żuławskiego są już anegdotyczne (Lars von Trier jest współczesnym kontynuatorem tej tradycji). Bierze się to po części z jasno określonego poglądu reżysera na sztukę aktorską, po drugie z braku przyzwyczajenia aktorów do tworzenia takich ról.
Aktor u Żuławskiego nie szuka wzorców ani bodźców w życiu (jak w klasycznej Metodzie Lee Strasberga), tylko w sobie samym. Groźba przekształcenia sesji aktorskiej w psychoterapeutyczną jest więc u Żuławskiego doprowadzona do ostateczności i sam reżyser zdaje sobie sprawę, że to nie zabawa dla grzecznych dziewczynek.
"Moim zadaniem w 'Najważniejsze to kochać' było nie tylko wyżyłować Romy Schneider do końca, ale też zrobić tak, żeby ona wyszła z tego grania cało" - wspominał reżyser w jednym z wywiadów.
Romy Schneider w scenie otwierającej "Najważniejsze to kochać":
Gra aktorska okazuje się więc grą o własne - aktora - życie, a prawda ukazania postaci udaje się tylko o tyle, o ile aktor dowie się prawdy o sobie samym. Ta bowiem - wedle Żuławskiego - jest dla nas nieuchwytna i tylko przeczuwalna.
Małgorzata Braunek, Isabelle Adjani, Sophie Marceau, Iwona Petry - wszystkie one w wywiadach mówią o wewnętrznej metamorfozie związanej z rolami u Żuławskiego i wpływie, jaki wywarł on na ich życie. Jednakże Adjani chciała popełnić po "Opętaniu" samobójstwo, a Petry po "Szamance" zniknęła na kilka lat i nie wiadomo było, co się z nią w ogóle dzieje (nie mówiąc o załamaniu psychicznym Romy Schneider).
Czyżby więc między aktorstwem a życiem, między filmem a rzeczywistością, nie było żadnej różnicy? Jeśli tak by rzeczywiście było, Żuławski angażowałby do swoich ról naturszczyków, a pracuje tylko z uznanymi, choć często niezbyt popularnymi aktorami i aktorkami.
Warto też przytoczyć jego opinię o roli Romy Schneider: "Jest najbardziej ekshibicjonistyczną rolą, jakiej byłem świadkiem.(...) Ona (...) wkładała w sceny coś z własnego życia, bezwstydnie. Mnie to żenuje".
"Jedyną definicją sztuki, do jakiej dotarłem, jest określenie, że sztuka to prawda (rzeczywistość), która robi wszystko, by udawać (by się wydawało), że nią nie jest" - napisze po latach Żuławski w jednym ze swych esejów. Romy Schneider, jak i inne jego aktorki, najprawdopodobniej myliły sztukę aktorską ze sztuką życia.
"Aktorstwo jest religijne w zasadzie" - mówi Żuławski w dokumencie "Żuławski o Żuławskim" i kontynuuje: "aktorstwo najprawdopodobniej bierze się z szaleństwa". Reżyser często odwołuje się do religii wudu, eksplikując swój stosunek do sztuki aktorskiej.
W tradycyjnym obrzędzie wudu wykonawcy zazwyczaj wprowadzają się w trans, a wówczas najczęściej mówią w niezrozumiałym dla siebie języku, bądź przemawiają przez nich głosy innych ludzi. Stan taki potrafi trwać nawet do kilku godzin, po czym wszystko wraca do normy, a uczestnik obrzędu nie jest świadomy, co działo się w jego trakcie. Żuławski puentuje swoje wątpliwości i fascynacje tymi praktykami pytaniem : "Jak oni to grają, skoro nie wiedzą, że grają? To jest ten mit aktorstwa".
Isabelle Adjani w słynnej scenie w "Opętaniu":
Polski reżyser powtarza często, że tworzone przez niego postaci zawierają w sobie jakąś mityczną pojemność, że w gruncie rzeczy mityczne postaci to nic innego, jak cechy ludzkiego charakteru, a opowiadane przez niego historie mają być czymś więcej niż anegdotami, mają wyrażać jakąś ponadczasową prawdę o człowieku.
Polski etnograf Bronisław Malinowski pisał: "Mit w tej postaci, w jakiej istnieje w społeczności dzikich - to znaczy w swej żywej, prymitywnej formie - nie jest tylko opowiadaną historią, ale przeżywaną rzeczywistością". Czyż więc aktorki mogą grać u Żuławskiego inaczej niż intuicyjnie, zmysłowo, na granicy świadomości i opętania, jeśli mają przywrócić kobiecie i kinu ich mit?
"Kino jest zmysłowe i może bardzo wiele pokazać, nie nazywając rzeczy po imieniu" - mówi ostatecznie Żuławski i pozostawia swym aktorkom wiele miejsca na niedopowiedzenia "irracjonalności, oniryzmu, pierwotności i barbarzyństwa".
Weźmy zresztą same tytuły najbardziej kontrowersyjnych filmów reżysera: "Opętanie" i "Szamanka". Są one próbą autotematycznego podejścia do zagadnienia reżyserii i aktorstwa. Reżyser jest więc współczesnym szamanem, zaś aktor - uczestnikiem ceremonii. Film w tym ujęciu jest z kolei współczesnym obrzędem, namiastką religijności w opuszczonym przez Boga świecie.
* * *
Kreacja w "Najważniejsze to kochać" (1975) przyniosła Romy Schneider pierwszego w karierze Cesara dla najlepszej aktorki. Za rolę w "Opętaniu" (1981) Isabelle Adjani otrzymała Złotą Palmę w Cannes oraz Cesara dla najlepszej aktorki. Za rolę w "Kobiecie publicznej" (1984) Valérie Kaprisky otrzymała nominację do Cesara w kategorii "najlepsza aktorka".