Kobiece kino refleksji. Filmowy styl Sofii Coppoli

Francis Ford Coppola z córką Sofią /Everett Collection /East News

Z okazji polskiej premiery obrazu Sofii Coppoli "Na pokuszenie" warto przyjrzeć się bliżej amerykańskiej reżyserce, scenarzystce i producentce oraz jej charakterystycznemu filmowemu stylowi.

Sofia Coppola przyszła na świat 14 maja 1971 roku w Nowym Jorku. Jej życie niemal od chwili narodzin związane było z kinem. Nic w tym zresztą dziwnego - ojcem artystki jest wszak uznany reżyser Francis Ford Coppola, a matką producentka filmowa Eleanor Coppola. Sofia "zadebiutowała" na ekranie już jako niemowlę. W jednym z najbardziej legendarnych filmów swego taty - "Ojcu chrzestnym" (1972) - zagrała podawane do chrztu dziecko Connie Corleone i Carla Rizziego. Francis Ford Coppola chętnie obsadzał ją we własnych produkcjach w rolach epizodycznych. Sofia w napisach jego obrazów niejednokrotnie podpisywana jest jako "Domino". Było to swego czasu jej wymyślone, ukochane imię, które przyjęła jako artystyczny pseudonim.

Reklama

Coppola nie od razu zdecydowała się pójść w ślady ojca. Po ukończeniu liceum próbowała sił w wielu dziedzinach. Studiowała fotografię w Oakland i malarstwo w Los Angeles. Przez kilka lat zajmowała się modą, zakładając razem z Stephanie Hayman sprzedawaną wyłącznie w Japonii linię "Milkfed". Cztery odcinki przetrwał jej telewizyjny program muzyczny "Hi-Octane", prowadzony wspólnie z Zoe Cassavetes.

W międzyczasie podjęła jeszcze jedno aktorskie wyzwanie, które przyniosło jej największy i niestety negatywny rozgłos. Chodzi oczywiście o rolę Mary Corleone w trzeciej części "Ojca chrzestnego" (1990). Pierwotnie w dziecko Michaela (granego oczywiście przez Ala Pacino) miała wcielić się Winona Ryder. Ostatecznie jednak plan ten się nie powiódł, a Francis Ford Coppola zatrudnił swoją córkę. Film nie został przychylnie przyjęty. Podkreślić przy tym należy, że po dwóch poprzednich arcydziełach poprzeczka była zawieszona niebotycznie wysoko. Najbardziej oberwało się właśnie Sofii. Otrzymała Złote Maliny dla najgorszej aktorki drugoplanowej i za najgorszy debiut. Zewsząd padały, poniekąd słuszne, oskarżenia o nepotyzm. Coppola komentowała po latach, że nie przejęła się zbytnio krytyką, gdyż nie myślała nigdy o aktorstwie jako o swojej życiowej drodze.

"Próbowałam wtedy różnych rzeczy. Granie w filmie brzmiało lepiej niż zajęcia na college’u. Nie myślałam o całym publicznym aspekcie tego przedsięwzięcia. Trochę mnie więc zaskoczyła ta reakcja. Ludzie czuli się bardzo przywiązani do serii ‘Ojca chrzestnego’. Ja się z nią wychowałam, dla mnie nie było to nic wielkiego. To wspaniałe filmy, ale... Otrzymałam wiele uwagi, której się nie spodziewałam. Tak czy siak chodziłam wtedy do szkoły, więc po prostu wróciłam do tego, czym się zajmowałam".

Na ekranie pojawiła się jeszcze dosłownie kilka razy. Bardziej zaczęło ją interesować stanie po drugiej stronie kamery. W 1996 Coppola zrealizowała na taśmie wideo krótkometrażówkę "Bed, Bath and Beyond". Za oficjalny debiut artystki uchodzi jednak o dwa lata starsze "Lick the Star". W 14-minutowym projekcie odnaleźć można wiele elementów, które w przyszłości staną się artystyczną wizytówką reżyserki. Przyjrzyjmy się więc dokładniej pełnometrażowym produkcjom Coppoli, by wyłowić z nich konkretne cechy jej filmowego stylu.

"Przekleństwa niewinności" (1999), czyli kobiecość

W 1999 roku na ekrany wchodzą "Przekleństwa niewinności". Film oparty jest o książkę Jeffrey’a Eugenidesa o tym samym tytule. Fabuła skupia się na potomstwie konserwatywnych państwa Lisbon. Mają oni pięć córek - blondynek reprezentujących kolejne fazy kobiecego dojrzewania. Najmłodszą jest trzynastoletnia Cecilia, najstarsza to siedemnastoletnia Therese. Dziewczyny z łatwością stają się obiektem ciekawskich spojrzeń i romantycznych westchnień grupy chłopaków - ich sąsiadów i kolegów ze szkoły. Rodzice sióstr Lisbon z chorobliwą nadopiekuńczością starają się jednak odizolować swoje córki od życia pozadomowego. Wszystko prowadzi więc ku niechybnej tragedii.

Coppola pozostaje raczej wierna literackiemu oryginałowi Eugenidesa. Zachowuje tak wspólnotowy tryb narracji (opowiada w pierwszej osobie liczby mnogiej), jak i warstwę znaczeniową powieści. W wyniku przyłożenia do historii kobiecego spojrzenia ulega ona jednak pewnej transformacji. Aura filmowego dzieła okazuje się bardziej tajemnicza i aluzyjna. Tam, gdzie pisarz włączał w swój tekst racjonalizujące rozmyślania lekarza, tam reżyserka usuwa postać doktora, a swoje opowiadanie mitologizuje i rozmywa w niepewnościach. Lekarz pojawia się co prawda w początkowej i kluczowej dla obrazu scenie, ale to nie jego słowa są istotne. Jednym z donośniejszych tropów interpretacyjnych dla tej, jak i pozostałych produkcji Coppoli, zdają się słowa małej Cecilii. Kiedy mężczyzna tłumaczy nastolatce, że ta nie rozumie jeszcze jakie dramaty może nieść ze sobą życie, bohaterka odpowiada - "A pan nie wie, co to znaczy być trzynastoletnią dziewczynką".

Kobieca perspektywa jest z pewnością jednym z kluczowych zagadnień dla kina Coppoli. Nie przybiera przy tym formy łatwego do zaszufladkowania feminizmu. Jak stwierdza Alicja Helman - filmy Amerykanki to "bezsprzecznie twórczość ‘kobieca’, gdy wziąć pod uwagę niezwykłą wrażliwość i subtelność autorki, umiejętność poruszania się po obszarach raczej niedostępnych męskiemu spojrzeniu, szczególny wdzięk narracji i ‘lekkość’ kamery, umiejętnie oddającej jej wizję świata". Coppola tworzy nie tyle kino "płaczliwe" lub anty-męskie, co wyciszone, delikatne i intymne. Nawet jeśli głównym bohaterem jej produkcji jest mężczyzna - a jest też tak poniekąd w "Przekleństwach niewinności", gdyż narrację w dużej mierze prowadzi grupa chłopaków - to postać kobieca szybko staje się dominującym elementem opowiadania. U reżyserki to panie intrygują i zmieniają męskich bohaterów, którym pozostaje często tylko fascynacja i obserwacja.

W swoim debiucie Coppola stosuje również specyficzne zabiegi formalne, które szybko staną się podstawą jej wizualnej estetyki. Reżyserka przykłada ogromną wagę do kolorystyki swoich dzieł. Na ekranie oglądać możemy najczęściej stłumione, pastelowe barwy. To one, w połączeniu z miękkim i naturalnym światłem, tworzą charakterystyczny, oniryczny i ewokacyjny klimat zdjęć.

"Między słowami" (2003), czyli dystans

Do Tokio przyjeżdża starzejący się gwiazdor kina Bob Harris (w tej roli Bill Murray). Jego filmowa kariera już wygasła, więc Amerykanin gra teraz w telewizyjnych reklamówkach. W stolicy Japonii Harris ma nakręcić kolejną z nich. W hotelu spotyka przypadkiem młodą Charlotte (graną przez Scarlett Johansson). Kobieta przyleciała tam razem ze swoim mężem-fotografikiem, który w pełni oddany jest swojej pracy i nie ma zbyt wiele czasu dla żony. Ona - absolwentka filozofii, niepotrafiąca znaleźć dla siebie właściwego miejsca, zrezygnowana i samotna. On - równie samotna, zapomniana gwiazda, której kontakty z żoną i dziećmi ograniczają się do niezbędnego minimum. Z początku łączy ich po prostu bezsenność, na którą oboje poczynają w Tokio cierpieć. Z czasem ich relacja rozwija się, choć bohaterowie wiedzą, że nie doczeka się ona nigdy satysfakcjonującego spełnienia.

"Między słowami" to jak do tej pory najbardziej doceniony z filmów Coppoli. Artystka otrzymała m.in. Oscara, Złoty Glob i Złotą Satelitę za oryginalny scenariusz, francuskiego Cezara dla najlepszego filmu zagranicznego, a także wiele nominacji za reżyserię.

Obraz Amerykanki jest dziełem cichym i subtelnym. Co charakterystyczne dla Coppoli - prezentuje on bohaterów w stanie pewnego zawieszenia. Oryginalny tytuł filmu - "Lost in Translation" (co można dosłownie tłumaczyć jako "utracone w tłumaczeniu") - określa tę kondycję lepiej niż polski odpowiednik (choć trzeba przyznać, że tłumacze starali się jak mogli, by odwzorować metaforyczność angielskiego zwrotu). Bob i Charlotte są wyjęci z kulturowego kontekstu, w jakim przebywają. Nie rozumieją go i nawet nie starają się zrozumieć. Kontekst ten jest zaś tylko symbolem zagubienia, jakiego doświadczają bohaterowie. Korzenie ich bezsenności, bierności i nieprzystępności sięgają znacznie głębiej. Dla kobiety jest to dopiero początek wyboistej drogi, Hariss wie już jak może ona wyglądać. Na życiowe rozterki Charlotte’y - "Utknęłam. Czy później jest łatwiej?", odpowiada krótkim i ironicznym "Nie. Tak. Zdarza się". Grane przez Murraya i Johansson postacie wymieniają się często właśnie takimi półsłówkami. W najbardziej intymnych scenach nie rozmawiają ze sobą w ogóle.

Relacja jaką nawiązują bohaterowie nie jest bowiem reprezentowana przez dialog. Nić ich porozumienia tworzy się dzięki czemuś zupełnie innemu. Bob i Charlotte okazują się pokrewnymi duszami, myślącymi i przede wszystkim czującymi w podobny sposób. Odnajdują w kontakcie ze sobą zwykłą, ludzką bliskość, której brakuje im tak w partnerskich relacjach, jak i w otaczającym ich, futurystycznym Tokio. Dlatego też o emocjonalnych stanach bohaterów więcej mówi nam wizualna strona filmu - np. kadrowanie wyodrębniające ich samotne sylwetki z tła - niż słowa, które wypowiadają. Jest to zabieg dystansujący prezentowaną postać wobec świata, w jakim się znajduje, który Coppola namiętnie stosuje w każdej ze swych produkcji.

"Maria Antonina" (2006), czyli dojrzewanie

Maria Antonina, córka cesarza Franciszka I i Marii Teresy, w wieku 14 lat wychodzi za mąż za 16-letniego Ludwika Burbona, przyszłego Ludwika XVI. Małżeństwo pary jest politycznym biznesem - jako mariaż największych w ówczesnej Europie dynastii królewskich ma być gwarantem bezpieczeństwa i równowagi. Maria Antonina zmuszona jest porzucić swoje dotychczasowe życie i przenieść się do obwarowanego dworskimi ceremoniałami, konwenansami i protokołami Wersalu. Jej nowy świat zamyka się w szykownych ścianach pałacu. Odcięta od wstydliwego męża skupia swoją uwagę na materialnych dobrach, kosztownościach i zabawie. Jako francuska delfina musi jednak jak najszybciej wydać na świat potomka - pieczęć zatwierdzającą jej pozycję na dworze.

Informację jakoby Sofia Coppola miała zrobić film bazujący na biografii austriackiej arcyksiężnej i Królowej Francji przyjęto z niemałym zaskoczeniem. Ogromne, kostiumowe widowisko nie wydawało się raczej trafnym materiałem wyjściowym dla artystki tworzącej skromne, niskobudżetowe i kameralne projekty. Reżyserka nie nakręciła jednak typowej opowieści o wybranej, historycznej postaci. Opierając się o biografię królowej "Maria Antonina. Podróż przez życie" pióra Antonii Fraser, Coppola odtworzyła przede wszystkim estetykę minionej epoki. W kunsztownie przygotowany świat rokoka włożyła zaś postać dorastającej dziewczynki, jaką wszak była wtedy w rzeczywistości Maria Antonina.

Kolejne wydarzenia obserwujemy przez to z perspektywy dojrzewającej kobiety - to ona, a nie pisana dużą literą Historia jest tutaj główną bohaterką. Maria Antonina (w tej roli Kirsten Dunst) myśli o tym, o czy myślały siostry Lisbon z "Przekleństw niewinności", czy postacie z późniejszego "Bling Ring" Coppoli. Chce imprezować, poznawać ludzi, kochać, śmiać się, wybierać wśród milionów pantofli i sukienek, obżerać się słodyczami i bawić się z psem. Tak jednak jak w przypadku wspomnianych sióstr - czeka na nią sztywny i ograniczający gorset reguły. W "Przekleństwach niewinności" ustanawiał go chorobliwie konserwatywny, rodzinny dom. W "Marii Antoninie" tworzy go dworska etykieta i obowiązki spoczywające na barkach królowej.

Coppola w każdym z obrazów przedstawia swoich bohaterów w momencie swoistego przejścia, w niepewnym i niestabilnym stanie ciągłego dorastania. Jak stwierdziła w jednym z wywiadów - "moje filmy nie są o byciu, a o stawaniu się". W przypadku "Marii Antoniny" warto również podkreślić niezmiernie ważny w stylistyce reżyserki aspekt ścieżki dźwiękowej. Amerykanka ogromną wagę przykłada tak do dźwięków otoczenia, które specjalnie wzmacnia i uwidacznia, jak i do wybranej jako podkład muzyki. Oba zabiegi spełniają swoje funkcje narracyjne, tzn. pomagają reżyserce w opowiadaniu historii. Szczególnie widoczne jest to w "Marii Antoninie", gdzie wzięta z lat 80. postpunkowa muzyka ma za zadanie uwspółcześnić fabułę i wybić widza z immersji, pokazując mu jednocześnie, że XVIII-wieczna królowa nie różni się za bardzo od dzisiejszych nastolatków.

"Somewhere. Między miejscami" (2010), czyli bezcelowość

Głównym bohaterem filmu jest, grany przez Stephena Dorffa, hollywoodzki gwiazdor i celebryta Johnny Marco. Marco swoje dnie spędza na nieustannej balandze - wozi się z dumą czarnym ferrari, od ust nie odstawia butelki i papierosów, a wieczory umilają mu erotyczne tancerki lub podekscytowane fanki. W tak uporządkowane życie wkracza pewnego dnia jedenastoletnia Cleo - córka Marco z rozbitego już dawno małżeństwa, której aktor nie poświęcał do tej pory zbyt wiele czasu.

Kolejny raz u Coppoli zastajemy bohaterów w dziwnej sytuacji zawieszenia. Niby postacie na ekranie coś robią, czymś się zajmują i z kimś rozmawiają, ale fabuła zdaje się nie zmierzać w żadnym określonym kierunku. Postaciom brakuje celu, do którego mieliby podążać, historii brakuje konfliktu, który miałby ją napędzać. Amerykańska reżyserka specjalnie stawia widza przed podobnymi okolicznościami - nie wytwarza suspensu, nie bawi się w gatunkowe konwencje. Życie na ekranie toczy się swoim biegiem. Znacznie częściej obserwujemy bohaterów jej produkcji w czynnościach codziennych, rytualnych lub po prostu jak nie robią zupełnie nic, niż gdy faktycznie działają na rzecz popchnięcia historii do przodu.

Marco prowadzi na pozór ekscytujące, ale w rzeczywistości nudne i powtarzalne życie. Znakomicie symbolizuje to pierwsza scena produkcji, w której bohater jeździ w kółko swoim superszybkim samochodem po opuszczonym torze. Auto nabiera wielkiej prędkości, a opony piszczą na zakrętach. Nic jednak z tego nie wynika. Nie ma żadnego wyścigu. To co robi aktor pozbawione jest sensu, z czego on sam znakomicie zdaje sobie sprawę. Przybycie Cleo, rezolutnej i inteligentnej dziewczynki, nie poprawi sytuacji z dnia na dzień. Coppola nie idzie w stronę zwariowanej, familijnej komedii, na jaką film mógłby zapowiadać się po samym opisie. Buduje historię wolniejszą, spokojniejszą i nastawioną na refleksję. Metamorfoza głównego bohatera, wymagana w takich produkcjach przez Hollywood obowiązkowo, nie jest wcale dla niej oczywista.

Sam obraz, co zostało już wspomniane, nie toczy się jak typowa, amerykańska fabułka. Tego, co widzimy na ekranie nie napędza akcja, a raczej pewne motywy - temat samotności, temat dorastania, temat seksualności, czy temat niespełnionych ambicji. Z nich Coppola buduje przedstawiony świat i to na nim właśnie w największej mierze się skupia.

Film został uhonorowany Złotym Lwem na Festiwalu w Wenecji.

"Bling Ring" (2013), czyli nowoczesność

W marcu 2010 roku w magazynie "Vanity Fair" ukazuje się reportażowy tekst Nancy Jo Sales "The Suspects Wore Louboutins". Trzy lata później do kin wchodzi nowy film Sofii Coppoli, którego scenariusz Amerykanka napisała zainspirowana artykułem. "Bling Ring" to autentyczna nazwa grupy młodych przestępców, którzy w latach 2008 , 2009 i 2010 przeprowadzili serię włamań do rezydencji hollywoodzkich celebrytów. Rabunkową bandę uformowali dostatnio żyjący nastolatkowie z Los Angeles. Pod nieobecność właścicieli wchodzili oni po prostu do pozostawionych bez alarmu, niejednokrotnie otwartych domów. Wartość skradzionych przez nich dóbr szacowana była na kwotę 3 milionów dolarów. Ostatecznie młodociani złodzieje zostali schwytani przez policję.

Coppola w swojej produkcji od początku nie ukrywa jak opowiadana przez nią historia zakończyła się w rzeczywistości. W filmie nie prezentuje kryminalnej zagadki, nie trzyma widza w niepewności. Stara się raczej wejść w świat dzisiejszej młodzieży - oczarowanej celebryckim życiem gwiazd i pragnącej przenieść do swojego ogródka blichtr i czar hollywoodzkich imprez. Reżyserka skupia się na obserwacji zachowań i charakterów poszczególnych postaci, jakby chciała odkodować i zrozumieć ich postępowanie. Dlatego też daje im, w scenach wywiadów i przesłuchań, wypowiadać się wprost do kamery. Obserwuje ponadto ich profile na społecznościowych portalach, podgląda przez kamerki laptopów i telefonów. Krótko mówiąc - śledzi ich tak samo, jak oni sami śledzili gwiazdy, swoje kolejne ofiary.

Głównym bohaterem "Bling Ring" staje się więc dość szybko cała współczesna kultura i technologia, przesiąknięta do cna kultem celebrytów i monitorowaniem jednych ludzi przez drugich za pomocą internetu. Coppola raz za razem stara się przedstawiać swoim odbiorcom ich samych, czyli prezentować im nowoczesność - czy to za pomocą sztafażu historycznego (jak w "Marii Antoninie"), czy wprost (jak w "Bling Ring").

W produkcji powracają inne, kluczowe dla twórczości reżyserki motywy. Mamy więc dojrzewających bohaterów, którzy zawieszeni są w swojej lekkomyślnej młodości tak, jakby miała ona trwać wiecznie. Mamy problem alienacji i wyrzut przeciętności (o którym wspominała też Charlotte w "Między słowami") - dwa najbardziej istotne motywy działania Marca, głównego męskiego bohatera "Bling Ring" granego przez Israela Broussarda. Mamy również dominujące i intrygujące chłopaka dziewczęce postacie - członkinie gangu. Sceny strojenia się nastolatków w kolejne markowe ubrania gwiazd spokojnie przepleść można zaś z podobnymi kadrami przebieranek z "Marii Antoniny".

Komercjalizacja i utowarowienie egzystencji jest tematem, do którego Coppola powraca w większości swoich filmów. Nie bez powodu dużą rolę w jej obrazach odgrywają rzeczy - płyty, samochody, ubrania, alkohol, gry. Są oznaką pozycji bohaterów, wyrażają ich społeczny status, a przy tym konstruują przedstawiany świat. Koniec końców każda z postaci prezentowanych przez reżyserkę spędza swój żywot w "złotej klatce" - miejscu przynoszącym bezpieczeństwo, ale odbierającym wolność wyboru. Decydującą chwilą dla bohaterów Coppoli staje się więc moment odpowiedzi na pytanie - czy nadal chcą w swojej "złotej klatce" przebywać?

"Na pokuszenie" (2017), czyli...?

Najnowszy film Coppoli to adaptacja powieści Thomasa Cullinana o tym samym tytule. Akcja obrazu rozgrywa się w czasie wojny secesyjnej na południu Stanów Zjednoczonych. Pewnego dnia studentka elitarnej, żeńskiej szkoły z internatem znajduje ciężko rannego kaprala wrogich wojsk (w tej roli Colin Farrell). Uczennice wraz ze swoją przełożoną (gra ją Nicole Kidman) postanawiają zaopiekować się żołnierzem. Mężczyzna zaczyna powoli wracać do zdrowia, wywołując jednocześnie coraz większe namiętności w osamotnionych kobietach.

Ostatnie dzieło amerykańskiej autorki zostało bardzo pozytywnie przyjęte przez krytykę. Na 70. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes Sofia Coppola dostała za nie Złotą Palmę dla najlepszej reżyserki. Tym samym stała się drugą kobietą w historii, która otrzymała ten tytuł.

Na ile "Na pokuszenie" wpisze się w poprzednie produkcje artystki? Czy Coppola sięgnie do swoich charakterystycznych, filmowych chwytów? O tym możemy przekonać się od dzisiaj w kinach.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Sofia Coppola
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama