Kino Filipa Bajona: W cieniu Wajdy
Pierwsze filmy Filipa Bajona, zebrane w kolekcji "Arcydzieła Polskiego Kina", ukazują reżysera o wielkiej filmowej wyobraźni i niezwykłym wyczuleniu na tematy narodowe. Co przeszkodziło Bajonowi zostać reżyserem pokroju Andrzeja Wajdy?
"Aria da atlety" (1979), "Wizja lokalna 1901" (1980) i "Limuzyna Daimler-Benz" (1981) - chronologiczny seans tych trzech filmów jest świetnym przykładem twórczej ewolucji Bajona - krótką historią wspaniałego startu, nagłego upadku i ponownego wzlotu.
Zaczyna się bajecznie - "Aria dla atlety" to jeden z najwspanialszych debiutów polskiego kina. Opowieść o zapaśniku Władysławie Góralewiczu wzorowana jest na postaci legendarnego polskiego atlety - Zbyszka Cyganiewicza (tego samego, którego Jules Dassin zatrudnił do roli w filmie "Noc i miasto"). "Aria dla atlety", mimo oczywistej biograficznej inspiracji postacią Cyganiewicza, nie jest jednak filmem biograficznym. Bajon wykorzystuje potencjał cyrkowego entourage'u przełomu wieków, by opowiedzieć modernistyczną historię o wzajemnym przenikaniu się świata masowej rozrywki (cyrk, zapasy) i wysokiej sztuki (opera).
Góralewicz, po przeprowadzce do Charlotenburga, występuje bowiem w operowej sali, gdzie jego wyczyny oklaskuje miejscowa bohema artystyczna ze sławnym tenorem Messalinim na czele. Opera towarzyszyć będzie mu od tego czasu do końca życia.
Jest w tragicznej postaci Góralewicza (film rozpoczyna scena, w której stary, przegrany mistrz oddaje wszystkie swoje trofea miejscowej operze) przeczucie młodopolskiego szaleństwa, czuć w historii Bajona ducha twórczości Felliniego (i ludyczność "La Strady" i - momentami - dekadencja "Słodkiego życia"), wreszcie - o sile filmu decyduje też rewelacyjna kreacja Krzysztofa Majchrzaka, który w roli Góralewicza objawia w pełni swój nietuzinkowy aktorski talent.
Po tym kreacyjnym szaleństwie Bajon postanowił zrealizować film, będący rekonstrukcją wydarzeń, do których w 1901 roku doszło we Wrześni, a który znany jest w annałach pod nazwą "strajku szkolnego". "Wizję lokalną 1901" ogląda się jak film zupełnie innego reżysera. Koniec z formalnym rozbuchaniem, pora na kindersztubowy rygor - trochę na pożytek historycznej edukacji młodzieży, częściowo z patriotycznego obowiązku?
Nie lubię filmów kręconych w szczytnym celu... Z "Wizji lokalnej 1901" zapamiętuję jedynie idiotyczne, trącące myszką wąsiska głównych bohaterów (oraz bokobrody Tadeusza Łomnckiego) i - niech mnie gęś kopnie! - rebusową scenę wieńczącą film. Jak zinterpretować na ekranie Rejowską sentencję, że "Polacy nie gęsi iż swój język mają"? Puścić na pastwisko stado gęsi i wystrzelać je jak kaczki. Kinematograficzna walka o Polskość przegrana - na szczęście Bajon postanowił się zrehabilitować i nakręcił kolejny film.
"Limuzyna Daimler-Benz" jest w zasadzie kontynuacją problematyki, poruszonej w "Wizji lokalnej 1901". Akcja filmu rozgrywa się w Poznaniu w przededniu II wojny światowej a bohaterami jest dwóch braci, granych przez Piotra i Michała Bajorów, którzy - podszyci duchem sztubackiej zabawy - kradną limuzynę niemieckiego konsula. Wydarzenie to wpłynie na kolejne miesiące ich życia a tytułowe auto, trochę jak pocisk z "Gorączki" Agnieszki Holland, stanie się znaczącym fetyszem filmu.
Jest w "Limuzynie.." wszystko, czego zabrakło w "Wizji...", a było obecne w "Arii dla atlety" - Bajon zrozumiał, że kręcenie Teatru Telewizji nie sprawdza się w kinie. Kino nie zadowala się odtwarzaniem Historii, kino musi Historię tworzyć na nowo. Chybione wizje poprzedniego filmu w "Limuzynie..." wreszcie znajdują właściwy ton. Nieoczywistość. Szkolna klasa na zajęciach z wychowania fizycznego z maskami gazowymi na głowach. Ojciec obydwu chłopców, grany przez Tadeusza Łomnickiego, obsesyjnie próbujący nauczyć poprawnej wymowy niemieckiego słowa "Vater" upośledzonego ucznia. Pamiętna wizyta chłopców z grupą kolegów w burdelu (znów wraca Fellini). Perwersja historii.
W przedostatniej scenie zabicia przez jednego z braci niemieckiego konsula, Bajon wpuszcza na salony białe króliki. Są niemymi świadkami przygotowywanego przez cały film zabójstwa. Jest lepiej niż z gęsiami. Mniej dosłownie, bardziej surrealistycznie. Bajon ma jednak problemy ze zrozumieniem ekranowej logiki narodowych symboli. Andrzej Wajda wiedział od razu - dał białego rumaka. Ciekawe jak wypadną "Śluby panieńskie" na tle "Zemsty"?
Kolekcję filmów Filipa Bajona z serii "Arcydzieła Polskiego Kina" firmuje Wydawnictwo Telewizji Kino Polska. Portal INTERIA.PL jest patronem boxu.
"Aria dla atlety": 7/10
"Wizja lokalna 1901": 2/10
"Limuzyna Daimler-Benz": 6/10