Reklama

Kiedy mężczyzna udaje kobietę

Zrozumieć ją, to ... przebrać się za nią. Choćby pół żartem, pół serio. Co to znaczy być kobietą, najlepiej wiedzą aktorzy, którzy musieli włożyć szpilki, pomalować usta i przymierzyć obcisłą sukienkę. Z okazji Dnia Kobiet przypominamy najlepsze kinowe role kobiet... granych przez mężczyzn.

Na początku byli... Jack Lemmon i Tony Curtis? Nie do końca, zwyczaj grania przez mężczyzn kobiecych ról ma o wiele dłuższą aktorską tradycję, której początki sięgają japońskiego teatru kabuki; w Europie zaś rozpowszechnionego dzięki inscenizacjom szekspirowskich dramatów. Mimo że kino od początku swego istnienia skore było do jarmarcznych figli, przebranie mężczyzny za kobietę z pewnością do takich należy, na straży moralności stał jednak Legion Przyzwoitości (Roman Catholic Legion of Decency) - założona przez amerykański episkopat organizacja, która weryfikowała wchodzące na ekrany Stanów Zjednoczonych filmy pod względem wartości moralnych.

Reklama

Kiedy więc Billy Wilder nakręcił w 1959 roku komedię "Pół żartem, pół serio", której centralnymi bohaterami są dwaj muzycy jazzowi udający kobiety po to, by załapać się na tournee żeńskiej grupy muzycznej, Legion Przyzwoitości nie wahał się przed potępieniem w czambuł obrazu.

Tony Curtis ma zgrabniejszy tyłeczek

Główne role w produkcji, uznanej przez Amerykański Instytut Filmowy za najlepszą komedię w historii amerykańskiego kina, grali Jack Lemmon i Tony Curtis, którzy - zmuszeni ekranowymi wydarzeniami (uciekają przed ścigającymi ich mafiosami) - postanawiają ukryć się pod grubą warstwą makijażu i kobiecymi perukami. Geraldine i Josephine - bo tak brzmią imiona ich bohaterek - stały się powodem, dla którego Billy Wilder nakręcił "Pół żartem, pół serio" na czarno-białej taśmie. Mimo że partnerująca Lemmonowi i Curtisowi Marilyn Monroe nalegała, aby "Pół żartem, pół serio" był kolorowym filmem (jej kontrakt przewidywał, że wszystkie filmy, w których wystąpi, będą w kolorze), reżyser przekonał ją, że makijaż Curtisa-Josephine i Lemmona-Geraldine na kolorowej taśmie sprawia, że ich twarze nabierają zielony odcień.

Co uznanym aktorom sprawiło najwięcej kłopotu? Zatrudniony do pomocy Curtisowi i Lemmonowi tancerz miał nauczyć gwiazdorów naturalnego chodzenia na szpilkach. Po tygodniach prób Lemmon zrezygnował jednak z jego usług twierdząc, że w filmie nie chodzi o to, by chodził jak kobieta, tylko jak mężczyzna udający kobietę. Curtis miał z kolei problem z uzyskaniem odpowiedniej modulacji głosu, z tego powodu partia Josephine - jak twierdzi współautor scenariusza I.A.L. Diamond - została nagrana w postsynchronach przez innego aktora, niejakiego Paula Freesa.


Obydwaj aktorzy przygotowywali się do kobiecych kreacji paradując wokół wytwórni Goldwyn w ekranowych kostiumach, sprawdzając czy uda im się zdać "test kobiecości". Próbowali również korzystać z publicznych toalet, gdzie - nie wzbudzając żadnych podejrzeń - poprawiali przed lustrami makijaż. Jedna ze scen w filmie, rozgrywająca się na dworcu kolejowym, genialnie ewokuje te próby.

Największy komplement Tony Curtis usłyszał jednak od kostiumografa Orry-Kelly'ego, który - w trakcie przymiarki pierwszych kostiumów - powiedział Marilyn Monroe: "Tony Curtis ma zgrabniejszy tyłeczek". Kiedy seksowna gwiazda podciągnęła do góry bluzkę, dodał jednak: "No tak, nie ma jednak takich piersi". Jednak to Jack Lemmon był jedynym aktorem, który otrzymał nominację do Oscara za rolę w "Pół żartem, półserio". Jerry Lewis, któremu proponowano występ w filmie Wildera, jednak odrzucił on rolę Geraldine, przyznał, że od tego czasu co rok otrzymywał od Lemmona pudełko czekoladek z podziękowaniami.

Lepszy mężczyzna jako... kobieta

Kolejnym wielkim aktorem, który zmuszony został do przebrania się za kobietę, był Dustin Hoffman. Jego bohater w filmie "Tootsie" (1982) w reżyserii Sidneya Pollacka, to znany, lecz niezbyt chętnie obsadzany z powodu trudnego charakteru aktor, który - według słów jego menedżera - został wylany nawet z reklamówki pomidorów, kiedy upierał się, że grany przez niego siedzący pomidor jest "nielogiczny". Kiedy więc Michael Dorsey - tak brzmi jego nazwisko - dowiaduje się o przesłuchaniach do głównej żeńskiej roli w mydlanej operze "Southwest General", postanawia spróbować swych sił jako kobieta.

Pomysł na film o mężczyźnie przebierającym się za kobietę przyszedł Hoffmanowi do głowy podczas pracy nad wcześniejszym obrazem "Sprawa Kramerów" , gdzie grał ojca samotnie wychowującego dziecko. Czuł wtedy, że jego postać jest równocześnie ojcem, jak i matką; zaczął więc rozwijać pomysł jednoczesnego wcielania się w postaci o różnych płciach.

W przygotowaniach do roli w "Tootsie" pomagała mu zresztą ekranowa partnerka ze "Sprawy Kramerów" - Meryl Streep. Największym problemem dla Hoffmana było osiągnięcie określonego rejestru głosu swej bohaterki. Czytał więc Streep partie Blance DuBois z "Tramwaju zwanego pożądaniem", ta zaś sugerowała ewentualne zmiany. Na planie pomocą służyła zaś aktorowi gwiazda transseksualnych filmów Andy'ego Warhola - Holly Woodlawn.


Hoffman przyznawał potem, że prawdziwą inspirację czerpał również z wielokrotnych seansów włosko-francuskiego filmu "Klatka szaleńców" (1978), opowiadającego o parze gejów - Renato właścicielu nocnego klubu w Saint Tropez i jego największej gwieździe - Albinie, występującego jako drag queen (w tej roli Michel Serrault).

Już po rozpoczęciu zdjęć Hoffman postanowił wystawić na próbę autentyzm swej postaci. Jak przyznał w 2008 roku podczas wizyty w programie Davida Lettermana, w przebraniu Dorothy Michaels postanowił zabawić się kosztem legendarnego aktora Jose Ferrera. Jadąc z nim windą Hoffman-Dorothy przedstawiła się jako admiratorka talentu Ferrera, po czym zaproponowała gwiazdorowi... "obciąganie". Po długim namyśle zakłopotany Ferrer miał odpowiedzieć: "Nie teraz, dziękuję". Kiedy Hoffman opuścił windę, Ferrer zwrócił się do swego asystenta: "Cóż to za zdzira?".

Nie wiadomo, ile w filmowej Dorothy było z matki Hofmana. Wiemy jednak, że tytuł filmu był propozycją samego aktora; tak właśnie miał na imię pies jego mamy. Z kolei w pierwszej scenie filmu, kiedy bohater Hoffmana przymierza kostium Dorothy, obok zegarka widzimy portret mamy gwiazdora.

"Tootsie" podbiło amerykańskie kina, stając się drugim najbardziej kasowym filmem 1982 roku, tuż po "E.T" Stevena Spielberga, zaś finałowa kwestia Dustina Hoffmana: "Byłem lepszym mężczyzną jako kobieta, niż jako facet" - na stałe weszła do historii amerykańskiego kina.

Wysokie obcasy? Ponury wynalazek!

Kolejnym znanym aktorem, którego kobieca kreacja zaliczana jest do "klasyków gatunku", jest Robin Wiliams - odtwórca tytułowej roli w komedii "Pani Doubtfire" w reżyserii Chrisa Columbusa. Mający wieloletnie doświadczenie jako komik Williams z brawurą wcielił się w postać Daniela Hillarda - bezrobotnego aktora (znowu!) i niezbyt przykładnego ojca. Dlatego jego żona Miranda po 14 latach małżeństwa decyduje się na rozwód i zabiera ze sobą dzieci. Zgodnie z wyrokiem sądu Hillard może widywać dzieci tylko raz w tygodniu. Gdy dowiaduje się, że Miranda potrzebuje gosposi, nie waha się. Dzięki charakteryzacji i umiejętności modulacji głosu staje się 65-letnią Euphegenią Doubtfire.

Postać pani Doubtfire po raz pierwszy zaprezentowana została publicznie przez Williamsa podczas komediowego show Andy'ego Kaufmana (pamiętacie "Człowieka z księżyca" Milosza Formana?) w Carnegie Hall. Williams wkroczył na scenę, udając babcię kontrowersyjnego komika.

Według jednej z biograficznych książek aktor wypróbowywał autentyczność swej kreacji, udając się w przebraniu pani Doubtfire do sex-shopów. Nikt nie wątpił w to, że ma do czynienia z ekscentryczną, zażywna staruszką. A propos... Nazwisko bohaterki filmu zaczerpnięte zostało z tytułu prasowego artykułu, który opowiadał o strażaku, poddającym w wątpliwość przypadkowość pożaru, do którego został wezwany. "Firemen Doubt Fire was Accidental".


Sam gwiazdor przyznawał jednak, że w "Pani Doubtfire" nie chodziło o nic innego, jak pokazanie, że rozwód rodziców jest wielkim przeżyciem dla dzieci. "Wiele dzieci jest po prostu małymi zakładnikami, przenoszonymi z miejsca na miejsce, a ten film wykorzystuje konwencję komedii do przyjrzenia się temu problemowi. To jest jedyny powód, dla którego nakręciliśmy ten film" - deklarował aktor.

"Sedno tego obrazu polega na tym, że tak długo, jak długo jest miłość, istnieje też rodzina" - dorzucał od siebie Chris Culubmus. O ile więc 10 lat wcześniej Dustin Hoffman przebierał się za kobietę, aby powiedzieć coś istotnego na temat kulturowej teorii gender, o tyle przebieranka Robina Williamsa miała już o wiele bardziej konserwatywne pobudki. Legion Przyzwoitości byłby zachwycony!

Ale było też coś o istocie kobiecości.... "Wysokie obcasy to najbardziej ponury wynalazek ostatnich dwóch wieków!" - żartował Robin Williams. "Mam na myśli to, co wyczyniają z twoim kręgosłupem, nawet jeśli twoje nogi wyglądają w nich wybornie!" - dodawał Williams, który, aby stać się panią Doubtfire, musiał spędzić codziennie 4,5 godziny w charakteryzatorni. Opłaciło się? Jedyny Oscar, który "Pani Doubtfire" otrzymała podczas gali w 1993 roku, zdobyła w kategorii "najlepsza charakteryzacja".

Nie wszyscy wiedzą jednak, że rola w filmie Columbusa była dla aktora rodzajem autobiograficznej terapii. Gwiazdor w trakcie prac nad "Panią Doubtfire" był właśnie po rozwodzie ze swą żoną, którą rzucił, by... poślubić opiekunkę własnego dziecka. W filmie Columbusa jego bohater bierze rozwód, po czym sam zatrudnia się jako niania...

Groźba Złotej Maliny

Na liście aktorów, którzy w ostatnich latach wcielali się w postaci kobiet, znaleźli się mistrzowie niewybrednej komedii: Eddie Murphy ("Norbit") oraz Adam Sandler ("Jack i Jill"). Znaczące, że za swe wygłupy obaj otrzymali grad nominacji do Złotych Malin, potwierdzając tym samym, że aby wiarygodnie przedstawić w kinie kobietę, nie wystarczy samo nałożenie peruki. O wiele lepiej operację kinematograficznej zmiany płci przeszedł John Travolta - gwiazda remake'u kultowego musicalu Johna Watersa "Lakier do włosów" (znamienne - scenariusz adaptacji podpisał swoim nazwiskiem Leslie Dixon - scenarzysta "Pani Doubtfire").

Dla Travolty był do powrót do konwencji musicalu - sławę zyskał przecież jako odtwórca głównej roli w młodzieżowym hicie "Grease". To mniej więcej z tego powodu producenci zrezygnowali z innych aktorów, którzy mieli większe doświadczenie w komedii (Toma Hanks, Steve Martin, ... Robin Williams).

"Bardzo się cieszyłem, że w filmie nie ma wątpliwości, że to ja. Po pierwszym zaskoczeniu widz jednak zapomina, że ma do czynienia z Johnem Travoltą i pozwala się ponieść tej słusznych rozmiarów kobiecie" - powiedział aktor, który wcielił się w postać matki głównej bohaterki.

"Wyszło fantastycznie. Nie wiedziałem czy się uda, aż do próby charakteryzacji. Wszedłem na plan, uśmiechnąłem się szeroko - miałem kilka fałd podbródka, wielkie policzki i nagle... stałem się Edną. Edna ożyła" - dodał Travolta.


Jego kreacja wywołała jednak parę pozafilmowych kontrowersji. Mimo że przychylnie oceniona przez krytykę (nominacja do Złotego Globu!) i zaakceptowana przez widzów, spotkała się z protestem ze strony... środowisk gejowskich. W oryginalnym filmie Johna Watersa postać Edny Turnblad odtwarzał słynny transwestyta o ksywce Divine. Teraz poszło o przynależność Travolty do Kościoła Scjentologów, znanego z homofobicznych sympatii. Dyskusję uciął reżyser "Lakieru..." Adam Shankman, nie kryjący swych erotycznych skłonności homoseksualista: "Ani razu na planie nie słyszałem słowa 'scjentologia'"!

Krótka historia kinematograficznej transpłciowości wygląda więc następująco: Tony Curtis z Jackiem Lemmonem przełamywali obyczajowe tabu, Dustin Hoffman walczył o prawa kobiet, Robin Williams wygłaszał pochwałę rodziny, a John Travolta prowokował homoseksualistów! Kto następny do założenia spódnicy na ekranie?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Pół żartem | co to znaczy?"
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy